niedziela, 27 kwietnia 2014

Dwadzieścia jeden.



„Przyjaźń była zawsze dla mnie nie luźnym związkiem uczuciowym,
ale środowiskiem, światem
i siłą.”

•••

            Minął tydzień. Vanessa wróciła do normalnego życia, a Ann właśnie dziś dostała wypis ze szpitala. Jeśli mowa o tej pierwszej, wróciła do pracy w kancelarii, co było rozwiązaniem tylko na jakiś czas, by w najbliższej przyszłości mieć co włożyć do garnka. Miała szczęście, że przyjaciel jej rodziców był szefem w tej kancelarii. Unikała jak tylko się dało, uszczypliwych uwag znajomych z pracy, ale do końca nie dało się sprawić, by one jej nie raniły. Ciągle wypominali jej artykuł opublikowany przez Jakoba, a kiedy dowiedzieli się o jej oprawcy, wcale jej nie współczuli. Wręcz przeciwnie. Zawsze któraś osoba musiała dołożyć swoje trzy grosze, zadając cios za ciosem, dziewczynie. W dzień, nie pokazywała im, że owe uwagi jej przeszkadzają czy ranią, ale w nocy… Każda noc była przepłakana. Nie tylko z powodu, że naśmiewali się z niej w pracy, ale również Ann nie dawała jej spokoju. To co czuła, mając poczucie, że już może nigdy w życiu z nią nie porozmawia, nie da się opisać ludzkimi słowami. Czy ich przyjaźń teraz pójdzie na marne? Z resztą… Na tym świecie nie istnieją już cenne wartości dla ludzi. Jaka powinna być miłość? Przede wszystkim niezniszczalna, a jaka jest dzisiejsza miłość? Krucha jak lód. Owszem, mogą zdarzyć się wyjątki, lecz niestety taki właśnie otacza nas świat. Świat, na którym mało wyjątków. Najlepszym dowodem na to wszystko był Thomas, który „kochał” Vanessę. Co teraz do niej czuł? Nienawiść. Logiczne? Nie. Nie wierzył w jej zapewnienia, że nie wiedziała, iż są rodzeństwem. Był święcie przekonany, że ona robiła to wszystko z premedytacją… Dla pieniędzy… Kiedy dowiedział się, że Caroline została pobita i to przez Vanessę, sytuacja pogorszyła się o kolejne 180 stopni. Życzył jej śmierci, ale z drugiej strony miał przebłyski wdzięczności do dziewczyny. Fakt, że Caroline była pobita, wykorzystał dla siebie. Pomagał jej, dzięki czemu zyskał przychylność dziewczyny i znowu zbliżyli się do siebie. A co z Ann, ktoś zapyta? Tak samo jak Van, panująca sytuacja niszczyła ją od środka. A temu wszystkiemu musiał przyglądać się Gregor, obciążony jeszcze faktem, że ostatnio o mało co nie pocałowałby najlepszej przyjaciółki swojej dziewczyny, podczas kiedy ta, przebywała w szpitalu. Czuł się jak skończony dupek, mimo że do niczego nie doszło.
            -Hej Van!- usłyszała pewnego późnego popołudnia, po drugiej stronie słuchawki.- Mam prośbę. Czy mogłabyś wpaść dziś do mnie i pomóc mi w porządkach? Jest tego sporo, a muszę zdążyć przed wyjściem ze szpitala Ann.
Zgodziła się. Nawet nie zdziwił jej fakt, że Gregor ją o to prosi. W ostatnim czasie bardzo się zaprzyjaźnili. Darzyła go jeszcze większą sympatią, niż wcześniej. A Gregor, z kolei, był zdziwiony, że Vanessa to tak łatwo połknęła haczyk. Musiał coś zrobić, by nie patrzeć na cierpienia Ann i chociaż trochę zmyć swoje winy, aby sumienie tak boleśnie go nie gryzło. Całą inicjatywę godzenia przyjaciółek, wziął na siebie. Gotowy plan działania, już posiadał. Teraz wystarczyłoby mu tylko i wyłącznie trochę szczęścia.
***
            -Thomas! Jak dobrze, że przyszedłeś.- przywitała go matka.- Dawno cię tutaj nie było.
Nic nie mówił. Wiedział doskonale po co przyszedł do swojej matki i dlaczego tak dawno jej nie odwiedzał. Musiał jej wszystko powiedzieć oraz sam dowiedzieć się całej prawdy. Wcześniej unikał tego, bo co miałby powiedzieć własnej matce? „Cześć, mamo. Zdradziłaś tatę i oddałaś dziecko do adopcji?”. Kiedy trochę ochłonął po tym wszystkim, postanowił wszystko wyjaśnić. To była właśnie ta chwila. Nie miał pojęcia jednak jak zacząć.
-Co z Tobą, synku?- zmartwiła się natychmiastowo, widząc stan w jakim obecnie znajduje się chłopak. Był jakiś inny niż zazwyczaj. Bardziej przygaszony, strapiony, co oczywiście od razu wykryło oko matki.
-Nie udawaj, że jesteś taką troszczącą się matką!- wycedził przez zaciśnięte mocno zęby. Matka od razu wiedziała o co chodzi Thomasowi. Zdawała sobie sprawę, że ten moment kiedyś nadejdzie, ale bała się najbardziej, że nie zdoła się do niego odpowiednio przygotować. Ale czy kiedykolwiek dałoby się? To życie pisze w końcu najlepsze scenariusze. A przede wszystkim takie, do których musimy się przystosować.
-Tak. Vanessa to moja córka…- spojrzała na swego syna smutnymi oczami, po czym zaraz schowała wzrok przed nim. Wstydziła się, ale Thomas powinien znać prawdę.- A twoja przyrodnia siostra.- dodała- Jednakże, nie wiń jej. Ona nic nie wiedziała. Dowiedziała się przez przypadek o wszystkim, właściwie sama nie wiem skąd. Wtedy naprawdę nie miałam więcej, niż jednej opcji.
-To chciałem cię poinformować, że twoja córeczka pobiła moją dziewczyną!- powiedział głosem wyższym o dwa tony.
-Co ty mówisz?- pisnęła. Nie mogła w to uwierzyć. To nie było wcale podobne do Vanessy, którą znała. To była taka poukładana, spokojna dziewczyna. Ludzie się zmieniają, a ona nawet znała powód jej zmiany. Thomas. To właśnie od ich rozstania to wszystko się zaczęło. Znała również trochę czasu Caroline i doskonale wiedziała, jakim jest człowiekiem. Była wręcz pewna, że to ona sprowokowała Vanessę, do podjęcia niektórych kroków.
-Tak! Ale nie…- pokiwał przecząco głową.- My nie puścimy jej tego płazem. Idziemy z tym do sądu.- powiedział, nerwowo wstając z krzesła. Ciśnienie jego matki, podniosło się. Co on powiedział? Narobi Vanessie tylko niepotrzebnych kłopotów. Kto jak kto, ale on powinien doskonale wiedzieć, ile wysiłków i wyrzeczeń, kosztowało dziewczynę chociażby na dostanie się na studia prawnicze. W końcu jakby to wszystko ujrzało światło dziennie, kariera dziewczyny stałaby pod wielkim znakiem zapytania.
-Thomas!- krzyknęła.- Jej trzeba pomóc! Musisz przekonać Caroline, żeby wycofała skargę!
- Chyba sobie żartujesz!- odpowiedział niemiłym tonem.
-Nie tak cię wychowałam!- ciągle krzyczała.- Znasz Van i Caroline! Dobrze wiesz, że to na pewno nie było tak, jak opowiadała ci ta druga!- powiedziała o parę słów za dużo…
-Wierzę jej!- tym razem on podniósł głos.
-Jeśli ty nie pomożesz Vanessie, ja to zrobię!- pisnęła żałośnie, siadając i zatapiając się we łzach. Nie chciała krzywdy Vanessy. Od kiedy dowiedziała się, że to właśnie ona jest tym dzieckiem, które oddała do adopcji, pragnęła się nią zaopiekować. Nawiązać bliższy kontakt. Tylko… Dziewczyna tego nie chciała.
-Nie. Nie pomożesz jej!- odezwał się pewnie.- Jak tylko spróbujesz, stracisz jedno ze swoich dzieci.- spojrzała na niego niedowierzając.- Tak.- pokiwał głową.- Mnie.
***
            -Gregor!- krzyknęły chóralnie Vanessa i Ann, widząc, że obydwie znajdują się w tym samym pomieszczeniu. Spoglądały na siebie z udawaną nienawiścią w oczach. W głębi duszy pragnęły wspólnej rozmowy. Ale żadna nie potrafiła się złamać…
-To twoja sprawka?- zapytała z pretensją w głosie, Vanessa, jednakże posiadała w sercu głęboką nadzieję, że taka właśnie była prawda. To świadczyło by o tym, że zależy jej jeszcze na ich wspólnej przyjaźni, na czym strasznie jej zależało.
-Phaha… Śmieszne!- powiedziała chamsko Ann. Była jeszcze mocno osłabiona, ale na to było ją jeszcze stać. W głębi serca odczuwała dokładnie to samo co Van. Cierpiała, widząc ich po dwóch, osobnych i przeciwnych, stronach barykady wojennej.
-Wychodzę stąd!- krzyknęła Vanessa, niemal ze łzami w oczach.- Mam dosyć!
I udała się w stronę wyjścia, lecz drzwi były zamknięte od wewnętrznej strony.
-Gdzie jest Gregor?- zapytała, cofając się z powrotem do salonu.
-A czy ty przypadkiem nie miałaś wyjść?- warknęła.
-Chciałam, ale twój kochany Gregor zamknął mnie  w domu z tobą!- krzyknęła nerwowo. Taki był właśnie plan Gregora. Postanowił zostawić je na swoją pastwę, dopóki się nie pogodzą. Innego planu kompletnie nie mógł wymyślić. Może drastyczne, ale miał wielką nadzieję, że skuteczne.
-Naprawdę aż tak bardzo mnie nienawidzisz?- nie wytrzymała już Vanessa. Po prostu poddała się w tym swoim udawaniu złości do Ann. Już nie potrafiła. Nie miała siły. Postanowiła stracić honor, ale chociaż już niczego nie udawać.
-Tak.- przemówiła zamyślona Ann.- Nienawidzę cię,  za to, że aż tak bardzo mi na tobie zależy…- i rzuciła jej się na szyję, mocno dziewczynę przy tym tuląc.
-Przepraszam cię.- powiedziała szczęśliwa Vanessa, odrywając się od przyjaciółki, którą właśnie odzyskała. Jej szczęście osiągnęło apogeum.
-Wiesz co tak naprawdę sprawiło, że powiedziałam to, co powiedziałam?- zaczęła zamyślona Ann.- Fakt, że to przeze mnie on znał każdy twój ruch. Opowiadałam mu o tobie, naszych wyjazdach. Przeze mnie mogło ci się coś stać…- z jej policzka spłynęła łza.
-To nie twoja wina.- powiedziała spokojnie i z chęcią pocieszenia przyjaciółki.- Ty nie miałaś prawa nic wiedzieć. Nie rozumiem tylko dlaczego on… Wiesz… Moi rodzice…- jąkała się.
-Powiedział mi dziś, jak rozmawiałam z nim przez telefon…- zaczęła zgorzkniale a Vanessa niemalże w tej samej chwili, posłała przyjaciółce pytające spojrzenie.-  To również on dał ci to pudełko…- westchnęła.- Mój ojciec, jest również twoim biologicznym ojcem, Van. Miał romans z matką Thomasa… I kiedy Ona go zostawiła, uważał, że to twoja wina. Pragnął zemsty za to, co przeżył… Mimo, że ma już poukładane życie…- wyznała i wówczas wszystko zrobiło się klarowne dla obu dziewczyn. Polował na Vanessę tylko dlatego, aby się odegrać za to, że się pojawiła. Kolejna nielogiczna rzecz. Dlaczego, w mniemaniu niektórych ludzi, to dzieci są wszystkiemu winne? Wychodziło z tego, że największe marzenie z dzieciństwa Van, spełniło się. Zawsze marzyła o rodzeństwie a niedawno okazało się, że ma brata, a teraz- siostrę. Nastała wśród nich niezręczna cisza. Ani Van, ani Ann, nie wiedziały co można powiedzieć w takiej sytuacji.
-Jak się czujesz?- zapytała, odchodząc od tematu, Vanessa. Wiedziała doskonale, że to nie wina Ann, a to przecież ona tak bardzo się tym przejmowała. Co było, to było. Na pewno już nie wróci. One razem oraz ich silna przyjaźń, przetrwają wszystko.
-Dobrze, dobrze…- powiedziała tak „na odczep się”.- Słyszałaś, że ktoś pobił Caroline?- zapytała, nie wiedząc, kto był sprawcą pobicia.
-Słyszałam…- wykrztusiła Vanessa. Nie miała najmniejszego zamiaru powiedzieć o tym Ann. Nie teraz. Zdenerwowałaby ją, a dziewczyna przecież ledwo co wyszła ze szpitala.
-Należało się tej żmii!- powiedziała z uśmiechem.
-Ann? No ja cię nie poznaję!- rzuciła, by po raz kolejny odciągnąć wiodący temat jak najdalej.- Ty i życzenie komuś złego?!
-Należało jej się!- mówiła zdecydowanie.- Nie zdziwiłabym się jeśli za jakiś czas ty zrobiłabyś to samo.
Vanessie, zrobiło się głupio. Ukryła pod żelazną maską swe uczucia. Wstydziła się swego czynu, popełnionego wobec Caroline. Nie wiedziała nawet, jakie były obrażenia na jej ciele. Wezwanie do sądu przyszło jej jeszcze tego samego dnia. Cholernie bała się rozprawy. Wiedziała, że Caroline może ściągnąć wiele świadków, którzy zeznają na jej niekorzyść. Oczekiwanie na dzień rozprawy, było okropne a na domiar złego- w związku Ann i Gregora zaczęło się psuć. Ciągle się kłócili a Vanessa, ciągle zmuszona była interweniować i pomóc pogodzić się ukochanym. Coś jej to przypomniało. Mianowicie kontakty jej i Thomasa pod koniec ich związku. Zauważyła również, że zarówno Ann, jak i Gregor, zmienili się względem siebie. Całkowicie inaczej podchodzili do tego związku. Z większą obojętnością… Zupełnie tak, jakby przestali się o siebie starać. A przecież za parę miesięcy na świat miało przyjść ich dziecko. Kolejna rzecz nie do pojęcia. Jak taki doskonały związek, mógł aż tak bardzo się zmienić?
            Nadszedł w końcu dzień rozprawy. Vanessa nie mogła spać. Wstała przed 6.00, ogarnęła dom, siebie przy okazji też, przemyślała kilka spraw, ubrała się elegancko i udała się do sądu. Jeszcze nigdy się tak nie czuła. Miała wrażenie, że ktoś kopnął ją w brzuch. W ustach czuła metaliczny smak a oczy ze zmęczenia zamykały się same. Na korytarzu, jej oczy zobaczyły Gregora, który już na nią czekał. Była niezmiernie zdziwiona na jego widok, ale przecież to on ostatnio jej strasznie pomagał, chodził do adwokata i tym podobne…. Gdyby nie on, Vanessa, prawdopodobnie zginęłaby w tym wszystkim.
            Sprawa rozpoczęła się. Na pierwszy ogień poszła oczywiście Caroline, która sprzedała sędzinie całkowicie wyssaną z palca historyjkę. Potem przyszedł czas na Vanessę, która nie okazała się taka jak Caroline i powiedziała prawdę od samego początku do końca.
-Widziałem na własne oczy, że obecna tutaj oskarżona, omal nie uderzyła Panią Caroline. To było w Niemczech, po zawodach skoków narciarskich. Zahamowała ją prawdopodobnie jedynie moja obecność.- zeznał Jakob. Tak. Caroline ściągnęła nawet jego, który chciał się porządnie odgryźć dziewczynie za urażone uczucia. Kiedy zobaczyła go, serce podskoczyło jej do gardła. Nie miała pojęcia co robić, co myśleć. To nie było na jej głowę. Słuchanie zeznań następnego ze świadków, także nie było przyjemne. Zeznawał Thomas, który nie zostawił na Vanessie suchej nitki. Bolało ją to. Thomas, spoglądając po wszystkim na dziewczynę, również czuł się nieswojo. Zaczął się straszliwie wstydzić, bo wiedział, że nie wszystko co powiedział, było prawdą a Vanessa patrzyła na niego takim wzrokiem… Wzrokiem, którego nienawidził. To była mieszanka zawiedzenia, niedowierzenia i rozpaczy. Pomogła Vanessie jedynie… Jej matka. Biologiczna matka. Powiedziała wszystko, co było potrzebne. Uwzględniła każdy ważniejszy szczegół. Dziewczyna niedowierzała. Nie mogła uwierzyć, że ona ją broni. To kolejna niedorzeczna rzecz w rozumowaniu Van.
-Thomas! Co jest? Dobrze wiesz, że nie taka jest prawda.- zaczepił Thomasa Gregor na przerwie, po której zapaść miała decyzja.
-Nie wszystko potrafisz zrozumieć, Gregor…- odezwał się tępo blondyn.
-Co ta Caroline z tobą zrobiła…- zirytował się.- Ogarnij się! Zrób coś! Sytuacja Vanessy nie jest najlepsza.
-Ona ma już adwokata. Niepotrzebny jej drugi.- odwarknął złośliwie.- Ann się już znudziła?
-Co?- zapytał, nie wierząc w to, co sugerował mu Thomas.
-Powodzenia!- klepnął go po ramieniu i odszedł do Caroline, która już na niego czekała. Ale to nie oni byli tutaj najważniejsi. To co działo się wówczas wewnątrz Vanessy, nikt nie potrafi sobie wyobrazić. Prawnik, mający problemy z prawem. Znowu spotykamy się z nieodłączną częścią naszego życia- niedorzecznością.
-Proszę wstać, sąd idzie!- usłyszeli wszyscy na sali, po czym po chwili każdy już stał i czekał na werdykt sądu. Czekała na to jak na decyzję, przesądzającą o jej przyszłości, bo tak przecież było. Ale ona już wiedziała. Jest skończona, na pewno zawodowo. Co jeśli w grę wchodził areszt? Albo więzienie? Ale Van była twarda. Zaskakująco twarda. Nie uroniła ani jednej łzy, chociaż w głębi jej duszy panowała czarna rozpacz. Stała wyprostowana, patrząc na siedzących naprzeciwko niej Thomasa i Caroline, nie roniąc ani pół łzy oraz dokładnie wsłuchując się w werdykt sądu.
_________________________
Ech… I już niedługo będziemy zbliżać się do finału tej historii.
Jakoś szybko to minęło. ;))
Komentujcie!
Buziaki. ;**
P.S.: Zapraszam na Ujrzenie świata w jednej osobie. ♥ ♥ ♥ 
Nowość z mojej strony. :)
Na razie to prolog, ale liczę na Wasze opinie. ;)

7 komentarzy :

  1. Już finał?! Ehhh szkoda, bo się cholernie z tą historią zżyłam.
    Kurcze, ale tym rozdziale niby się wszystko sypie, ale tak nie do końca. Niektóre sprawy zostały wyjaśnione np. Van dowiedziała się o swoim ojcu. Pogodziła się z Ann, tylko niepokoi mnie to, że w związku Ann i Gregora źle się dzieje... A jeszcze Thomas, jak on mógł?! Dobrze, że chociaż matka Van jej broniła. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Co już finał tak szybko ! ? Ach co ta Van ma zrobić wszystko sypie się jej na głowę.Ciesze się że one pogodziły się, ale że Ann jest jej siostrą, no to sie porobiło.Najpierw brat teraz siostra a najgorsze jest to że ona stoi po środku tej barykady.I dlaczego Thomas kłamie? I to w sądzie jeszcze ! Co ta Caroline z nim zrobiła.Ale jestem dumna z matki Van.Ciekawe jaki będzie wyrok. I co Thomas zasugerował Gregorowi ? Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja nie skomentuje!...Bo mam tak mieszane uczucia w stosunku do tego co napisałaś , że brak mi słów...
    Niby Ann i Vann są nadal przyjaciółkami ? Ok ... ale przecież Ann nie wie co o mało nie doszło do skutku pomiędzy Vanessą a Gregorem ...
    Awantury i nieporozumienia pomiędzy Gregiem a Ann są ...ale jakoś tak nie przekonałam się.
    Mama Thomasa i Vanessy ... - hm... ma kobieta humory.
    A sam zainteresowany niech się w końcu ogarnie bo zabiję razem z tą całą Caroline!
    I pamiętaj ! jest Karl!!!

    Ann!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale się porobiło...
    Ja nie wiem co napisać.
    Thomas "Koczkodan" Morgenstern stracił w moich oczach w tym opowiadaniu. Jeśli kiedyś był na poziomie zero to teraz jest w piwnicach. W lochach piwnic. W zamkniętych na klucz lochach piwnic pod ruinami najstarszego zamku na świecie...
    Wrrr...
    A Caroline.... ło matko... mam ochotę Jej przyłożyć.
    Gregor... mam wrażenie jakby sam nie wiedział co chce i teraz to już chyba tylko poczucie obowiązku i dziecko trzyma Go przy Ann.
    ALe miejmy nadzieję, że wszyscy się ogarną i będą żyli długo i szczęśliwie Amen.
    Buziole:*

    OdpowiedzUsuń
  5. To się namieszało.
    Thomas to frajer i tyle.! :D Dobrze że ma przy sobie Gregora.
    Na szczęście pogodziła się z Ann. :D
    Bardzo jestem ciekawa kolejnych rozdziałów. <3
    Kocham :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale się namieszało, jeszcze Gregor.. :o Nie zdziwię się jeżeli on się w niej zakochał, aż mi się wierzyć nie chce! Nie wierzę, że to już powoli dobiega końca, uwielbiam tę historię! Nie mogę doczekac się następnego, ściskam. :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wierzę, że Thomas potrafił się tak zmienić...
    Ojojjojojoj Morgenstern... :D
    Rozdział cudowny wiesz to prawda? :D
    Czekam na kolejny
    Buuziole ;*

    OdpowiedzUsuń