„Każdy
chce mieć przyjaciela,
ale
nikt nie myśli, co robić, aby nim być”
•••
Stały obydwie, wymieniając wzajemnie
spojrzenia. Kobieta nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie działo. To wyglądało jak scena z taniej komedii. Jej
córką, którą oddała do adopcji wiele lat temu, była Vanessa. Van, z kolei
gotowała się od środka. Sama nie potrafiła dokładnie sprecyzować swoich uczuć. Patrzyła
z nienawiścią i pogardą na swoją biologiczną matkę. Jej wzrok wyrażał taką
nienawiść, którą ciężko jest spotkać na co dzień. To ją obwiniała o wszystko co
się stało… O to, że teraz sama nie wie kim jest… O to, że nie wie co ma ze sobą
robić… Nawet o Thomasa, bo gdyby nie taiła tego od początku, nigdy ich relacje
nie potoczyłyby się w takim kierunku. Ale czego innego można było się
spodziewać? To jak czuła się wówczas ta dziewczyna, wie tylko ona. Ten ból zna
tylko Vanessa. Nikt inny…
-No powiedz coś!-
warknęła nerwowo.- Przeszłość zawsze powraca, a ja przynajmniej teraz wiem
dlaczego zawsze mnie tak nienawidziłaś. Nie rozumiem jedynie czemu chciałaś
zranić również własnego syna.
-To nie tak!- starsza
z kobiet zaczęła płakać, lecz to nie zrobiło żadnego wrażenia na Van. Nadal
spoglądała na kobietę tak, by wiedziała, że ją szczerze nienawidzi. Pragnęła,
żeby cierpiała tak samo jak ona… Okrutne, wiedziała to, ale uczuć się nie da
oszukać.
-To jak?!-
krzyknęła, nie umiejąc już trzymać swych nerwów na wodzy.
-Ja nie
wiedziałam, że to ty…- zaczęła swój monolog.- Ja… Musiałam cię oddać do
adopcji. Byłam pewna, że tam będziesz miała lepsze warunki do życia.
-Jakoś Thomas nie
miał tego problemu.- burknęła, jednocześnie przerywając kobiecie.
-Byłam młodą
mężatką. Thomas miał niecałe 2 miesiące, kiedy dowiedziałam się, że jestem w
ciąży… Znowu…- mówiła niepewnie, wstydząc się swojego czynu. Nie mogła uwierzyć
w to, co się działo. To było niemożliwe. Nieprawdopodobne. Marzyła by to był
sen… Koszmarny sen.
-A, to wszystko
wyjaśnia! Faktycznie!- wykrzyczała po raz kolejny kobiecie w twarz.- Nie
chciałaś po raz kolejny brnąć w pieluchy, kaszki itp., więc jednego dziecka
postanowiłaś się pozbyć. Gratulacje za pomysłowość! Powinnaś była zostać matką
roku!
-Kim ty właściwie
jesteś, że śmiesz mnie, nic nie wiedząc jak było, oceniać?!- zdenerwowała. Kobieta
znajdowała się na skraju wytrzymałości. Czuła się jakby ktoś kopnął ją w
brzuch. Nie sądziła, że przeszłość aż tak się na niej zemści.- Zdradziłam
mojego męża! Byłaś dzieckiem zdrady, więc dla ratowania małżeństwa postanowiłam
cię oddać do domu dziecka! Nie miałam pojęcia czy potrafiłabym cię kiedykolwiek
pokochać, gdyż cały czas boleśnie przypominałabyś mi o tym co zrobiłam! Jaki
błąd popełniłam!- wybuchła. Nie chciała tego powiedzieć… A przynajmniej nie w
taki sposób, bo przecież dzieci nie są niczemu nigdy winne, ale obecna chwila
sprawiła, że wszystko powiedziała. Vanessa spojrzała na nią nie wierząc w to co
słyszy. Poczuła bolesne ukłucie w sercu. Ale jak może się poczuć dziecko, które
słyszy, że było niechciane? Było tylko przypadkiem… I na dodatek o mało co nie
zniszczyło życia swoim rodzicom…
-To do jakiej
cholery podrzuciłaś mi to pudełko?!- wykrzyczała, pewna, że to jej biologiczna
matka była sprawczynią tego wszystkiego.
-Najważniejsze, że
nic się nie stało!- zaczęła, ale już nie dokończyła swojej myśli.- Jakie
pudełko?- zdziwiła się. Ona nie miała z tą sprawą nic wspólnego. Nawet nie
wiedziała, że to właśnie Vanessa jest jej córką, chociaż miała chwilowo co do
tego pewne podejrzenia, lecz szybko odrzuciła je, uznając, że są całkowicie
niedorzeczne i absurdalne. Czasem warto słuchać tego piskliwego i nierozsądnego
głosiku w głowie…
-Nic się nie
stało?! Omal nie wyszłabym za mąż za własnego brata, a ty mówisz, że nic się
nie stało?!- wykrzyczała ze łzami w oczach, po czym biegiem zniknęła z oczu
kobiecie. Nie miała prawa widzieć jej łez. Postanowiła wrócić do swoich
rodziców. Przeprosić, wytłumaczyć, wyznać ile dla niej znaczą… To oni byli jej
rodzicami, nic tego nigdy nie zmieni. Teraz zdała sobie sprawę ile dla niej tak
naprawdę znaczą. W przeciągu najbliższych dziesięciu minut była już w domu.
Nieśmiało otworzyła drzwi. Z salonu, niemal w tej samej chwili, wyparowali
rodzice dziewczyny, wiedząc, że przyszła ich córka. Van znów stała jak
sparaliżowana, przygryzając górną wargę w zakłopotaniu.
-Mamo… Mamusiu…-
rzuciła żałośnie, wtulając się w matkę. Wiedzieli co było przyczyną wyjazdu ich
córki. Mieli sobie za złe, że nie powiedzieli jej prawdy od razu, ale to nie
była łatwa sprawa nawet dla nich…Tak bardzo cieszyli się, że Vanessa im
wybaczyła… Jednak teraz pojawił się kolejny problem, z którym nie potrafili
sobie poradzić. Wiedzieli doskonale kto dał Vanessie pudełko z dokumentami i
zdjęciami oraz kto jeszcze znał całą prawdę o pochodzeniu dziewczyny. Chciał
najpierw zniszczyć ich małą, spokojną, zgraną rodzinkę. Bali się, że On na tym
nie skończy i zrobi coś znacznie gorszego ich córce. Gdyby coś stało się Van,
oni nigdy by sobie tego nie wybaczyli…
Vanessa, jak sobie obiecała,
wyjaśniła, przeprosiła rodziców za wszystko i co słowo podkreślała jak bardzo
ich kocha. Telefon jednak ciągle krzyżował jej plany. Jakob. Ciągle dzwonił,
pisał, nawet wysyłał kwiaty i inne drobiazgi. Miała powoli tego dosyć. Minął
dzień, potem drugi a on ciągle się do niej na siłę dobijał. Nie traktowała go
nawet jak bliższego znajomego, a on całkowicie inaczej potraktował ich relacje.
Nie potrafiła dłużej ciągnąć tej gry z ukrywaniem się, czy delikatnym
spławianiem chłopaka. Spotkała się z nim w parku. Wiedziała co ma powiedzieć i
w jaki sposób, żeby chłopak dobrze ją zrozumiał. Nie chciała mu nawet
proponować przyjaźni, gdyż chwilami naprawdę się go bała. A on? Jakob miał
obsesje na jej punkcie. Ciągle było mu jej mało. A co było w tym wszystkim
najgorsze? On właściwie zaczął uważać Vanessę za swoją własność…
-Jakob…- zaczęła
pewnie.- Ja nie wiem czy dawałam ci kiedykolwiek złudną nadzieję, czy coś w tym
stylu, ale nasza znajomość już teraz zaszła za daleko. Chcę ci to uświadomić
teraz, by później nie było między nami żadnych niedomówień.- starała się
wypowiadać każde słowo najdelikatniej jak się dało, ale Jakob nie zwracał na to
większej uwagi. Obrócił się na pięcie i ruszył z impetem przed siebie. Nie mógł
znieść, że Van inaczej go traktowała niż on ją. Ale co czuł w głębi duszy?
Smutek? Zawód? Nie. Zawiść. Złość. Nienawiść. Coś trudnego do opisania.
-Pożałuje…- syknął
do siebie. Wiedział jak chce się odegrać na Vanessie. Zemści się i to ze
zdwojoną siłą. Pragnął by poczuła się tak samo upokorzona, jak on teraz się
czuł. By upadła na kolana i już się z nich nie podniosła…
Tej nocy Vanessa nie mogła spać.
Ciągle przed oczami miała scenę, która zaistniała między nią a Jakobem, wczoraj
w parku. Nękały ją złe przeczucia… Jednocześnie zaczęła tęsknić. Tęsknić za
Karlem… Chciała się mu wygadać, posłuchać jego opowieści, ujrzeć jego uśmiech i
błyszczące, brązowe oczy. Najgorsze były właśnie noce. Wtedy człowiek ma
tysiące myśli na minutę… Jest tak naprawdę sobą przed samym sobą… Miała nawet
czasem poczucie, że lepiej rozmawia jej się z chłopakiem niż z Ann, co
zabolało. Prawda boli. Zazwyczaj. Dziś z samego rana zebrała się na odwagę i
postanowiła wyjaśnić wszystko przyjaciółce. Późno, lecz nie miała odwagi zrobić
tego wcześniej. Dochodziła 7.00 rano.
Była niemal pewna, że obudzi ją i Gregora, ale potem nie odważyłaby się
spojrzeć Ann w oczy, wiedząc, ile nerwów przez nią zjadła. Drzwi otworzył jej
zaspany Gregor, który na widok dziewczyny, szeroko otworzył oczy ze zdziwienia.
-Vanessa…-
przemówił, tępo wpatrując się w dziewczynę.
-Kto przyszedł?-
usłyszała głos Ann. Zadrżała. Bała się spotkania twarzą w twarz z Ann.
-Ann, przepraszam!-
rzuciła ze skruchą i jednym, zwinnym ruchem pchnęła Gregora i rzuciła się w
objęcia Ann.
-Nawet nie masz
pojęcia jak się martwiłam…- szepnęła jej z ulgą Ann. Potem Vanessa opowiedziała
wszystko przyjaciółce. Ta z kolei zrozumiała i wybaczyła Van. Przyjaciel
przeżywa z tobą ciężkie chwile, sto razy bardziej i mimo wszystko wybacza.
-Ann,
mogę Cię na chwilę prosić?- powiedział Gregor na wstępie, gdy wrócił ze sklepu.
Ann, leniwie poczłapała do chłopaka.
- Nie pozwól jej
tego zobaczyć!- tyle zdołała usłyszeć Vanessa, która przeczuwszy, że coś jest
nie w porządku, podkradła się do nich jak kot. Zobaczyła, że Gregor trzyma w
ręce gazetę. Obok niego stała Ann, która chowała twarz w dłoniach. Naszła ją
pewna myśl. Po chwili Ann i Gregor, usłyszeli trzaśnięcie drzwi. To Vanessa
wybiegła z ich domu, by sprawdzić czy jej obawy okażą się słuszne. Ann rzuciła
się w pościg za przyjaciółką.
-Van! Van!
Zatrzymaj się!- wołała, lecz dziewczyna była już za daleko.
______________________
I tak wyjaśniło się kim jest
biologiczna matka Vanessy. ;)
Dziękuję, że jesteście ze mną
podczas tej mojej blokady…
Pozdrawiam cieplutko. ;*
Przeczytałam dopiero dzisiaj, bo tydzień miałam masakryczny i wiele prywatnych rzeczy się działo. Zaskoczyłaś mnie i to bardzo z biologiczną matką Vann! No i co teraz będzie? A Jacob się zemścił, tylko w jaki sposób? Kurde jest meeega ciekawie i nie mogę doczekać się następnego! Fajnie, że pojawił się Karl. Pozdrawiam. :*
OdpowiedzUsuńNie!
OdpowiedzUsuńJa się nie zgadzam!
A tak prosiłam, żeby się nie okazało, że to matka Thomasa jest Jej matką :(
I co teraz?
Biedna dziewczyna.
Jestem ciekawa jak zareaguje na to Koczkodan.
Mam nadzieję, że jakoś się to wszystko rozwiąże.
Boże jak Ona mogła (matka Thomasa) dopuścić do tego, że ta dwójka ze sobą żyła?! Nawet jeśli domyśliła się później niż na początku tej znajomości... To natychmiast powinna to wyjaśnić!
Może ta dwójka nie miałaby teraz tak beznadziejnej sytuacji.
Oni się kochają...
I to chorą miłością.
I ciekawe co było w tej gazecie.
Mam nadzieję, że Jacob nie zrobił jakiejś ogromnej głupoty.
Całuję:*
Pisz kolejny szybciutko!
Jak to jej matka , jest matką Thomasa ? Nie no nie ograrniam , przecież Thomas dopiero co zrozumiał , że kocha Vann , a tu ma się dowiedzieć ,że to jego siostra ! Przecież oni ze sobą , no wiesz , blisko żyli a ona o tym wiedziała i nic nie zrobiła. Czekam na wyjaśnienie co było w tej gazecie , i Jakob mam nadzieje , ze sobie nic nie zrobi. Jakieś blokady , kochana ? Co ? Bo ja czytam kolejny cudny rozdział , a ty piszesz ,że masz blokadę. Przecież ty piszesz cudowne rozdziały , czekam na kolejny ! Buźki !
OdpowiedzUsuńNiestety moje przeczucia co do matki biologicznej Van się spełniły co wcale mnie nie cieszy :( mam nadzieję, że jakoś się uda to rozwiązać - przecież ona i Thomas się kochają, co prawda w jakiś szczególnie pokrętny sposób, ale jednak. Co do Jakoba to czy przypadkiem nie opublikował on tych zdjęć, które zrobił wieczorem w czasie sceny Van, Thomasa i Caroline?
OdpowiedzUsuńŻe co Kur*a!
OdpowiedzUsuńCzytam już chyba z dziesiąty raz i nie wierzę w to co widzę...
Matką Van jest mama Thomas'a?
Wiesz coś czuję , że to będzie jakaś grubsza sprawa...
Więc związku Van i tego nawiedzonego blondyna nie skreślałabym już na wstępie.
Może to niedorzeczne , ale różne przypadki chodzą po ludziach.
Dobrze , że Vanessa przyszła w końcu do Ann ... a czytając ' Ann, mogę prosić Cię na chwile... ' miałam już w głowie jakąś awanturę , bo ta sielanka mnie przeraża!
Aaaa artykuł w gazecie? To albo JACKOB opublikował wcześniejsze informacje , albo Thom miał wypadek!
Dziękuje , że dodałaś odcinek tak szybko:*
Veny! Czekam z niecierpliwością:*
Ann.
Zaskoczyłaś mnie i to bardzo, bardzo mocno..
OdpowiedzUsuńVan jest siostrą Thomasa?.
Nie spodziewałabym się w ogóle.
Grr Jacob, powinien się leczyć. Nie można traktować dziewczyny jak własność...
Czekam z niecierpliwością na kolejny
Buziaki ;*
MAATKOO....
OdpowiedzUsuń:O
Rozdział totalnie GENIALNY, chcę kolejny!
buziaki,
phoebe z http://dangerousfeelings-fanfiction.blogspot.com/
O rany! Tego bym się nigdy nie spodziewała...Że matka Thomasa to matka Van? Ta dziewczyna to ma pod górkę. Nie dość, że jest adoptowana, to jeszcze jej biologiczną matką okazuje się być niedoszła teściowa... A Jacob? Z początku wydawał się być fajny, ale po tym rozdziale okazał się być dupkiem.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny i zapraszam jeszcze dziś:
oplaca-sie-walczyc.blogspot.com
Pozdrawiam :*
Dobra.
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo przepraszam, że nie komentowałam! Nie miałam w ogóle czasu, a w wolnych chwilach pracowałam nad swoim blogiem. No, ale już wszystko grzecznie przeczytałam i ogólnie jestem na czasie xd
Życie Vanessy jest nieco... skomplikowane. Jej biologiczną matką, którą wcięło na parę dobrych lat, okazuje się być niedoszła teściowa, która nagle jakoś się ujawnia. O Jezuuu... Dawaj szybko nowy kochana, bo nie wytrzymam ;*
Pozdrawiam c:
PS. Zapraszam na dwudziesty czwarty rozdział :) http://historia-milosna-od-poczatku.blogspot.com/