„Sto myśli, dziesiątki problemów,
jedno głupie serce...”
•••
Ich
wszystkie wspólnie spędzone chwile, stanęły jej przed oczami wraz z widokiem
poważnej miny Thomasa. Była pewna, że blondyn zaraz zakończy ich związek. Nie
było opcji przyjaźni między nimi. Czy walczyłaby o zmianę decyzji chłopaka? Nie. Nigdy nie
chciała się narzucać, więc i tym razem by tego nie zrobiła. Ten typ, tak miał.
Nie była osobą walczącą o swoje i dążącą do celu po trupach. Chyba nie potrafiła
nawet taka być. Zawsze trochę odstawała w takich sprawach od innych. Czemu tak było? To wszystko przez poczucie własnej wartości. Tego Vanessie akurat brakowało...
-Vanesso,
zostaniesz moją żoną?- powiedział, klękając przed przerażoną dziewczyną, która
w głowie miała tysiące czarnych scenariuszy oraz wyciągając czerwone
pudełeczko, w którym znajdował się pierścionek z brylantem. Spojrzała
okrągłymi, zaskoczonymi oczami na chłopaka, klęczącego przed nią. Czuła się
jakby zapomniała języka w gardle. Widziała spojrzenia ludzi, którzy patrzyli na
parę uważnie obserwując ruch każdego z nich. To sprawiało, że jeszcze bardziej
nie mogła wykrztusić słowa z swojego gardła.
-Van, wszystko
dobrze?- zapytał, nieprzerwanie klęcząc, kiedy widział, że dziewczyna jest kompletnie
nieobecna. Słowa chłopaka pchnęły ją zdecydowanie do przodu. Wiedziała czego
chce. Odpowiedź mogła być tylko jedna.
-Tak! Oczywiście,
że tak! Tak!- wykrzyczała, nie zważając, że lokal jest pełen ludzi i rzuciła
się chłopakowi na szyję, tak mocno go przytulając, że omal go nie udusiła. Czy
miała jakieś wątpliwości? Miała tysiące wątpliwości, które przewijały się przez
jej głowę w ułamku sekundy, ale tak będzie lepiej. Lepiej dla nich jako
partnerów życiowych. Zaręczyny, nie mówiąc o ślubie, miało poprawić napiętą sytuację
między nimi, która ją powoli niszczyła. Nie tylko ją... Była gotowa chwycić się każdej tratwy ratunku.
Thomas czuł to samo. Myślał dokładnie tak samo jak Vanessa. Pod tym względem
nie różnili się w ogóle. Te kłótnie, uczucie oddalenia się Van, sprawiło, że
był do tego stopnia zdesperowany, iż musiał postawić krok do przodu w ich
związku, czyli tym razem były nim zaręczyny. Nie wiedział, czy to jest słuszne. Czy jest gotowy... A przede wszystkim- czy tego naprawdę chce.
Niektórych rzeczy nie dało się ominąć. Ona też zdawała sobie z tego sprawę,
udzielając pozytywnej odpowiedzi na postawione pytanie przez Thomasa. Nie
przejmowali się tym jednak zanadto. Wierzyli, że przetrwają wszystko. Nie byli
razem od roku, czy dwóch. Znali się lepiej niż znali własne kieszenie. I może
to ich powoli zabijało? Że nie potrafili raz po raz, z każdym dniem, odkrywać
siebie coraz bardziej? Jednak Vanessa była zdania, że rutyna nie niszczy
miłości. To co było między nimi, to tylko chwilowy kryzys, który minie.
Potrzeba jedynie czasu a przede wszystkim wytrzymałości, która była
najważniejsza w każdym związku, nie wspominając oczywiście o miłości.
Miesiąc później:
Vanessa naprawdę przejęła się
przygotowaniami do ślubu. Godzinami mogła oglądać katalogi ze sukniami
ślubnymi, wystrojami wnętrz sal weselnych. Na samą myśl, że ona i Thomas będą stali razem
przed ołtarzem, uśmiechała się. To był dobry krok do przodu. Kłócili się już o
wiele mniej, bo jednak drobne kłótnie
zawsze w każdym związku się zdarzają. To nieunikniona rzecz, ale Vanessa czuła,
że ona i Thomas, zbliżyli się do siebie po raz kolejny. Odzyskała Go. Thomasa,
którego kochała z całych sił. Wiedziała, że teraz są jeszcze silniejsi. Skoro przetrwali
coś takiego, to potem już nic nie będzie dla nich straszne. Zaczęła chyba
jeszcze bardziej kochać Thomasa. Zastanawiała się, czy mogłaby pokochać kogoś
innego... Nigdy przecież z nikim nie była, żaden inny chłopak jej się nie
podobał, który nie był Thomasem. Często myślała, że jest dziwna. Często
koleżanki śmiały się z niej, że nigdy nie miała żadnego chłopaka, oprócz
Thomasa. Ale ona uważała ich historię za piękną. Niepowtarzalną. Romantyczną.
Wyjątkową.
-Kim jest ta szatynka?- zapytał na
treningu Thomas, stojącego obok siebie, Gregora.
-To nowa skoczkini…-
odpowiedział krótko szatyn.- Caroline Weber. Niedawno zaczęła trenować w kadrze
A.- wyjaśnił. Ale Thomas go już nie słuchał. Zaintrygowała go ta dziewczyna,
która właśnie kłopotała się ze swoimi nartami, które widocznie nie chciały się
zapiąć na jej zgrabnych stópkach. Każdy jej ruch, wprawiał go w obłęd.
Przyglądał się jej z uwagą, której nigdy chyba nikomu nie poświęcił. Świata nie
było. Była Caroline. W jego głowie była tylko ona. Nie czekał na nic, tylko od
razu popędził pomóc jej z nartami, które odmówiły posłuszeństwa. Nie mógł o
niej zapomnieć. Nigdy czegoś takiego nie czuł. Nie rozumiał co się wokół niego dzieje.
Był całkowicie zagubiony a to wszystko sprawiło, że zaczął porównywać Van do
uroczej skoczkini. Cokolwiek nie zrobiła, było źle, gdyż uważał, że Caroline zrobiłaby
to lepiej. To było absurdalne, lecz niestety prawdziwe. Vanessa natomiast, nic
z tego nie rozumiała. Nie znała żadnej Caroline, ale chciała tak bardzo ją
poznać. Chciała wiedzieć, kto zawrócił jej narzeczonemu w głowie. Inaczej
niestety nie dało się tego nazwać. Tak. Ona wiedziała, że Thomas musiał kogoś
poznać. Nie dało się tego nie zauważyć. Przez sen powtarzał jej imię; boleśnie
uświadamiał jej, że do niczego się nie nadaje, w przeciwieństwie do Caroline.
Zaczynała powoli tracić cierpliwość. Miała dosyć. Po raz kolejny w ich związku
coś nie grało. Czy oni jeszcze potrafili ze sobą być? Owszem, była zazdrosna,
ale ufała Morgiemu i wierzyła, że on nigdy jej nie zdradzi. Jej zaufanie do
niego nie znało granic. Było wręcz chorobliwe. Ale jeśli ktoś kocha naprawdę, to i ufa. A ona
kochała już w chorobliwy sposób, chorobliwie przy tym ufając swojemu
partnerowi, chorobliwie wierząc, że jeśli ich związek przetrwał chwilowy
kryzys, to już nic i nigdy go nie zniszczy.
-Sądzisz, że to ma
jeszcze sens?- zapytał chłopak, podczas wspólnego spaceru, zaraz po kolacji.
-Co masz na
myśli?- zapytała, jąkając się. Co mogły oznaczać słowa chłopaka? Domyślała się,
lecz nie pozwoliła wpuścić do swojej głowy takiej myśli. Broniła się przed tym
jak mogła. Jeszcze była szansa, że nie ziści się to, co podejrzewała i jakże
bardzo się bała… Zbliżyła się do niego, chwytając chłopaka za ręce. Próbowała
udawać, że nie zmartwiły ją jego słowa . Była zdania, że to już jej
podświadomość płata jej figle i każde słowo Thomasa bierze zbyt do siebie.
-Van, nasz związek
już nie ma sensu. Wiesz co to oznacza...- odsunął się od niej. Spojrzała na
niego, wzrokiem pytającym: „Dlaczego?”. Usiadła na ławce obok. Thomas usiadł u
jej boku, bacznie obserwując reakcję dziewczyny. Zaczęła płakać. Cała drżała.
Nie miał pojęcia, jak ma postąpić w takiej sytuacji. Chciał teraz objąć ją
ramieniem i jakoś pocieszyć, ale teraz to nie była najlepsza chwila. Spojrzał
na nią z poczuciem, że być może robi to po raz ostatni i odszedł bez słowa. Doskonale
wiedział, że robi źle zostawiając Vanessę samą, jednak jemu też było trudno.
Odszedł i zostawił ją samą. Zrozpaczoną do bólu. Z każdą sekundą zaczęła płakać
coraz bardziej i donośniej, tak jakby chciała, żeby wraz z łzami wypłynęły z
niej wszystkie zmartwienia, ból i uczucie odrzucenia oraz zawodu. Jej serce powoli umierało. A co bolało równie
mocno? Brak jakichkolwiek słów pożegnalnych z jego strony. Wszystko przeminęło. Nie potrafiła zrozumieć.
Mimo siarczystego mrozu, nie czuła zimna. Spadła z ławki. Nie podniosła się.
Stała na czworaka, tuż obok drewnianej ławeczki. Nieprzerwanie płakała. Ludzie mijający ją,
patrzyli na nią, jak na alkoholiczkę. Dzieci oddalały się od niej, jak tylko
się dało. Ona nie miała sił się podnieść. Nawet nie chciała. Jeszcze bardziej
płakała. W końcu opadła nawet z sił i położyła się na boku wąskiej uliczki
parku. Chciała tutaj zostać już do końca. Chciała tutaj zamarznąć na śmierć i
zakończyć swój żywot.
-Patrzcie na nią!-
usłyszała męski głos. Nieznajomy zbliżał się do niej coraz bliżej. Czuła, jak
stawia kroki w jej kierunku. Było ich kilku. Słyszała ich śmiechy, a na swoim
ciele czuła chamskie spojrzenia.
-Nawet niezła…-
usłyszała z ust innego mężczyzny. Podniosła wzrok i zobaczyła gromadkę
chłopaków, których uznać można była za tych „spod ciemnej gwiazdy”. Jeden z
nich podniósł ją, brutalnie chwytając dziewczynę za ręce. Zupełnie jakby była
nic nie znaczącą rzeczą. Łzy nadal płynęły z jej oczu. Patrzyli na nią jak na
bezwartościowy przedmiot. Po chwili poczuła, że jeden z nich zbliżył się do
niej niebezpiecznie blisko i objął ją w pasie. Zaczęła przeraźliwie krzyczeć i piszczeć,
próbując zwrócić na swoją osobę czyjąś uwagę. Wyrywała się na chwilę, lecz jej
siła była niczym w porównaniu do nieznajomych, gdyż po chwili inny członek ich
grupki, złapał Vanessę za ramiona, po czym umiejętnie obrócił do siebie. Kopnęła
napastnika, lecz ten długo nie pozostał jej dłużny. Od razu poczuła na swym
policzku mocne uderzenie pięścią. Czuła, że z jej nosa sączy się krew.
Próbowała z całych sił jakoś to wszystko przerwać, ale była bezsilna… Oni
ciągnęli ją za sobą coraz dalej, coraz bardziej śmiejąc i poniżając dziewczynę…
Była w kompletnym potrzasku.
_______________
To dwójka za nami… ;]
Jejku, ja Wam naprawdę
bardzo, bardzo chciałam podziękować za poprzednie komentarze. Taka zachęta na
samym początku jest niesamowitym kopniakiem, który sprawia, że jeszcze bardziej
chce się pisać następne rozdziały. ;))
Dlatego pamiętajcie o dalszym
komentowaniu! :)
Ściskam mocno. ;***
Super rozdział ;-) czekam na następny
OdpowiedzUsuńI pozdrawiam że szkoły :-*
o wow... Kochana ależ mnie teraz zaciekawiłaś :D biedna Van... :( Thomas tak po prostu ją zostawił po tylu wspólnych latach :( Mam nadzieję, że nic się jej nie stanie złego. I że znajdzie kogoś kto ją na prawdę pokocha. Czekam niecierpliwie na kolejny :*
OdpowiedzUsuńJejku, szkoda mi jej biedna ;c
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jej nic nie będzie, że ktoś ją uratuje...
A Morgi, oj Morgi...
Czekam z niecierpliwością na kolejny
Buziaki ;*
Morgi! Jak mogłeś?! Dobra, wybaczę ci fakt, że rzuciłeś ją dla innej, która pewnie nawet na ciebie nie spojrzy. Wybaczę. Ale nigdy nie wybaczę ci tego, że się nie pożegnałeś. Że ją tam zostawiłeś.
OdpowiedzUsuńBiedna Vanessa... Mam nadzieję, że się pozbiera. I że ktoś ją uratuje.
Strasznie dobrze zaczęłaś i czekam na ciąg dalszy, buziaki :*
Czułam, czułam, że Morgenstern coś odwali, a żeby tego pożałował! Wzruszył mnie ten rozdział, jestem pewna, że będzie jej bardzo ciężko się pozbierać. Nie wiem co mam więcej napisać, czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam. :*
OdpowiedzUsuńJestem tak wściekła na tego kretyna Morgensterna , że wzrokiem bym zabiła!
OdpowiedzUsuńZachował się jak szczeniak ! Zostawił Van samą! Ciekawe co teraz powie!
Nigdy , powtarzam nigdy bym mu tego nie wybaczyła!
Ann!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNo wiesz Ty co?! Na początku się cieszyłam, że nie chciał z nią zerwać, tylko jej się oświadczył, ale później... Tak mnie Thomas wkurzył! Jak on tak mógł ją tam zostawić? Jakieś nędzne "nasz związek nie ma sensu. Wiesz, co to oznacza..." Bał się więcej powiedzieć? Stchórzył?
OdpowiedzUsuńA ta końcówka to...o matko! Oby nic się nie stało...
Pozdrawiam :*
Kochana po pierwsze chciałam Ci bardzo podziękować za to , że poinformowałaś mnie o Twoim blogu i bardzo bym prosiła ,.abyś mnie informowała o nowych rozdziałach u mnie na blogu , obojętnie jakim , w zakładce Spam :)
OdpowiedzUsuńMorgenstern Ty świnio !! Ona po za Tobą świata nie widzi , martwi się o Ciebie , kocha , a Ty spotykasz jakąś pierwszą lepszą laskę i co ? Miłość od pietwszego wejrzenia ? Że byś wiedział , że JA szyjuje na Ciebie zemste ! Oświadczasz się jej , Ona przejmyje się ślubem i wogóle , a Ty na spacerze mówisz jej , że to koniec ! -.- I jeszcze nadzwyczajnie w świecie zostawiasz ją i odchodzisz , a Ona biedna na tej ławce rozpacza , płacze z bólu , leży na ziemi , zaczepiają Ją jakieś typy , Ona bita i cierpiąca jeszcze bardziej !! A Ty co ?! Twoją pustą głowę zajmuje szanowna Pani Caroline Weber , a nie ukochana od najmłodszych lat Venessa ? Nie bede się już wypowiadać na Jego temat. Gdy tak Ona płakała , cierpiała , łzy popłynęły po moim poluczku ... <3
Opowiadanoe jest cudowne i mam nadzieje , że szybko napiszesz rozdział ^^
Buziaczki.kochana :*****
Ooo...tego się nie spodziewałam. Po przeczytaniu poprzedniego rozdziału podejrzewałam, że oświadczy się jej, ale to co się stało potem...szok. Jak on mógł zwrócić uwagę inną, tak szybko? Najgorsze jest chyba to, że zostawił ją samą, biedną, bez żadnego słowa.
OdpowiedzUsuńAle bardzo mnie zaciekawiłaś ;)
U mnie pojawił się prolog, w trochę innej tematyce niż Twoja, ponieważ piszę o siatkówce, ale może będziesz miała ochotę tam zawitać ;)
luck-of-fate.blogspot.com :)
Dodaję Twojego bloga do zakładki "ulubione" ;)
OdpowiedzUsuńEhh, a ja myślałam, że ich związek przez te zaręczyny jakoś się odbuduje, że będzie lepiej, będzie tak jak jeszcze kilka lat temu ... a tu proszę. Pojawiła się jakaś Caroline (moja imienniczka, ale w tym wypadku jej nie lubię! :x) i wszystko prysło. Widać, że wywarła na Thomasie wielkie wrażenie i chyba się w niej zauroczył. Niestety.
OdpowiedzUsuńAch, a ta sytuacja kiedy Morgenstern ostatecznie zakończył ich związek. I żadnego słowa na pożegnanie? Obu im było ciężko, ale dziewczyna przeżyła to chyba jeszcze bardziej. Kurcze, oby tylko nic złego jej się nie stało, bo wszystko na to wskazuje, czytając końcówkę rozdziału...