„Bo w teatrze
życia, nie ma prób,
od razu
przechodzimy do przedstawienia swojej roli,
mimo braku scenariusza
na przyszłość.”
•••
Van wróciła do domu w grobowym nastroju.
Wszystko znowu runęło. Nie dość, że ciągle miała przed oczyma obrazek
obściskujących się Thomasa i Caroline, to jeszcze zaraz jej problemy prywatne
miały być tanią sensacją w brukowcach. Miała zacząć nowe życie… Zaczęło się
nieźle, nie ma co… Powoli odechciewało jej się żyć. Wszystko szło nie tak…
Dosłownie wszystko kończyło się, zanim zdążyło się jeszcze rozpocząć. Na samą
myśl, łzy wzbierały się w jej oczach. Dlaczego to akurat ona była taka
słaba? A co z pozostałą dwójką, która
również siedziała w tym wszystkim po uszy? Thomas i Caroline, zdawać by się
mogło, że szybko zapomnieli o tej całej sytuacji. Byli sławni, co równało się z
tym, że mogli się już przyzwyczajać do czegoś takiego, ale Van? Dla Van to
wszystko było nowe i brutalne. Kiedy
była z Thomasem nie spotkała się z czymś takim… Los jej nie oszczędzał… Mścił
się na niej, a ona nawet nie wiedziała za co. Teraz ktoś będzie chciał zrobić sensację z jej cierpienia, a martwiło to Thomasa, bo on dołożył do
tego cegiełkę. Martwił się o Vanessę. Była dla niego ważna. Może nawet za
bardzo, niż teraz powinno? Ta rozpacz i obłęd, którą widział w oczach
dziewczyny tamtego wieczoru coś w nim przełamało. Coraz częściej towarzyszyło
mu powracające uczucie zagubienia i bezradności a przede wszystkim- tęsknoty.
Jego uczucia wprawiały go w obłęd. Ich nie dało się zmienić, chociaż on tak
bardzo chciał. To było nie do przełknięcia, że dopiero teraz dostrzegł, że
jednak czuje do Vanessy coś więcej. A co
z Ann? Odważyła się i powiedziała Gregorowi o ciąży, a on… Do tego czasu nie
może nacieszyć się faktem, że będzie ojcem. Rzeczywistość, która go otaczała,
była nie do uwierzenia. Była zdecydowanie za piękna. Często zadawał sobie
pytanie, czy jest już w niebie. Ma już przecież wszystko, co tylko potrzebuje
się do życia. Nie mógł jedynie zrozumieć, czym sobie zasłużył na coś tak
wspaniałego. Widząc reakcję chłopaka, Ann również zaczęła się cieszyć z tego,
że niedługo na świat przyjdzie ich maluszek. Gregor, od razu po powrocie do
domu z zawodów, kupił stertę książek na temat „Dobrego wychowania i
postępowania z dzieckiem”, co wzbudzało rozbawienie w Ann. Całe to jego
przejęcie się tym wszystkim, planowanie wystroju pokoju dla dziecka, czy
wymyślanie odpowiedniego imienia, wyglądało naprawdę komicznie. Czy Ann wiedziała
co wydarzyło się Vanessie w Kilngenthal? Nie. Van próbowała jej powiedzieć w
drodze powrotnej, ale przyjaciółka jej nie słuchała, a tylko chwaliła się, jak
wygląda jej cudowne życie. Wobec tego, Van postanowiła to zachować dla siebie.
Nie chciała już psuć przyjaciółce humoru swymi problemami. Tę tajemnicę musiała
zatrzymać tylko i wyłącznie dla siebie. Do czasu z resztą… Zarazem Vanessie zaczęła doskwierać samotność.
Owszem, miała przyjaciółkę, rodziców, znajomych, ale brakowało jej czułości,
ciepła, drugiej osoby przy boku, na której może zawsze polegać. Z dnia na
dzień, coraz bardziej zamykała się w sobie. Chciała przebywać w swoim własnym
świecie sama, z długopisem i kartką w ręku, pisząc piosenki, których i tak nie
miała nigdy okazji zaśpiewać, ale kiedy pisała, wylewała wszystkie swe uczucia
na papier i czuła jakby się komuś porządnie wygadała, bo papier przecież
przyjmie wszystko… Największe bzdury, cierpienia, poważne zatroskania.
Dosłownie wszystko.
Codziennie odwiedzała większość
kiosków w mieście, szukając nerwowo wzrokiem gazety, w której w każdej chwili
mógł się pojawić artykuł o niej i Thomasie oraz Caroline. W głowie miała
tysiące czarnych scenariuszy, które mogły wydarzyć się po opublikowaniu
artykułu. A może za bardzo się przejmowała wszystkim? Nie mogła po prostu nie
przejmować się tym wszystkim? Zapomnieć? Mieć wszystko głęboko gdzieś, a
zmartwienia zostawić na później? Nie. To kolejna cecha, którą u siebie nie
tolerowała. Zawsze każdy problem za bardzo wyolbrzymiała. Przejmowała się w
większości rzeczami, które nigdy nie miały miejsca, ale co ona mogła na to
zrobić? Nic… I chcąc, nie chcąc, musiała się z tym pogodzić. Taka była. Nie
wszystkie cechy charakteru da się w sobie wypracować.
I tego dnia nic nie znalazła w
żadnej z gazet. Z jednej strony to dobrze, ale z drugiej… To czekanie na wyrok…
Jak na śmierć… To było właśnie najgorsze w tym wszystkim. Z dnia na dzień
czarnych scenariuszy w jej głowie przybywało a
zmierzając do kiosku każdego ranka, nogi coraz bardziej uginały się pod
jej ciężarem. Nie posiadała nawet złudnych nadziei, że może owy artykuł się nie
pojawi. Który paparazzi odpuści sobie tanią sensację ze znanym i utytułowanym
skoczkiem narciarskim? Odpowiedź była jedna. Żaden. Smutne, ale prawdziwe. Taki
świat nas otacza. Nie patrzący na ludzką krzywdę, okrutni, obojętny na uczucia…
Szła przez zatłoczone ulice miasta, trzymając ręce w kieszeni swojej kurtki i
błądząc gdzieś w swoich własnych myślach. Kolejny dzień ciszy. Ciszy przed
burzą. Jej oczy były tak strasznie smutne… Niewinne, bezbronne. Nagle usłyszała
dziwny dźwięk za swymi plecami. Przestraszona, odwróciła się na pięcie. Jej
oczom ukazał się wysoki, przepadlisty blondyn, który bezradnie zbierał zakupy,
które przed chwilą przez dziurawą reklamówkę, upadły mu na ziemię. Nie myśląc o
niczym, Van w jednym, zwinnym ruchem znalazła się obok mężczyzny i pomogła
zbierać mu produkty spożywcze. Blondyn, zawiesił na dziewczynie swe niebieskie
oczy. Rzadko zdarzało się, że ktokolwiek byłby w stanie pomóc komuś w
potrzebnie, zwłaszcza w takiej rzeczywistości, w jakiej żyjemy teraz. Teraz
każdy jest zabiegany i nie myśli nawet o drugim człowieku. Co jednak nie
oznacza, że nie zdarzają się wyjątki.
-Dziękuję…-
powiedział nieśmiało z kołatającym sercem w piersi. Obecność Vanessy, sprawiała,
że w chłopaku obudziły się wszystkie uczucia i zmysły. Dziewczyna wywarła na
nim spore wrażenie.
-Drobiazg…-
rzuciła, uśmiechając się przymusowo do chłopaka, po czym chciała odejść, lecz
zaraz zatrzymał ją blondyn.
-Może kawa w
rekompensatę?- zaproponował, czerwieniąc się.
-Chętnie.-
powiedziała łagodnie. Nie miała żadnych
planów, więc mogła bez zarzutów skorzystać z zaproszenia chłopaka, a i dzięki
temu miała okazję oderwać się od wszystkiego, co ją otaczało i przerażało. Nie
minęło pięć minut, kiedy siedziała z chłopakiem przy jednym stoliku w
pobliskiej kawiarni. Na początku panowała między nimi głucha cisza. Czy
niezręczna? Raczej nie. Przynajmniej nie dla Vanessy. Chłopak chciał coś
powiedzieć, ale był na tyle nieśmiały, że nie potrafił, a Van- odkryła coś
przerażającego. Siedziała oko w oko z tym paparazzi, który nakrył ją i Caroline
na kłótni o Thomasa! Mało z tym, to ten sam człowiek, który uratował ją przed
tymi kolesiami, którzy próbowali się do niej dobierać. Zaskoczenie odebrało jej
mowę. Siedziała z szeroko otworzonymi oczami, wpatrując się w blondyna, który
właśnie łypał kolejny już łyk kawy. Nie mogła uwierzyć. Nie wiedziała jak się
zachować. Z jednej strony chciała teraz dać „z liścia” blondynowi za to, że
podsłuchiwał jej kłótnię z Caroline, ale z drugiej strony… To właśnie on
uratował ją przed tymi typkami… Gdyby nie on… Nie wiadomo co by się stało.
-A bo ja
zapomniałem się przedstawić…- skarcił się, zaczynając rozmowę.- Jakob, jestem.
-Vanessa Sauer…-
podała rękę chłopakowi, wstając.- Czym się zajmujesz?- już nie wytrzymała z
ciekawości czy chłopak wie kim jest i co ją z nim łączy.
-Jestem
dziennikarzem.- powiedział krótko.
-Aaaa, czyli tak
to się teraz nazywa.- powiedziała, łykając łyk gorącej i tęgiej kawy. Na twarzy
chłopaka zobaczyła niezrozumienie, więc postanowiła mu wszystko od razu
wyjaśnić.- Nie wiedziałam, że pożywką dziennikarzy jest życie osobiste innych
ludzi. Naprawdę sobie mnie nie przypominasz?- zapytała, po czym zaczęła gorzko
żałować swych słów. Może po prostu pomyliła ludzi? Nie. To raczej niemożliwe.
Była naprawdę pewna, że ma rację. Zaufała sobie, lecz potem gryzły ją
wątpliwości czy dobrze zrobiła…
-To ty…- westchnął
z niedowierzaniem.- Ja nie opublikuję artykułu!- wykrztusił i właściwie sam nie
wiedział dlaczego. To była po prostu chwila. Przecież artykuł leżał już gotowy
na biurku szefa. Jednakże, widział, że Vanessa ma mu to porządnie za złe, a nie
chciał urywać z nią kontaktu. Wręcz przeciwnie. Pragnął spędzać z nią jak
najwięcej czasu, nie wiedząc nawet jaka ona jest. Pragnął pogłębiać tą
znajomość. Pogłębiać coraz bardziej i bardziej… Ona była taka piękna. Delikatna
jak pączek róży, a zarazem silna jak głaz. Jak zareagowała natomiast Vanessa?
Nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Chłopak wyglądał, jakby mówił prawdę,
ale to wszystko było takie dziwne… Nieracjonalne… W głębi duszy, trochę się
wystraszyła. To naprawdę nie było do końca normalne w jej rozumowaniu.
-A nie uratowałeś
przypadkiem ostatnio jakiejś dziewczyny w parku?- zapytała, by odciągnąć temat
artykułu na dalsze tory i jeszcze raz podziękować mu za to co zrobił, bo trzeba
przyznać, że zrobił wiele.
-No tak… Jakieś
typki dobierali się do pewnej dziewczyny…- spojrzał na uśmiechniętą Van.- Nie…-
dotarło do niego, że uratował właśnie Vanessę.
To było niewiarygodne. Uśmiechnął się promiennie, właściwie sam do siebie.
Przeznaczenie, jak nic- tak myślał.
-Świat jest mały…
Ale ja jeszcze raz chcę ci za to podziękować…- odpowiedziała mu dziewczyna,
łykając kolejny łyk kawy, po czym sielankę przerwał im dźwięk telefonu Vanessy.
Spojrzała zdezorientowana na wyświetlacz. Zastrzeżony numer. Odebrała
zmartwiona. Miała jakieś złe przeczucia. Intuicja? Tak. Zdecydowanie. I tym
razem jej nie okłamała.
-Jutro o 8.00
przyjdź na cmentarz.- usłyszała gruby, męski i kompletnie nieznany jej głos.- Mam
ci coś ciekawego do pokazania. I uważaj, bo to jeszcze nie koniec…- i rozłączył
się. Vanessę kompletnie zamurowało. Wyprostowała się mimowolnie. Co to wszystko
miało znaczyć? Cmentarz? Co jej ktoś ma pokazać? Jeszcze ten głos, który do
niej mówił… Przypominał jej ten, który często słychać w filmach o gangsterach.
Był tak strasznie wiarygodny. Prawdziwy. Teraz zaczęła bać się każdego wokół
siebie. Szybko wstała, przepraszając Jakoba za przerwanie ich spotkania i wybiegła
z lokalu, po czym popędziła na złamanie karku do domu. Ostatnie metry już biegła. Strach odebrał jej wszystko, włącznie ze zdrowym rozumem i rozsądkiem. Chciała poczuć się
wreszcie bezpiecznie. Wpadła do domu, nie dbając o to, aby zamknąć bez trzasku drzwi. Próbowała przełknąć teraz jakoś swoje łzy. Łzy, które nawet nie wiadomo kiedy, uwolniły się spod jej powiek.
Miała poczucie, że ktoś śledzi jej każdy krok; że poluje
właśnie na nią. Strach sparaliżował jej ciało. Ale… Nawet w domu odnosiła
wrażenie, że ktoś ją obserwuje…
______________________________
Witajcie. ;*
I co myślicie o ósemce?
Czekam na Wasze opinie w
komentarzach. ;))
Całuję. ;**
A może los chce jej powiedzieć że bez Morgiego nie ułoży sobie życie? Ale patrząc na Thomasa i Carolin no to bardziej by mi pasowało żeby to na nich los chciał się zemścić, no ale cóż Van nie była wcale taka niewinna. Gregor ojcem kupującym książki o tym jak wychowuje się dziecko, od czego jest internet. Dla mnie Van jest bardzo płochliwa i jest przykład tego że jest się z jednym facetem, a później on cię zostawia i jesteś w głębokiej dupie, tak jest. Do Thomasa dotarło że nadal coś czuje do Van, teraz to niech się on wali...
OdpowiedzUsuńAnn ja wiem że jest w ciąży lecz mogłaby posłuchać co działo się w życiu Van po zerwaniu z Thomasem, mogłaby.
No dobra świetny rozdział i świetny rozdział, czekam na następny
Pozdrawiam i całuje
Werooooo....
Robi się ciekawie :D
OdpowiedzUsuńJak w filmie, co mi się bardzo podoba :D
Gregor - nie wyobrażałam sobie Go nigdy w takim wydaniu i dziękuję Ci za to, że Ty mi Go takiego przedstawiasz.
Ann - jestem w stanie ją zrozumieć, to dla Niej trudny czas i skupia się właściwie tylko na dziecku ale musi tez pamiętać o przyjaciołach!
Thomas... - no i tutaj nadchodzi problem. Rychło w czas się skapnął, że jednak czuje coś do Van. Ale to dobrze, teraz powinien trochę pocierpieć. Zachciało mu się laski na jedną noc? (właściwie na kilka:P) Ma to, na co zasłużył. Niech te wyrzuty sumienia Go zjedzą:P
Jacob... - jakoś nie pasuje mi ten typek.
A co do tajemniczego telefonu... lepiej niech nie idzie na ten cmentarz sama.
Czekam z niecierpliwością na kolejny, bo jest super! :D
Buziole :*
Wiedziałam, że Gregor nie spieprzy, a rozdział mega! Przestraszyłaś mnie z tym ,,gangsterem". Wiesz co? Miałam przeczucie, że właśnie tym kolesiem był ten dziennikarz, ale że to on ją uratował? No nieźle. Czekam z wielką niecierpliwością na następny, bo czuję, że będzie baaaaaaardzo ciekawie! Ściskam. :*
OdpowiedzUsuńJak już mówiłam , szablon rewelacja!
OdpowiedzUsuńNowa postać?:D Takk! Nareszcie!... Pożałujesz Morgenstern , chociaż widzę , że już dochodzisz do właściwych wniosków.
Uczucia górą:D!
Szczerze powiem , że Gregor mnie zawiódł... jest za idealny... ale to Twoją koncepcja!
Ciekawa ósemeczka!♥
Ann.
Może ułoży sobie życie bez Morgiego ? Może to spotkanie z tym dziennikarzem , coś zmieni ? I ten cieszący się Gregor , który zapomniał chyba ze ciąża trwa 9 miesięcy a nie kilka dni . I o co chodziło z tym telefonem , dlaczego ktoś ją obserwuje ? Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJejciu jakie to cudowne! *-*
OdpowiedzUsuńMoże Jacob skradnie jej serce...
Teraz Morgi teraz? ;/ Oj chłopie...
Gregor jej taki kochany *-*
Takie to piękne ♥♥♥
Czekam na kolejny 3
Buuuuuziaki ♥
Hmm... może to czas w końcu zapomnieć o tamtym rozdziale? Zapomnieć o Thomasie? Nie wiem, czy to będzie takie łatwe, ale może ten Jacob jej pomoże? Tylko martwi mnie ten dziwny telefon... Cmentarz? O co chodzi?! Ona tam nie może iść, przynajmniej nie sama...
OdpowiedzUsuńCzekam na następny.
Pozdrawiam :*