„Nic
tak nie podrażnia oczu
jak wspomnienia.”
•••
Czuła
ich dotyk na swoim ciele. Brutalny i bezczelny dotyk, który palił jej skórę. Próbowała każdych możliwych sposobów, by
wyrwać się objęć, w których ją przetrzymywali. Na nic. Sprawiała wrażenie
muszki, którą ktoś złapał i potem dla przyjemności i tortur wyrywał jej
skrzydełka. Miała za mało sił w
porównaniu do mężczyzn. Zdecydowanie za mało. Nie pomagał również fakt, że była
całkowicie opadnięta z sił, zmarznięta na kość a na dodatek jej serce płakało i było w kompletnej rozsypce.
W jednej chwili zburzyło się dosłownie wszystko, co się liczyło a teraz zdana była
na pastwę jakiś opryszków, którzy powoli zaczęli odpinać guziki jej płaszcza.
Czująca to dziewczyna, w jednym momencie powoli przerywała swój opór. Zabrakło
sił… Jedyne co robiła to jeszcze bardziej dławiła się własnymi łzami. Nikt nie
jest w stanie pojąć ile łez zmieszczą kobiece oczy…
-Zostawcie ją!-
usłyszała, kiedy powoli godziła się ze swoim losem. Podniosła smutno wzrok.
Zobaczyła wysokiego, szczupłego chłopaka z blond włosami oraz niebieskimi
oczami. Od razu skojarzył jej się z Thomasem, chociaż był całkowicie inny i ponownie zawiodła się.
Czyżby aż tak bardzo chciała go
zobaczyć? Zobaczyć i usłyszeć po raz kolejny z ust chłopaka „kocham cię”? No tak. To było jej największe pragnienie.- Dzwonię
na policję!- zagroził, po czym wyciągnął szybko telefon komórkowy z kieszeni
swych spodni. Oprawcy spojrzeli na niego niedowierzając, po czym puścili ją, co wzbudziło w niej niewiarygodne zdziwienie, ulgę…. Nie sądziła, że przestraszą się jakiegoś
chuderlaka, bo trzeba było nazywać rzeczy po imieniu, a blondyn, który stał
przed nią teraz, nie był typem mięśniaka. Stała chwiejnie, nadal nie wierząc,
co o mały włos się nie stało. To jak się czuła nie są w stanie oddać żadne
ludzkie słowa. Znajdowała się naprzeciwko nieznajomego, wpatrując się w
chłopaka, smutnym, ale wdzięcznym wzrokiem. Inaczej nie potrafiła wyrazić swojej wdzięczności... Gdyby nie on… Gdyby nie on, co było
by z Vanessą?
-Dziękuję…-
wyjąkała ledwo, a zaraz po tym wytarła swe łzy rękawem swojego wełnianego
sweterka.
-Wszystko
dobrze? Może wezwać pogotowie?- powiedział, zbliżając się do niej delikatnie i
ostrożnie, by nie wystraszyć dziewczyny. Z wyczuciem, jakiego mało u mężczyzn.
-Nie, dziękuję…-
powiedziała, chowając twarz w dłoniach. Teraz chciała jedynie wrócić do domu i
zapomnieć o wszystkim. Nawet o tym, że istnieje ktoś taki jak Vanessa Sauer… Zaraz…
Ale ona przecież teraz nie miała miejsca zwanego „dom”. Jej dom był zawsze
przy Thomasie. Teraz była zmuszona wrócić do rodziców. Innego wyjścia nie miała,
chyba że chciałaby rozważać jeszcze taką akcję jak most czy dworzec. Przerażał
ją fakt, że zaczną się pytania rodziców, na które ona nie będzie miała siły
odpowiadać, a może i nawet nie będzie znała na nie odpowiedzi. Dlaczego
zerwaliście? Co się stało? Jak się trzymasz? Jesteś pewna, że sobie poradzisz? To było nie do uniknięcia.
-To może
odwiozę Panią do domu?- zapytał, widząc przed sobą przerażoną dziewczynę.- Nie
wygląda Pani za dobrze. Nie zostawię…
-Vanessa…-
powiedziała ochryple, przerywając jednocześnie mężczyźnie swój monolog.- Nie
żadna Pani.- dodała, nadal będąc
nieobecna duchem.
-To więc nie
zostawię Cię, Vanesso.- dokończył, nieco bardziej zadowolony. W końcu
dziewczyna, właściwie bez większych protestów, ustała i postanowiła skorzystać
z pomocy Jakoba, bo tak miał na imię mężczyzna, który ją uratował. A może
popełnił błąd? Może tak miało być, że miała stracić wszystko, włącznie z
życiem, właśnie teraz? Może Jakob wmieszał się w sprawy przeznaczenia?Poza tym... Sama Van chciała już umrzeć. Umrzeć i to jak najokrutniejszą śmiercią. Nie chciała żyć... Chyba nawet nie potrafiła...
Chciała wejść do domu rodziców bez
robienia większej paniki, jednak nie udało się. Gdy jej matka zobaczyła ją w
tak opłakanym stanie, nie pozwoliła jej uniknąć tłumaczeń. Ale czy ktokolwiek
powinien się jej dziwić? Raczej nie. Każdy rodzic martwi się o swoje dziecko tak czy
siak, a dodając do tego fakt, że Vanessa nie wyglądała jak człowiek, miał nie
pobudzić jeszcze bardziej niż zwykle tych zmartwień? Widok własnej córki w
poszarpanym ubraniu, potarganymi włosami i zapłakanymi oczami oraz twarzy we krwi, miał nie
wzbudzić w matce zmartwień? Odpowiedź była jedna, jasna i klarowna. Nie. Dla
Van nie była to jednak miła rozmowa. Wszystko mówiła na przymus. Na dodatek nie
miała tak dobrych kontaktów z mamą, by móc jej powiedzieć o wszystkim dokładnie
i szczerze. Odpowiadała zdawkowo na pytania, zadawane przez matkę, co tą drugą
wyraźnie z czasem drażniło, lecz nie dała tego odczuć córce. Jeszcze by tylko
tego brakowało, żeby pomyślała, iż własna matka się od niej odwraca. W głowie
huczało jej miliony niewyjaśnionych pytań a Vanessa nie garnęła się do
odpowiadania na nie. Po półgodzinnej rozmowie już miała dosyć. Poddała się. Po
odejściu córki do swojego pokoju, podparła rękami głowę i zaczęła płakać.
Vanessa była jej jedynym dzieckiem i nawet jego nie potrafiła wychować w taki
sposób, żeby czuła, iż matka z córką powinny być jak przyjaciółki.
Na drugi dzień od razu z samego
rana, Vanessa pognała pędem do Ann.
Wiedziała, że dziewczyna jeszcze pewnie będzie spać, ale musiała w końcu się
komuś wyżalić. Całą noc płakała. Nie zmrużyła oka nawet na ułamek sekundy. Nie
wiedziała jak teraz będzie wyglądać jej życie i ta nieświadomość oraz niewiedza
co dalej z jej przyszłością, raniła. Bardzo raniła. Niszczyło ją także poczucie,
że nie była wystarczająco dobra dla Thomasa. Dręczyło ją, że łudziła się, iż
taka osobowość, jeden z najlepszych sportowców, będzie właśnie z nią. Ta głupia
nadzieja i naiwność. Była tylko zwykłą, szarą, czasem dziwną dziewczyną. On z kolei, też nie czuł się z tym wszystkim dobrze, że
zostawił Vanessę w taki sposób, lecz nie rozpaczał zanadto po zerwaniu z Van.
Przynajmniej nie tak, jak robiła to dziewczyna. Miał poczucie, że ich związek i
tak chylił się powoli już ku końcowi i nic by tego nie uratowało. Nadal w głowie
siedziała mu owa brunetka, która odwiedzała go każdej nocy w snach. Nie
rozumiał sam siebie, ale szedł za głosem własnego serca. To ono było jego
przewodnikiem w każdej sprawie i tylko jego słuchał. Szybko nawiązał bliższą
znajomość z Caroline. Często spotykali się – a ściślej mówiąc Thomas nachodził
ją- by porozmawiać o skokach. A przynajmniej tak było na początku. Potem nie
dawał jej spokoju, dopóki ona nie dała mu szansy. I tutaj determinacji
chłopakowi odmówić nie można było. Wielokrotnie, Caroline spławiała go, bądź
dawała wyraźnie do zrozumienia, że nie jest nim zainteresowana. Ten, nie
poddawał się. Czuł słodki smak wolności, którego nie czuł jeszcze nigdy w swoim
życiu i wiedział, że może wszystko. Jedno czy dwa niepowodzenia na pewno nie
zniechęciłyby go.
Natomiast Van nie mogła przyzwyczaić
się do takiego stanu, że nie ma obok niej drugiej połówki. Nie była
przyzwyczajona do faktu, że on jest daleko od niej. Wszystko co widziała,
przypominało jej Thomasa. Dotkliwie kojarzyło jej się z niebieskookim
blondynem. Każde miejsce w mieście, miało swoją, a właściwie ich, historię.
Szła szybko do domu swej przyjaciółki. O niczym nie marzyła bardziej niż o tym
by znaleźć się już w domu Ann, wyrzucić z siebie wszystko i w końcu nie powstrzymywać
się od płaczu. Nie chciała płakać przy ludziach. Starała jak najbardziej
zatuszować, że coś jest nie w porządku; że cierpi.
-Jest 7.00 rano…-
mówiła zaspana Ann na wstępie, widząc swoją przyjaciółkę pod swymi drzwiami- Co
się stało?- rozbudziła się szybko, widząc w jakim stanie jest jej przyjaciółka.
Van, nic nie
zdążyła powiedzieć, gdyż fala płaczu, która zbierała się od dłuższej chwili,
uwolniła się. Wpadła w ramiona przyjaciółki. Ann przeraziła się. Jeszcze nigdy
nie widziała Vanessy w takim stanie. Strasznie przejmowała się losem
przyjaciółki. Były jak siostry, a nawet jeszcze bardziej sobie bliższe. Więź,
która je łączyła była mało spotykana.
-Nie płacz,
spokojnie maleńka…- próbowała jakoś uspokoić przyjaciółkę, gładząc przy tym jej
włosy.
-Thomas mnie
rzucił…- wyszlochała. Uścisk Ann, stracił na swojej sile. Wiedziała, że był
mały kryzys w związku Vanessy i Thomasa, ale nie sądziła, że kiedykolwiek się
rozstaną. To było niemożliwe.- Na dodatek jakaś banda oprychów się do mnie
dobierała…- nie wiedziała, co było gorsze. Patrzyła na Van z przerażeniem, ale
również z dumą i wrażeniem w oczach. Przyszła tutaj, a nie zamknęła się w sobie czy inne
sprawy, które zdarzają się na co dzień. Była silniejsza niż każdy by mógł uważać. Nawet ona sama. Ann sądziła,
że ona by tak nie potrafiłaby. Każdą klęskę traktowała sto razy bardziej,
boleśniej. Chciała pocieszyć Vanessę, ale nie mogła dobrać odpowiednich słów.
Kiedy tylko pomyślała sobie o Van i tych bandziorach… Ciarki przeszyły jej
plecy. Zaczęła zarazem nienawidzić Morgiego. To on był według niej przyczyną
tego wszystkiego. To on zostawił ją wtedy w parku w takim stanie… Przeszło ją
dziwne przeczucie, że to jeszcze nie koniec kłopotów Vanessy. Nie potrafiła bez
niego żyć, wiedziała to doskonale… Bała się co będzie dalej z jej przyjaciółką.
Siedziały już na kanapie, wymieniając wzajemnie spojrzenia, tak jakby każda z
nich straciła sens życia, chociaż tak było tylko w przypadku jednej z tej dwójki. Na
tym właśnie polega prawdziwa przyjaźń. Razem mimo wszystko.
-I co ja mam teraz
robić?- przerwała ciszę, Vanessa. Naprawdę nie wiedziała. Była zagubiona jak
mała dziewczyna, która właśnie poszła po raz pierwszy do przedszkola. Nie miała
nawet własnego mieszkania. Owszem, mogła mieszkać u rodziców ile chciała, ale czuła,
że długo nie pociągnie w taki sposób. Ciągłe wtrącanie się matki, czy też
chociażby widok instrumentów w pokoju muzycznym taty, sprawiałby jej ból. Na
dodatek to nieprzerwanie towarzyszące jej uczucie pustki…
-Może ucieknij na
chwilę od tego wszystkiego…- poddała propozycję Ann. Także kompletnie nie
wiedziała, co może doradzić przyjaciółce, lecz wówczas w głowie Van narodził
się pewien plan. Nie wiedziała, czy dosyć dobry, lecz spróbować należy.Przynajmniej po to, aby nie żałować...
-Dziękuję.-
powiedziała z entuzjazmem, po czym cmoknęła przyjaciółkę na pożegnanie i
wybiegła. Szła szybko, tak że mało kto nie miałby problemów z dogonieniem jej.
Teraz nabuzowana była planem, który przed momentem wpadł jej do głowy. Nie była
pewna czy do końca uda jej się osiągnąć cel, ale kto nie ryzykuje, ten nie pije
szampana. Wpadła pośpiesznie do domu. Zdecydowała się od razu powiedzieć o
wszystkim rodzicom. Nie było czasu by zwlekać a kiedyś się dowiedzieć musieli.
-Mamo, tato…-
zaczęła, biorąc głęboki oddech i patrząc na zaskoczonych rodziców.- Wyjeżdżam.
_____________________
Kurcze… Mam nadzieję, że nie
zabiłam Was nudą… ;c
Komentujcie, moje kochane! ;*
Buziaki dla Was. ;* Do
następnego, czyli do niedzieli. <3
Mam czekać aż do niedzieli ? No wybacz!
OdpowiedzUsuńJakbym była na miejscu Ann nie powstrzymałabym się od telefonu do Morgi'ego po tym co zrobił , a Gregor już na pewno oberwałby za bezmyślność i głupotę swojego przyjaciela.
Pomysł Van ? .. hm zaciekawiłaś mnie ... wyjazd , pewnie nowy chłopak..i dobrze! Niech ten głąb wie co stracił! Kretyn jeden...a ta Caroline bokiem mu wyjdzie , oj wyjdzie!
Czekam niecierpliwie!♥
Mm , rozdział w niedziele ? Ju ż nie mogę się doczekać. :D
OdpowiedzUsuńUfff , cieszę się , że ten Jakub uratował ją od tych zboczeńców.
Morgi pamiętasz ? - Zemsta jest słodka -.-
Strasznie mi szkoda Van , strasznie cierpi i to widać. Ale ma swoją najlepszą przyjaciółkę - Ann <3
Hahahaha , o Thomas Caroline daje ci kosza haha jaka szkoda :D
Czekam na następny :3 Dziękuje , że piinformowałaś mnie o rozdziale ^^
Zapraszam do siebie xd
Buziaku :***
Co Ty gadasz?! To wcale nie jest nudne! Jest idealne :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że ten chłopak ją uratował, bo gdyby nie on to...
Strasznie współczuje Van, bo ma okropną sytuacje, ale wspiera ją Ann. Ciekawe gdzie wyjeżdża... Czyżby Niemcy i Wellinger *.*
Czekam z niecierpliwością na kolejny, a jutro oczywiście zapraszam do mnie na już ósemkę :)
Pozdrawiam :*
Właśnie ogarnęłam ,ze Arytmia Uczuć się zakończyła.A ja takie frejgfbwjsfdhrwefsdfkjskfk nosz kurde bele bele... -,- Z wielkim żalem przyjmuję to do wiadomosci,ale dobra.Nie żyjmy przeszloscia!
OdpowiedzUsuńJest nowy blog ^^ Musze przynać ,ze podoba mi się :> Ide czytać drugi rozdział do końca :> Wciąga,już tak na początku heheszki :D
A tymczasem zapraszam do siebie na 10 rozdzial z życia Sary.
Pozdrawiam Wigi <3
http://themoordeath.blogspot.com
Mało brakowało, a te typki by zrobili jej krzywdę...Na szczęście pojawił się Jakob, który ją uratował. Biedna Van. Nie mogę się doczekać, aż wyjawisz, gdzie ona tak bardzo chce jechać ;) także czekam z niecierpliwością! :*
OdpowiedzUsuńWyjazd dobrze jej zrobi... Mam nadzieję, że się jej to wszystko poukłada. Ech... biedna. Jak można tak kogoś zostawić po tylu latach bez słowa? Normalnie upośledziłaś mi w tym momencie moje wyobrażenie Thomasa :P Ale to dobrze. On zawsze taki święty jest :P Nawet u mnie :P Czekam niecierpliwie na kolejny :*
OdpowiedzUsuńO mamuniu, dobrze, że ten chłopak jej pomógł.
OdpowiedzUsuńMorgi ach... szkoda gadać ;/
Rozdział jest po prostu piękny ♥
Może ten wyjazd dobrze jej zrobi.
Czekam z niecierpliwością na kolejny
Buziaki ;*
eeh. nie no Thomas jak mogłeś coś takiego zrobić ?
OdpowiedzUsuńjakbym była Ann to Gregor już by ucierpiał za bezmyślność kolegi.
Gdzie ona wyjeżdża ? Zaciekawiłaś mnie ^^
Oj gdzie nudą? U ciebie nigdy nie jest nudno!
OdpowiedzUsuńBiedna Vanessa... Smutne, że ona sama pogodziła się ze swoim losem. Przecież powinna walczyć. Zerwanie z Thomasem nie jest końcem świata. Rozumiem, że ją to boli, z resztą wcale się nie dziwię. Gdybym ja była z jakimś chłopakiem od przedszkola to pewnie też bym tak zareagowała. No, ale Van, on nie był ciebie wart!
Dobrze, że pojawił się ten Jakob. Wspaniały człowiek! Tak po prostu wyciągnął telefon i odezwał się. Nie stchórzył. Podziwiam go. I całe szczęście, że jest Ann, która jest jak siostra i zawsze pomoże. Cudowna przyjaźń.
A! I w ogóle nie wiem czy wspominałam, ale strasznie podobało mi się jak Thomas wyznał jej, że się w niej "chyba" zakochał. To było słodziutkie i urocze!
Och, dobrze, że ten cały Jakob ją wyrwał z rąk tych facetów, bo nie wiadomo jak by się to skończyło. Dobrze, że ma taką przyjaciółkę jak Ann. Wyjazd? Pytanie tylko : gdzie? Może i ma racje, pora zmienić otoczenie, nastawienie, a może i nawet poznać kogoś nowego?
OdpowiedzUsuńciekawe dokąd wyjedzie Vanessa?
OdpowiedzUsuńczekam na następny :*
Oj super rozdział, naprawdę! Trzymał mnie w napięciu i czytałam go z wielkim zaciekawieniem. Czyżby Vann wyjeżdżała do Niemiec? Thomas... cholera jasna, co on zrobił? Ugh. Czekam na niedzielę i pozdrawiam. :*
OdpowiedzUsuńO. MÓJ. BOŻE.
OdpowiedzUsuńKOCHAM TO OPOWIADANIE. KOCHAM CZYTAĆ TO, CO PISZESZ<3
chcę więceeeej :)
pozdrawiam,
phoebe z http://dangerousfeelings-fanfiction.blogspot.com/