„Ci, których kochamy nie
umierają nigdy,
bo miłość, to
nieśmiertelność”
•••
Van z radością rzuciła się na szyję
Gregora, po czym razem utonęli we wzajemnych objęciach. Ich radość była nieopisana.
To co czuli było tak niesamowitym uczuciem, które powinien poznać każdy
człowiek. Po chwili zobaczyli przed sobą lekarza, na twarzy którego, malował
się dziwny obraz. Nie zrozumiały, na obecną radosną chwilę dla nich. Niemal w
tej samej chwili, puścili się i stanęli na baczność, nie mogąc złapać oddechu.
Śmiertelnie wystraszyli się miny i postawy mężczyzny, który chciał właśnie
teraz przerwać ich radość oraz postawić do góry nogami całą dotychczasową wizję
świata.
-Gratuluję, ma Pan
ślicznego synka.- odezwał się martwo, zwracając się bezpośrednio do wysokiego
szatyna.
-A co z Ann? Jak
się czuje?- wtrąciła się niegrzecznie Vanessa, ciekawa kiedy może uścisnąć
swoją przyjaciółkę i cieszyć się maleństwem, które niedawno przyszło na świat.
A co najważniejsze- cieszyć się razem z przyjaciółką jej szczęściem. Lekarz nic
jednak nie odpowiadał. Jego milczenie było przerażające. Po postawie Gregora,
widać było jak na dłoni, że spiął się. Wszystkie jego mięśnie naprężyły się,
jakby czuły, że zaraz chłopak może dowiedzieć się czegoś przerażającego.
Paraliżującego. Strasznego. Raniącego. Czegoś, co nie miało prawa się nigdy wydarzyć. A przynajmniej nie teraz. Nie tak wcześnie. Za wcześnie. Uczucia nie do opisania słowami
ludzkimi. Bo czym są słowa? One praktycznie nigdy nie oddają tego, co człowiek
naprawdę czuje… To tylko marne zilustrowanie prawdziwych uczuć. Uczuć, które sprawiają, że czasem sami się w nich gubimy. Uśmiech, który gościł na ich twarzach, zniknął w ułamku
sekundy. Mężczyzna w białym fartuchu, patrzył na nich smutnym wzrokiem, mając
poczucie, że zaraz zniszczy świat, na pewno, jednej z osób stojących obok
niego. Oblał go zimny pot, chociaż powinien przyzwyczaić się już do
przekazywania takich wiadomości.Nie był lekarzem od dziś, ale rzadko zdarzało się widywać widok, który gościł w oczach Gregora. Widok zabranej lub powoli gasnącej nadziei.
-Tak mi przykro…-
przerwał martwą ciszę.- Niestety, nie obyło się bez komplikacji…
-Co z Ann?!-
krzyknął, a może nawet i pisnął, nerwowo Gregor, w którego oczach widniał
strach i rozpacz, a dostrzec można było nawet łzy, które nie wiadomo kiedy
napłynęły chłopakowi do oczu.
-Nie żyje….-
powiedział, po czym odszedł, zostawiając samych na korytarzu, osłupiałego
Gregora i Vanessę. Nie mogli uwierzyć w to, co się stało. To co przed chwilą
powiedział im ten lekarz nie mogło być prawdą… Jak Ann miała nie żyć?! Jakim
prawem? Była przecież taka młoda. Zanim rozkwitła już Ją zerwano... Nigdy
nikomu nie zawiniła ani nie zrobiła krzywdy. Była dobrym człowiekiem. Teraz,
powinna cieszyć się swoim dzieckiem, a nie leżeć martwa, sztywna i zimna w
kostnicy, czekając na swoje ostatnie pożegnanie. To właśnie śmierć... Nieproszona, przychodząca nagle, niespodziewanie... Lecz tym razem zebrała straszliwe żniwo... Ann... Dlaczego? Tylko to pytanie ciągle tkwiło w głowie szatynki oraz Austriaka. W czynach była niedościgniona... Dlaczego, więc zabrano Ją do Krainy Wiecznego Szczęścia, skoro świat właśnie potrzebuje takich ludzi jak Ona? Dlaczego los jest tak okrutny wobec osób, które chcą i powinny żyć? Dlaczego takie scenariusze spotykają tak wspaniałych ludzi, do których grona na pewno należała Ann? Jak ich życie będzie teraz
wyglądało bez niej? To pytanie, na które nie potrafili odnaleźć odpowiedzi. Z
oczu Vanessy kapały ciurkiem łzy. To było niepojęte… Ann była z nią od zawsze…
Od kiedy tylko sięgała pamięcią. Zawsze... I miała być na zawsze... Miała... Znowu straciła kogoś ważniejszego niż złoto.
Kogoś, kto miał być na zawsze… Objął Ją w swe ramiona ból i smutek. Jak miała o Niej zapomnieć, skoro dała Jej tyle do zapamiętania? Już nie będzie lepiej... Nie... Śmierć bliskiej osoby dopiero z czasem przywołuje jeszcze więcej wspomnień... Już nic gorzego ani Ją, ani Gregora nie spotka... Z sali wyszła pielęgniarka, trzymająca niemowlaka na ręce. Nieco
zagubiona podeszła do Gregora, by dać dziecko na ręce jego ojca, lecz ten
odskoczył od dziecka jakby było jakąś zarazą. Widząc reakcję chłopaka, Vanessa
natychmiastowo podeszła do pielęgniarki i wzięła na ręce małego człowieczka.
Był taki piękny. Słodko i niewinnie spał, nie wiedząc, że niedawno jego matka umarła po to, aby on mógł żyć. By mógł dorastać. Być szczęśliwym. Na razie
nie potrafiła dostrzec żadnego podobieństwa do Ann czy Gregora, lecz wiedziała
już, że kocha tę kruszynkę, którą trzymała na rękach. Patrzyła na niego, a łzy
z jej oczu nie przestawały lecieć. Wręcz przeciwnie. Zaczęła płakać jeszcze
bardziej. Patrzyła na niego swymi załzawionymi oczami. Spał i nawet nie zdawał
sobie sprawę, że jego rodzicielka przed momentem pożegnała się z życiem właśnie
dla niego… Ta myśl ciągle brzmiała w jej głowie. Taki mały, a już nie miał
matki. Rozumiała go po części. Ona też nie miała nigdy prawdziwej matki, która
nie okłamywałaby jej od samego początku… Dlatego też, do spojrzenia dziewczyny
doszło jeszcze współczucie.
-Jest piękny.-
powiedziała czule, przysiadając się do Gregora, który ciągle siedział na
poczekalni, zaraz po tym jak odniosła dziecko na salę. Nie odpowiedział nic. Nerwowo przygryzł
jedynie swoją dolną wargę, po czym zaraz zwęził usta w wąską kreskę.
-Oddam je do
adopcji.- wycedził po jakimś czasie. Widział z tym dziecku odosobnienie
największego zła na świecie, które zostało popełnione, czyli śmierć Ann. Nigdy
nie chciał go nawet dotknąć. Sądził, że to ono zabiło jego największy skarb w
postaci niskiej, brązowookiej blondynki.
-Co ty wygadujesz?!-
zareagowała natychmiastowo, ze zdenerwowaniem w głosie.
-Nie chce go.-
odpowiedział martwym głosem w stu procentach pewny swego. Ta pewność, aż raziła
w oczy…
-Ann chciała tego
dziecka!- pisnęła cienko.- Ona dla niego umarła! Ona chciała jego życia,
rozumiesz?! Bardziej niż swojego życia! A Ty co?! Jak ostatni mięczak poddajesz się? Boisz się? Chcesz, żeby... Żeby śmierć Ann poszła na marne?- kontynuowała, a widząc wzrok, którym obdarował ją Gregor
zrozumiała, że może jeszcze było odrobinę za wcześnie wypowiadać się w jego
towarzystwie o Ann w czasie przeszłym. Dziwiło ją również to, że tak szybko
pozbierała się po tej tragicznej wiadomości. To widok maleństwa tak na nią
podziałał. Doszedł do niej fakt, że życie Ann nie poszło na marne. Zostawiła
coś po sobie na tym świecie a teraz chciała to przekazać załamanemu Gregorowi.
I chyba nawet udało jej się. Słowa Vanessy uderzyły w niego ze zdwojoną siłą.
Miała całkowitą rację. Ann chciała tego dziecka, tak samo jak on chciał je wcześniej.
Dlaczego o tym zapomniał? Czemu przez chwilę brzydził się własnym dzieckiem? To
nienormalna sytuacja dla niego. Zaczął wstydzić się przed sobą swych myśli, które go wcześniej otaczały.-
Pozwolisz, żeby Ann umarła na marne? Przez to, że stchórzyłeś?- zagrzmiała, by
dać jasno do zrozumienia chłopakowi, iż nie może nawet o czymś takim myśleć. Chciała powtarzać nieustannie te słowa. Do skutku. Byleby tylko chłopak wrócił na właściwą drogę.
-A jak my mu damy
na imię?- zapytał, dając jednocześnie znak dziewczynie, że udało jej się
przekonać Gregora do dalszego życia z małym człowieczkiem u swego boku. Części
Ann, która mu po niej została. Jedynej żywej części. Tą wieczną posiadał już na
zawsze w swoim sercu. No oczywiście były
jeszcze zdjęcia, pamiątki, ale to zawsze będzie za mało dla niego… Miał ogromną
nadzieję, że kiedy spojrzy na uśmiechniętą twarz małego, zobaczy uśmiech Ann,
który zawsze dodawał mu sił i ochoty do życia. Pragnął również wychować swojego
syna tak, aby nigdy nie zapomniał o swojej matce. Matce, która co prawda nigdy
nie była obecna w jego życiu, ale poświęciła dla niego wszystko co było możliwe
do oddania. Życie. Miłość. Ann poświęciła coś także Gregorowi. Zaufanie, które
objawiać się miało tym, że to właśnie jemu blondynka powierzyła wychowanie jej
dziecka. Musiał zatem wziąć na siebie to brzemię. Brzemię samotnego ojcostwa.
Jak to wszystko ze sobą pogodzi? Nie miał zielonego pojęcia. Treningi,
konkursy… Ale… Musiał dać rady. Nie mógł pozwolić sobie zawieść zaufanie Ann.
-Ann chciała, żeby
jej syn miał na imię Tim.- wyznała szczerze Vanessa, przypominając sobie
niedawne słowa swojej przyjaciółki. Zupełnie tak, jakby wtedy już czuła, że
umrze…
-Tim
Schlierenzauer.- powiedział jakby sam do siebie.- Ładnie.- ciągnął trochę bez przekonania,
przerażony tym, co go czeka w najbliższej przyszłości. Ale może nie będzie tak źle jak przypuszczał? Może to wszystko wydaje się takie straszne, bo sam nie wie co Go czeka? Oby tak właśnie było...
-Bardzo ładnie.-
poparła, kładąc rękę na ramieniu szatyna.- No idź już do niego. Sala na wprost
i w lewo.- wytłumaczyła mu szybko jak dojść do sali gdzie znajdował się maluch,
by sam ojciec mógł wreszcie zobaczyć jaki posiada teraz skarb. Kto wie… Może
Gregor będzie w stanie wyłapać jakąś część Ann w Timie, co doda mu ochoty i
siły do dalszej walki o przyszłość? Kiedy go tylko zobaczył, nie mógł uwierzyć,
że teraz będzie odpowiedzialny za takie maleństwo. Była to taka mała, krucha
postać, którą pokochał od pierwszego wejrzenia, miłością, którą jeszcze nigdy
nikogo nie obdarzał. Cudwną miłością. Coś chwyciło go za serce. Stał za szybą,
nie mogąc oderwać oczu od małego Tima. Był taki piękny. Teraz coś zrozumiał.
Tim będzie sprawiał, że nigdy nie zapomni o Ann. Mimo, że zdawał sobie
wcześniej z tego sprawy, nie sądził, że aż będzie to wszystko raziło go w oczy.
Uśmiechnął się przez łzy, ciągle patrząc na swojego syna. A co w tym czasie robiła Van?
Otóż, prawdopodobnie podjęła decyzję, której będzie żałowała do końca życia.
_______________________
Ta dam!
Do końca został już tylko
epilog. ;D
Sama nie wiem czy mam się
cieszyć, czy przeciwnie…
Szło mi czasem jak po
grudzie, ale ta historia była moim dzieckiem…
A tak na marginesie, to teraz już wiecie dlaczego w życiu
Ann tak bardzo nie namieszałam. :)
Po prostu, nie miałam jakoś serca, zwłaszcza
że znałam Jej los od samego początku...
A tak na marginesie, to teraz już wiecie dlaczego w życiu
Ann tak bardzo nie namieszałam. :)
Po prostu, nie miałam jakoś serca, zwłaszcza
że znałam Jej los od samego początku...
Buziaki. ;*
No dobra mimo że jej nie lubiłam, ba nawet w niektórych momentach aż nienawidziłam to troche smutno mi jest, czytając że Gregor chciał oddać dziecko zrozumiałam że Ann może w niektórych sytuacjach patrzyła na swój własny nos to coś tam zrobiła, no bo przecież urodziła i jej się zmarło. No cóż dlatego kocham to opowiadanie, nie jest przesłodzone.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i całuje
Werooooo....
O mamuniu...
OdpowiedzUsuńNo tego to sie nie spodziewałam.
Ja tak jak Weroooo nie darzyłam sympatią Ann ale nie chciałam, żeby to się tak skończyło :(
To smutne bo Gregor cierpi. Na pewno Mu teraz nie jest łatwo. :(
Skoro Ty Go zostawiłas samego z dzieckiem to ja u siebie chyba nie powinnam :P
Mam nadzieję, że jakąkolwiek decyzję podjęła Van nie będzie tu smutnego zakończenia.
W każdym opowiadaniu sa smutne zakończenia. Ja tak nie chcę i życzę Ci, żebyś zrobiła happy end :*
Buziole :*
A ja wracam do pieczenia :P
Wohooo, jakos nie lubialm tej Ann, ale smierc nigdy nie jest rzecza pozytywna, dlatego troche mi jej szkoda. Gregor to chyba dostal cegłą w łeb, żeby nawet pomyśleć o adopcji!
OdpowiedzUsuńBuziaki, czekam na epilog :*
P.S
remember-to-forget-you.blogspot.com :)
wow, tego się nie spodziewałam. Śmierć Ann. Szkoda mi w tej sytuacji Gregora. Cała odpowiedzialność za dziecko spadła właśnie na niego. Dobrze, że Van do niego jakoś przemówiła i mam nadzieję, że nie odda Tima.
OdpowiedzUsuńCholera a ta końcówka, decyzja. O co chodzi? Nie mogę doczekać się następnego, tylko szkoda, że będzie to epilog. :(
Pozdrawiam :*
Boże czułam ze coś się wydarzy , ale miałam nadzieję, że jednak nie ... Szkoda mi Gregora , bo znowu traci osobę, którą kocha (nawiązuje tu do poprzedniego bloga) , a Van co ona znowu zrobiła klasztor ? Nie , a co z Michi ? Szkoda mi się żegnać z tym opowiadaniem ale cóż. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBrak mi słów , ale to Twoja historia... więc piszesz co chcesz...
OdpowiedzUsuńObawiam się tylko , że wiem już co będzie epilogu ...a dla mnie jako zwolenniczki Ann nie jest to dobra wizja...
Greg, Vanessa ... nie istnieją już dla mnie!
Teraz zauważyłam Thomasa! I on chyba został moim ulubieńcem.
Ann.
Ann.. Nie wierzę, ale coś przeczuwałam i to się sprawdziło. Przeczuwam jedno, czyli związek Van i Gregora, jest to takie oczywiste! No chyba, że w epilogu będzie bardzo namieszane, no zobaczymy. Z jeden strony czekam, a z drugiej nie. Pozdrawiam. :*
OdpowiedzUsuńNa początku chcę cię przeprosić, za to że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale nie było mnie na laptopie.
OdpowiedzUsuńNadrobiłam obydwa i płakałam jak głupia ;c
Biedna Ann ;/ Szkoda jej ;/
Gregor da radę ja to wiem, ty to wiesz, wszyscy to wiemy hej! :D
< Tak trochę na głowę mi pada ale... XD Ja tak mam od dziecka XD >
Smutam baaardzo, że już koniec tego przepięknego dzieła ;c
Czekam więc z niecierpliwością na epilog <3
Buziaki ;**