czwartek, 27 marca 2014

Trzy.




„Nic tak nie pod­rażnia oczu 

jak wspomnienia.”


•••


Czuła ich dotyk na swoim ciele. Brutalny i bezczelny dotyk, który palił jej skórę.  Próbowała każdych możliwych sposobów, by wyrwać się objęć, w których ją przetrzymywali. Na nic. Sprawiała wrażenie muszki, którą ktoś złapał i potem dla przyjemności i tortur wyrywał jej skrzydełka.  Miała za mało sił w porównaniu do mężczyzn. Zdecydowanie za mało. Nie pomagał również fakt, że była całkowicie opadnięta z sił, zmarznięta na kość a na dodatek jej serce płakało i było w kompletnej rozsypce. W jednej chwili zburzyło się dosłownie wszystko, co się liczyło a teraz zdana była na pastwę jakiś opryszków, którzy powoli zaczęli odpinać guziki jej płaszcza. Czująca to dziewczyna, w jednym momencie powoli przerywała swój opór. Zabrakło sił… Jedyne co robiła to jeszcze bardziej dławiła się własnymi łzami. Nikt nie jest w stanie pojąć ile łez zmieszczą kobiece oczy…

-Zostawcie ją!- usłyszała, kiedy powoli godziła się ze swoim losem. Podniosła smutno wzrok. Zobaczyła wysokiego, szczupłego chłopaka z blond włosami oraz niebieskimi oczami. Od razu skojarzył jej się z Thomasem, chociaż był całkowicie inny i ponownie zawiodła się. Czyżby aż tak bardzo  chciała go zobaczyć? Zobaczyć i usłyszeć po raz kolejny z ust chłopaka „kocham cię”? No tak. To było jej największe pragnienie.- Dzwonię na policję!- zagroził, po czym wyciągnął szybko telefon komórkowy z kieszeni swych spodni. Oprawcy spojrzeli na niego niedowierzając, po czym puścili ją, co wzbudziło w niej niewiarygodne zdziwienie, ulgę….  Nie sądziła, że przestraszą się jakiegoś chuderlaka, bo trzeba było nazywać rzeczy po imieniu, a blondyn, który stał przed nią teraz, nie był typem mięśniaka. Stała chwiejnie, nadal nie wierząc, co o mały włos się nie stało. To jak się czuła nie są w stanie oddać żadne ludzkie słowa. Znajdowała się  naprzeciwko nieznajomego, wpatrując się w chłopaka, smutnym, ale wdzięcznym wzrokiem. Inaczej nie potrafiła wyrazić swojej wdzięczności... Gdyby nie on… Gdyby nie on, co było by z Vanessą?
-Dziękuję…- wyjąkała ledwo, a zaraz po tym wytarła swe łzy rękawem swojego wełnianego sweterka.
-Wszystko dobrze? Może wezwać pogotowie?- powiedział, zbliżając się do niej delikatnie i ostrożnie, by nie wystraszyć dziewczyny. Z wyczuciem, jakiego mało u mężczyzn.
-Nie, dziękuję…- powiedziała, chowając twarz w dłoniach. Teraz chciała jedynie wrócić do domu i zapomnieć o wszystkim. Nawet o tym, że istnieje ktoś taki jak Vanessa Sauer… Zaraz… Ale ona przecież teraz nie miała miejsca zwanego „dom”. Jej dom był zawsze przy Thomasie.  Teraz była zmuszona wrócić do rodziców. Innego wyjścia nie miała, chyba że chciałaby rozważać jeszcze taką akcję jak most czy dworzec. Przerażał ją fakt, że zaczną się pytania rodziców, na które ona nie będzie miała siły odpowiadać, a może i nawet nie będzie znała na nie odpowiedzi. Dlaczego zerwaliście? Co się stało? Jak się trzymasz? Jesteś pewna, że sobie poradzisz? To było nie do uniknięcia.
-To może odwiozę Panią do domu?- zapytał, widząc przed sobą przerażoną dziewczynę.- Nie wygląda Pani za dobrze. Nie zostawię…
-Vanessa…- powiedziała ochryple, przerywając jednocześnie mężczyźnie swój monolog.- Nie żadna  Pani.- dodała, nadal będąc nieobecna duchem.
-To więc nie zostawię Cię, Vanesso.- dokończył, nieco bardziej zadowolony. W końcu dziewczyna, właściwie bez większych protestów, ustała i postanowiła skorzystać z pomocy Jakoba, bo tak miał na imię mężczyzna, który ją uratował. A może popełnił błąd? Może tak miało być, że miała stracić wszystko, włącznie z życiem, właśnie teraz? Może Jakob wmieszał się w sprawy przeznaczenia?Poza tym... Sama Van chciała już umrzeć. Umrzeć i to jak najokrutniejszą śmiercią. Nie chciała żyć... Chyba nawet nie potrafiła...
            Chciała wejść do domu rodziców bez robienia większej paniki, jednak nie udało się. Gdy jej matka zobaczyła ją w tak opłakanym stanie, nie pozwoliła jej uniknąć tłumaczeń. Ale czy ktokolwiek powinien się jej dziwić? Raczej nie. Każdy  rodzic martwi się o swoje dziecko tak czy siak, a dodając do tego fakt, że Vanessa nie wyglądała jak człowiek, miał nie pobudzić jeszcze bardziej niż zwykle tych zmartwień? Widok własnej córki w poszarpanym ubraniu, potarganymi włosami i zapłakanymi oczami oraz twarzy we krwi, miał nie wzbudzić w matce zmartwień? Odpowiedź była jedna, jasna i klarowna. Nie. Dla Van nie była to jednak miła rozmowa. Wszystko mówiła na przymus. Na dodatek nie miała tak dobrych kontaktów z mamą, by móc jej powiedzieć o wszystkim dokładnie i szczerze. Odpowiadała zdawkowo na pytania, zadawane przez matkę, co tą drugą wyraźnie z czasem drażniło, lecz nie dała tego odczuć córce. Jeszcze by tylko tego brakowało, żeby pomyślała, iż własna matka się od niej odwraca. W głowie huczało jej miliony niewyjaśnionych pytań a Vanessa nie garnęła się do odpowiadania na nie. Po półgodzinnej rozmowie już miała dosyć. Poddała się. Po odejściu córki do swojego pokoju, podparła rękami głowę i zaczęła płakać. Vanessa była jej jedynym dzieckiem i nawet jego nie potrafiła wychować w taki sposób, żeby czuła, iż matka z córką powinny być jak przyjaciółki.
            Na drugi dzień od razu z samego rana,  Vanessa pognała pędem do Ann. Wiedziała, że dziewczyna jeszcze pewnie będzie spać, ale musiała w końcu się komuś wyżalić. Całą noc płakała. Nie zmrużyła oka nawet na ułamek sekundy. Nie wiedziała jak teraz będzie wyglądać jej życie i ta nieświadomość oraz niewiedza co dalej z jej przyszłością, raniła. Bardzo raniła. Niszczyło ją także poczucie, że nie była wystarczająco dobra dla Thomasa. Dręczyło ją, że łudziła się, iż taka osobowość, jeden z najlepszych sportowców, będzie właśnie z nią. Ta głupia nadzieja i naiwność. Była tylko zwykłą, szarą, czasem dziwną dziewczyną.  On z kolei, też nie czuł się z tym wszystkim dobrze, że zostawił Vanessę w taki sposób, lecz nie rozpaczał zanadto po zerwaniu z Van. Przynajmniej nie tak, jak robiła to dziewczyna. Miał poczucie, że ich związek i tak chylił się powoli już ku końcowi i nic by tego nie uratowało. Nadal w głowie siedziała mu owa brunetka, która odwiedzała go każdej nocy w snach. Nie rozumiał sam siebie, ale szedł za głosem własnego serca. To ono było jego przewodnikiem w każdej sprawie i tylko jego słuchał. Szybko nawiązał bliższą znajomość z Caroline. Często spotykali się – a ściślej mówiąc Thomas nachodził ją- by porozmawiać o skokach. A przynajmniej tak było na początku. Potem nie dawał jej spokoju, dopóki ona nie dała mu szansy. I tutaj determinacji chłopakowi odmówić nie można było. Wielokrotnie, Caroline spławiała go, bądź dawała wyraźnie do zrozumienia, że nie jest nim zainteresowana. Ten, nie poddawał się. Czuł słodki smak wolności, którego nie czuł jeszcze nigdy w swoim życiu i wiedział, że może wszystko. Jedno czy dwa niepowodzenia na pewno nie zniechęciłyby go.
            Natomiast Van nie mogła przyzwyczaić się do takiego stanu, że nie ma obok niej drugiej połówki. Nie była przyzwyczajona do faktu, że on jest daleko od niej. Wszystko co widziała, przypominało jej Thomasa. Dotkliwie kojarzyło jej się z niebieskookim blondynem. Każde miejsce w mieście, miało swoją, a właściwie ich, historię. Szła szybko do domu swej przyjaciółki. O niczym nie marzyła bardziej niż o tym by znaleźć się już w domu Ann, wyrzucić z siebie wszystko i w końcu nie powstrzymywać się od płaczu. Nie chciała płakać przy ludziach. Starała jak najbardziej zatuszować, że coś jest nie w porządku; że cierpi.
           -Jest 7.00 rano…- mówiła zaspana Ann na wstępie, widząc swoją przyjaciółkę pod swymi drzwiami- Co się stało?- rozbudziła się szybko, widząc w jakim stanie jest jej przyjaciółka.
Van, nic nie zdążyła powiedzieć, gdyż fala płaczu, która zbierała się od dłuższej chwili, uwolniła się. Wpadła w ramiona przyjaciółki. Ann przeraziła się. Jeszcze nigdy nie widziała Vanessy w takim stanie. Strasznie przejmowała się losem przyjaciółki. Były jak siostry, a nawet jeszcze bardziej sobie bliższe. Więź, która je łączyła była mało spotykana.
-Nie płacz, spokojnie maleńka…- próbowała jakoś uspokoić przyjaciółkę, gładząc przy tym jej włosy.
-Thomas mnie rzucił…- wyszlochała. Uścisk Ann, stracił na swojej sile. Wiedziała, że był mały kryzys w związku Vanessy i Thomasa, ale nie sądziła, że kiedykolwiek się rozstaną. To było niemożliwe.- Na dodatek jakaś banda oprychów się do mnie dobierała…- nie wiedziała, co było gorsze. Patrzyła na Van z przerażeniem, ale również z dumą i wrażeniem w oczach. Przyszła tutaj, a nie zamknęła się w sobie czy inne sprawy, które zdarzają się na co dzień. Była silniejsza niż każdy by mógł uważać. Nawet ona sama. Ann sądziła, że ona by tak nie potrafiłaby. Każdą klęskę traktowała sto razy bardziej, boleśniej. Chciała pocieszyć Vanessę, ale nie mogła dobrać odpowiednich słów. Kiedy tylko pomyślała sobie o Van i tych bandziorach… Ciarki przeszyły jej plecy. Zaczęła zarazem nienawidzić Morgiego. To on był według niej przyczyną tego wszystkiego. To on zostawił ją wtedy w parku w takim stanie… Przeszło ją dziwne przeczucie, że to jeszcze nie koniec kłopotów Vanessy. Nie potrafiła bez niego żyć, wiedziała to doskonale… Bała się co będzie dalej z jej przyjaciółką. Siedziały już na kanapie, wymieniając wzajemnie spojrzenia, tak jakby każda z nich straciła sens życia, chociaż tak było tylko w przypadku jednej z tej dwójki. Na tym właśnie polega prawdziwa przyjaźń. Razem mimo wszystko.
-I co ja mam teraz robić?- przerwała ciszę, Vanessa. Naprawdę nie wiedziała. Była zagubiona jak mała dziewczyna, która właśnie poszła po raz pierwszy do przedszkola. Nie miała nawet własnego mieszkania. Owszem, mogła mieszkać u rodziców ile chciała, ale czuła, że długo nie pociągnie w taki sposób. Ciągłe wtrącanie się matki, czy też chociażby widok instrumentów w pokoju muzycznym taty, sprawiałby jej ból. Na dodatek to nieprzerwanie towarzyszące jej uczucie pustki…
-Może ucieknij na chwilę od tego wszystkiego…- poddała propozycję Ann. Także kompletnie nie wiedziała, co może doradzić przyjaciółce, lecz wówczas w głowie Van narodził się pewien plan. Nie wiedziała, czy dosyć dobry, lecz spróbować należy.Przynajmniej po to, aby nie żałować...
-Dziękuję.- powiedziała z entuzjazmem, po czym cmoknęła przyjaciółkę na pożegnanie i wybiegła. Szła szybko, tak że mało kto nie miałby problemów z dogonieniem jej. Teraz nabuzowana była planem, który przed momentem wpadł jej do głowy. Nie była pewna czy do końca uda jej się osiągnąć cel, ale kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Wpadła pośpiesznie do domu. Zdecydowała się od razu powiedzieć o wszystkim rodzicom. Nie było czasu by zwlekać a kiedyś się dowiedzieć musieli.
-Mamo, tato…- zaczęła, biorąc głęboki oddech i patrząc na zaskoczonych rodziców.- Wyjeżdżam.
_____________________

Kurcze… Mam nadzieję, że nie zabiłam Was nudą… ;c
Komentujcie, moje kochane! ;*
Buziaki dla Was. ;* Do następnego, czyli do niedzieli. <3
 

13 komentarzy :

  1. Mam czekać aż do niedzieli ? No wybacz!
    Jakbym była na miejscu Ann nie powstrzymałabym się od telefonu do Morgi'ego po tym co zrobił , a Gregor już na pewno oberwałby za bezmyślność i głupotę swojego przyjaciela.
    Pomysł Van ? .. hm zaciekawiłaś mnie ... wyjazd , pewnie nowy chłopak..i dobrze! Niech ten głąb wie co stracił! Kretyn jeden...a ta Caroline bokiem mu wyjdzie , oj wyjdzie!
    Czekam niecierpliwie!♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Mm , rozdział w niedziele ? Ju ż nie mogę się doczekać. :D
    Ufff , cieszę się , że ten Jakub uratował ją od tych zboczeńców.
    Morgi pamiętasz ? - Zemsta jest słodka -.-
    Strasznie mi szkoda Van , strasznie cierpi i to widać. Ale ma swoją najlepszą przyjaciółkę - Ann <3
    Hahahaha , o Thomas Caroline daje ci kosza haha jaka szkoda :D
    Czekam na następny :3 Dziękuje , że piinformowałaś mnie o rozdziale ^^
    Zapraszam do siebie xd
    Buziaku :***

    OdpowiedzUsuń
  3. Co Ty gadasz?! To wcale nie jest nudne! Jest idealne :)
    Dobrze, że ten chłopak ją uratował, bo gdyby nie on to...
    Strasznie współczuje Van, bo ma okropną sytuacje, ale wspiera ją Ann. Ciekawe gdzie wyjeżdża... Czyżby Niemcy i Wellinger *.*
    Czekam z niecierpliwością na kolejny, a jutro oczywiście zapraszam do mnie na już ósemkę :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie ogarnęłam ,ze Arytmia Uczuć się zakończyła.A ja takie frejgfbwjsfdhrwefsdfkjskfk nosz kurde bele bele... -,- Z wielkim żalem przyjmuję to do wiadomosci,ale dobra.Nie żyjmy przeszloscia!
    Jest nowy blog ^^ Musze przynać ,ze podoba mi się :> Ide czytać drugi rozdział do końca :> Wciąga,już tak na początku heheszki :D

    A tymczasem zapraszam do siebie na 10 rozdzial z życia Sary.
    Pozdrawiam Wigi <3
    http://themoordeath.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Mało brakowało, a te typki by zrobili jej krzywdę...Na szczęście pojawił się Jakob, który ją uratował. Biedna Van. Nie mogę się doczekać, aż wyjawisz, gdzie ona tak bardzo chce jechać ;) także czekam z niecierpliwością! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Wyjazd dobrze jej zrobi... Mam nadzieję, że się jej to wszystko poukłada. Ech... biedna. Jak można tak kogoś zostawić po tylu latach bez słowa? Normalnie upośledziłaś mi w tym momencie moje wyobrażenie Thomasa :P Ale to dobrze. On zawsze taki święty jest :P Nawet u mnie :P Czekam niecierpliwie na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  7. O mamuniu, dobrze, że ten chłopak jej pomógł.
    Morgi ach... szkoda gadać ;/
    Rozdział jest po prostu piękny ♥
    Może ten wyjazd dobrze jej zrobi.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. eeh. nie no Thomas jak mogłeś coś takiego zrobić ?
    jakbym była Ann to Gregor już by ucierpiał za bezmyślność kolegi.
    Gdzie ona wyjeżdża ? Zaciekawiłaś mnie ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj gdzie nudą? U ciebie nigdy nie jest nudno!
    Biedna Vanessa... Smutne, że ona sama pogodziła się ze swoim losem. Przecież powinna walczyć. Zerwanie z Thomasem nie jest końcem świata. Rozumiem, że ją to boli, z resztą wcale się nie dziwię. Gdybym ja była z jakimś chłopakiem od przedszkola to pewnie też bym tak zareagowała. No, ale Van, on nie był ciebie wart!
    Dobrze, że pojawił się ten Jakob. Wspaniały człowiek! Tak po prostu wyciągnął telefon i odezwał się. Nie stchórzył. Podziwiam go. I całe szczęście, że jest Ann, która jest jak siostra i zawsze pomoże. Cudowna przyjaźń.
    A! I w ogóle nie wiem czy wspominałam, ale strasznie podobało mi się jak Thomas wyznał jej, że się w niej "chyba" zakochał. To było słodziutkie i urocze!

    OdpowiedzUsuń
  10. Och, dobrze, że ten cały Jakob ją wyrwał z rąk tych facetów, bo nie wiadomo jak by się to skończyło. Dobrze, że ma taką przyjaciółkę jak Ann. Wyjazd? Pytanie tylko : gdzie? Może i ma racje, pora zmienić otoczenie, nastawienie, a może i nawet poznać kogoś nowego?

    OdpowiedzUsuń
  11. ciekawe dokąd wyjedzie Vanessa?
    czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Oj super rozdział, naprawdę! Trzymał mnie w napięciu i czytałam go z wielkim zaciekawieniem. Czyżby Vann wyjeżdżała do Niemiec? Thomas... cholera jasna, co on zrobił? Ugh. Czekam na niedzielę i pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
  13. O. MÓJ. BOŻE.
    KOCHAM TO OPOWIADANIE. KOCHAM CZYTAĆ TO, CO PISZESZ<3
    chcę więceeeej :)
    pozdrawiam,
    phoebe z http://dangerousfeelings-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń