„Sens życia tkwi w osobach,
które są dla nas całym
życiem.”
•••
Szarpała się i dzielnie stawiała
opór napastnikowi, lecz jej siła była niczym w porównaniu do oprawcy. To był
przecież potężny i rosły mężczyzna… Powoli opadała z sił. Próbowała jeszcze
krzyczeć i wołać o pomoc, ale nikogo nie było w pobliżu. Ciągnął ją coraz
bardziej w pobliskie zarośla, których nie brakowało wokół hotelu. Pragnął
jednego- jej śmierci. Tylko ona została do zrealizowania własnego, wewnętrznego
spełnienia. Zostawił ją na koniec, nie bez przyczyny. Nienawidził jej. Pragnął,
by bała się, czekała na śmierć, nie mogła normalnie funkcjonować. I właściwie
swój cel osiągnął…
Dowiedział się, że Vanessa
przyjechała na konkurs do Oberstdorfu, całkiem przez przypadek. Był trochę
zawiedziony, że nie odwiedziła go. Wziął sprawy w swoje ręce. Sam postanowił
pofatygować się do dziewczyny. Tęsknił za nią. Wielokrotnie chciał wybrać się
do Austrii, ale wstydził się. Nieśmiałość, była jego najgorszą cechą. Ale może
też ona czyniła go takim niezwykłym? Dzwonił, również nie raz, nie dwa, a ona nie
odbierała. Zaczął się martwić. To nie było w stylu Van. Może stało się coś
złego? Ale dręczyła go również myśl, że może nie chciała z nim rozmawiać; tak
po prostu urwać kontakt. Musiał wiedzieć na czym stoi. Od Andreasa dowiedział
się gdzie pomieszkuje te dwa dni dziewczyna. Wtedy nie miał wątpliwości, że
musi się do niej wybrać. Będąc w połowie drogi, usłyszał, że ktoś z oddali
krzyczy. Zaczął biec. Poznawał ten głos, który tak żałośnie wołał o pomoc…
Poczuła, że siła napastnika traci na
swojej sile. Puścił ją i zaczął uciekać. Dopiero teraz spostrzegła się, że ktoś
krzyczy jej imię. Od razu poznała ciepły ton głosu Karla. Padnięta, zapłakana i
roztrzęsiona, podbiegła do chłopaka, wpadła mu w ramiona i wtedy opuściły ją
wszystkie emocje, wraz z pozostałościami sił. Nie mogła uspokoić swego płaczu.
Nie miała nawet pojęcia co o tym wszystkim myśleć. Tak mało brakowało… Wiedziała
jedną, jedyną rzecz- Karl był jej aniołem. Gdyby nie on… Nie żyłaby już. Ciągle
miała przed oczyma oczy mężczyzny, który ją zaatakował. Znała je. A
przynajmniej tak jej się wydawało. Odrzucała jednak tą myśl, gdyż uznała to, że
jest to całkiem niedorzeczne. I zapewne takie było… Ale czy na pewno?
-Chodźmy do hotelu…-
powiedział, nadal mocno przytulając do siebie roztrzęsioną dziewczynę. Gdy
zobaczył ją i mężczyznę, który się z nią szarpał, chwilowo zamarł. Nie mógł
uwierzyć własnym oczom. Myśl, że ktoś mógłby skrzywdzić Vanessę… Cieszył się,
że zachował zimną krew. Teraz, nie wiedziałby czy uczynił by tak samo, jak
jeszcze przed momentem.
-Dziękuję…-
powiedziała do chłopaka, kiedy już znajdowali się w hotelu a dziewczyna trochę
uspokoiła się.- Gdyby nie Ty, już bym chyba nie żyła…- westchnęła, patrząc w
drewnianą podłogę. Dopiero teraz tak naprawdę odczuła na własnej skórze jak ten
człowiek jest niebezpieczny. Jasne, wiedziała to wcześniej, ale teraz boleśnie
się o tym przekonała. Gdyby nie Karl…
Nie żyłaby i taka była prawda. Potrafiła o tym myśleć. Zdawała sobie z tego
sprawę i całkowicie nie miała pojęcia co mogłaby zrobić, aby poczuć się
bezpiecznie. Choć chwilę… Jedna, krótka chwila bezpieczeństwa… Oddałaby za nią
wszystko…
-Nie mów nawet tak!-
szybko zaprzeczył Karl. Nie dopuszczał do siebie myśli, że ktokolwiek mógłby
zranić Vanessę. Nie miał pojęcia czym mogła komukolwiek i czymkolwiek zawinić.
Była przecież taka dobra, bezradna, może pogubiła się parę razy, ale nie była
jakimś bandytą, na którego należy polować.- Co zamierzasz robić?- zapytał,
chyba mając nawet świadomość, że dziewczyna sama tego nie wie.
-No, wracam do
Austrii.- tego była pewna. Nie mogła wiecznie uciekać od problemów. Wierzyła,
że policja przyzna jej jakąś ochronę i będzie mogła przynajmniej czuć się we
własnym domu bezpiecznie. Teraz tylko wiara ją trzymała przy życiu…
-Przenieś się do
Niemiec.- powiedział szybko, ledwo łapiąc oddech. Naprawdę był tym wszystkim
strasznie przejęty.- Zamieszkasz u mnie. Pomogę ci znaleźć jakąś pracę.
-Nie.- powiedziała
pewnie, patrząc chłopakowi głęboko w oczy. Dotarło do niej, jak bardzo Karl się
o nią martwi. Już dawno się tak nie czuła. Dawno nie zaznała tego uczucia, że
może być ważna i naprawdę kochana –choć to może za duże słowo- przez innego
mężczyznę. Zbliżyła się do niego. Ponownie naszła ją dziwna ochota złożenia
pocałunku na ustach Karla. Musiała jakoś dać upust wszelakim emocjom. To co
odczuwała będąc u boku chłopaka było dziwne. Przynajmniej dla niej.
Powstrzymała się ostatecznie od czynu, po którym znów mogłaby odczuwać wstyd.
Gdyby Karl chciał tego samego, już dawno między nimi coś by zaiskrzyło. Usłyszeli
pukanie. Do pokoju weszła Ann, której serce w piersi było jak oszalałe. Kiedy
zobaczyła Karla, który prowadził zaszokowaną Vanessę, coś w niej pękło.
Poczuła, że jest żałosna. Że przez nią omal jej przyjaciółka nie zginęła… Nie
udało jej się zrealizować swojego planu. Dlaczego tak to jest, że kiedy ktoś
czegoś bardzo chce i stara się to osiągnąć, wszystko musi pójść nie tak jak
powinno? Nie wszystko da się usprawiedliwić dobrymi chęciami…
-Vanessa…
Strasznie przepraszam…- wydukała, przysiadając się do przyjaciółki.
-To przecież nie
Twoja wina…- powiedziała, lecz jej głos nadal się łamał.- Rozumiem, że w takim
tłumie nietrudno jest się zgubić.
-To nie tak jak
myślisz…- przymknęła powieki, wzięła głęboki wdech i postanowiła wyznać
przyjaciółce prawdę.- Zobaczyłam, że za nami od jakiegoś czasu kręci się jakiś
mężczyzna, więc pomyślałam, że jeśli się odłączy to on pójdzie za mną, nie za Tobą.-
Szatynka spojrzała na Ann, niedowierzając.- Mnie by przecież nic nie zrobił…
Bałam się po prostu o Ciebie.
-Ann!-
wykrztusiła.- Jak on mógłby nas nie rozpoznać?! Jak?! Jestem szatynką a Ty
blondynką!- podniosła głos.- Nawet nie masz pojęcia jakie to było lekkomyślne!
Co Ty sobie w ogóle wyobrażałaś?! Naprawdę musisz zawsze postępować jak
stereotypowa blondynka?!
-Zawsze…-
powtórzyła cichutko Ann, po czym wyszła chwiejnym krokiem z pomieszczenia.
Następny dzień:
Nadszedł dzień, którego Vanessa bała
się najbardziej. Dzień wyjazdu. Dzień powrotu do domu. To było równoznaczne z tym,
że po powrocie będzie musiała zmierzyć się z tym wszystkim oko w oko, „face to
face”. Nie było innego wyjścia. Sama myśl o tym, paraliżowała ją. Owszem,
wspierała ją Ann, jednak ona miała już powoli tego dosyć. Zwłaszcza, że
atmosfera między nimi po ich kłótni była nadal inna niż była wcześniej. Padło
trochę słów za dużo… Na dodatek ciągle czuła, że niepotrzebnie dostarcza jej
zmartwień; że przez nią psują się jej kontakty z Gregorem, który ciągle
powtarzał jej, że musi teraz nie tylko dbać o siebie, ale też o ich,
nienarodzone jeszcze, maleństwo. Chciał jak najlepiej a i tak spływała na niego
fala krytyki Ann.
-Teraz
nie zdążysz mi uciec.- usłyszała za sobą. Doskonale znała ten głos. Wręcz można
powiedzieć, że na pamięć. Z jego właścicielem spędziła dobre kilkanaście lat
swojego życia, na których teraz sama myśl, ją obrzydza. Odwróciła się, kryjąc
swój zawód, że jednak nie zdążyła się schować przed Thomasem. Spojrzała na
niego pytającym wzrokiem.
-Nie wiem o czym
mówisz…- rzuciła obojętnie, zarazem kłamiąc. On doskonale wiedział kiedy
Vanessa kłamie. Znał ją lepiej, niż samego siebie. Ostatnie co potrafiła, to
kłamać. I on to wiedział, ona też, ale jeszcze miała nadzieję, iż nie da
chłopakowi tego uczucia triumfu.
-Ciągle mnie
unikasz.- przysiadł się do dziewczyny, która obecnie znajdowała się w holu
hotelowym, czekając na swoją przyjaciółkę, która miała jeszcze coś do załatwienia
w recepcji.- Nie chcę, żeby tak wyglądały nasze kontakty…- dotknął z niezwykłą
czułością jej dłoni. Zerwała się. Spodziewałaby się wszystkiego, ale na pewno
nie tego od strony chłopaka. Przecież taki czas, w którym właśnie w taki sposób
ją dotykał, minął. Dawno minął. Bezpowrotnie.
-Odejdź ode mnie!-
wycedziła a w jej oczach zebrały się łzy. To był jej brat. Obrzydzało ją każdy
jego dotyk, nawet spojrzenie. A na dodatek, w głębi duszy zazdrościła mu, że to
z ich dwójki, to wszystko musiał spotkać akurat ją. To właśnie ją nienawidziła
własna matka; widziała w niej odosobnienie zdrady małżeńskiej. To niszczyłoby
każdego człowieka kawałek po kawałku, jedną komórkę ludzkiego ciała, po
drugiej, a Vanessa miała również inne problemy. Te były jedynie wierzchołkiem
góry lodowej.
-Spokojnie…-
zbliżył się do niej jeszcze bliżej niż był przed chwilą. Vanessa nie miała
nawet możliwości wyrwania się z objęć blondyna, gdyż aż z taką siłą ujął ją w
pasie.- Brakuje mi ciebie…- mówił, gładząc jej policzek.- To co zrobiłem było
niewybaczalne, ale to co teraz mówię jest czystą prawda…- i nie kłamał.
Naprawdę brakowało mu Vanessy. Kochał ją. Żałował jedynie, że zdał sobie sprawę
z tego dopiero wtedy, gdy Caroline dała mu ostatecznego kosza. Był pewien, że
skoczkini była jedynie zauroczeniem, chwilą zapomnienia, krótkim
zafascynowaniem, któremu nie umiał się oprzeć. Żadna nie była taka jak Vanessa.
Wyjątkowa. Wyrozumiała. Przyjaciółką, a zarazem kochanką. Ujął dłońmi jej
twarz, po czym delikatnie i czule złożył na ustach dziewczyny pocałunek, o
którym już tak dawno marzył.
-Kocham cię…-
wyszeptał tak cicho, że tylko ucho dziewczyny mogło dostrzec jego słowa.
Natomiast, wewnątrz Vanessy nastąpiło wewnętrzne trzęsienie ziemi. Może ona
nadal coś czuła do Thomasa? I to jakieś duże, ogromne uczucie? Może odważy się znowu
spróbować z nim stworzyć szczęśliwy związek? Prawdę o pochodzeniu Van, znała
przecież tylko ona, matka Thomasa oraz Ann, której Vanessa i tak starała się
oszczędzić większych szczegółów. Było dużo do wygrania… Czemu nie spróbować?
_______________________________
Mam nadzieję, że tym razem
nie wyszło tak tragicznie, bo ten rozdział jakoś
podejrzanie za dobrze mi się
pisało. ;))
Komentujcie!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńA ja czuję po kościach burzę pomiędzy Ann i Gregiem ;D Na na na ;D
OdpowiedzUsuńKarl? ... No przecież rozpłynęłam się tylko jak zobaczyłam jego imię;D.....
Ostatnio nawet 'przybliżyłam' sobie jego sylwetkę na googlach , bo szczerze powiedziawszy nie kojarzyłam jak on wygląda... ale fakt słodki jest:D!
Thomas? Niechże on pakuje swój tyłek w troki i na bambus wyp*** małpy straszyć , do tego się nadaje. On i jego uczucia!
Aa Vann ... Ty się koleżanko nawet nie waż odpowiedzieć mu tym samym...
Ann.
Jest 15 rozdział, a dobre co ją chyba spotkało to Karl, zdecydowanie. Mam nadzieję, że jakoś to się ułoży, ale czy na pewno Vann chce spróbować z Thomasem? On prędzej czy później i tak się o tym dowie, więc warto ryzykować? No chyba nie. Także czekam na następny, bo dowiemy się czego więcej. Pozdrawiam. :*
OdpowiedzUsuńKochana żaden z twoich rozdziałów nie był tragiczny! <3
OdpowiedzUsuńTo jest cudowne, piękne ;3
Karl supermenie dziękuje :D <3
Thomas.. ehhh znowu on ładuje się z butami w jej życie ;/
Czekam na kolejny
Buziaki ;**
O ja cież pierdziele....
OdpowiedzUsuńNo nie...
Thomas... Buraku... Kaczanie... Odchrzań się od Niej!
A Ty Van? Powiedz mu prawdę!
Gregor i Ann... Nadal nie pasują mi do siebie. Przykro mi :(
Karl... mam mieszane uczucia.
Poza tym.. Całość jest jak zawsze świetna :)
Buziole:*
Dobrze, że w ostatniej chwili pojawił się wybawca Van - Karl. Ale przecież tak cały czas nie będzie...
OdpowiedzUsuńA Thomas? Van sporo by ryzykowała godząc się na danie sobie drugiej szansy. Prawda prędzej czy później i tak wyjdzie na jaw i mogą wyjść z tego jeszcze większe problemy.
Może ta propozycja Karla o wyjeździe do Niemiec, nie była zła? A poza tym związek Ann i Gregora przechodzi "kryzys", ciekawe czy wyjdą z tego...
Pozdrawiam :*
O Boże! Jak dobrze że Karl ją uratował, bo była by masakra , tylko kto ją tak szykanuje. Karl chyba czuje coś do Van albo tylko mi się wydaje. I co ten Thomas wyprawia ?! Przecież to jego siostra , ale on o tym nie wie . Powinna mu powiedzieć, bo jak można żyć przecież to kazirodztwo! A może dtamatyzuje a ona mu powie , nie wiem . Cudny rozdział , buziaki*-*
OdpowiedzUsuńDobra, mam słabość do Karla, strasznie wielką słabość. Uwielbiam go po prostu <3 Dobrze, że uratował Vanessę. Ciekawa jestem co dziewczyna zrobi z Thomasem, w końcu to jej brat. Czekam na kolejny ;)
OdpowiedzUsuńJak dobrze że Karl ją uratował. Kamień z serca. Karl coś czuje do Van, więcej niż coś. A co wgl Tomas wyczynia, szkoda że mu tego nie powiedziała. Cudowny rozdział. Tak jak wszystkie. <3 I oczywiście czekam na nn :*
OdpowiedzUsuńBuziaki ;**
Ja wiem, że Karl czuje do Vanessy, dużo, dużo więcej ;3 Dobrze, że to on ją uratował :)
OdpowiedzUsuńI co robi Thomas?! Nie można tak przecież żyć! JAK?! ;o
No nic, czekam na ciąg dalszy :D
Dużo weny ci życzę i pozdrawiam gorąco ;*
PS. Zapraszam do mnie na epilog ;-;
historia-milosna-od-początku.blogspot.com
PPS. Zapraszam również na nowego bloga c:
sportowy-taniec.blogspot.com
Ouuuuu....Karl,Karl,Karl
OdpowiedzUsuńRobi sie ciekawie.
Czekam na nexta
a teraz zapraszam do siebie na 13 rozdział z życia Sary. Mam nadzieję,że nieźle Cię zaskoczy...
http://themoordeath.blogspot.com/
PS:Przepraszam ,że taki króciutki komentarz,ale mama mnie goni do sprzatania ;____;
O. MÓJ. BOOOOŻE. :o
OdpowiedzUsuńchwała za to, że została uratowana!
cudowny rozdział!
buziaki,
phoebe z http://dangerousfeelings-fanfiction.blogspot.com/