poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Dziewięć.





Cza­sami myślę, że byłoby łat­wiej gdy­by me życie było jak książka.
Gdy­by znać spis treści, ak­tual­ny roz­dział i ile stron po­zos­tało do epilogu...
Ale kto czy­ta książkę znając zakończenie?
Wte­dy nie wciąga...


•••
                Tej nocy Van nie mogła spać. Całą noc poświęciła na uporządkowanie jakkolwiek swoich myśli, które kłębiły się w jej głowie. Głos mężczyzny, który wczoraj słyszała przez telefon, nie dawał jej spokoju. Był podobny do tych, które słyszała wielokrotnie w filmach o gangsterach. Ta wiarygodność… To wszystko jeszcze bardziej komplikowało… Pójść na cmentarz? Bała się. Cholernie się bała, ale ciekawość nie dawała jej spokoju. Poza tym, kto by się nie bał? Jeszcze to miejsce, które wybrał ten nieznajomy… Cmentarz… Co takiego chciał pokazać jej tajemniczy mężczyzna? Zwlekła się leniwie z łóżka, szybko doprowadziła się do porządku i wyszła z domu, zostawiając rodzicom karteczkę na stole w jadalni, że wychodzi, by nie martwili się o nią kiedy się już obudzą. Im bliżej była cmentarza, tym bardziej serce podchodziło dziewczynie do gardła, a jej nogi uginały się pod jej ciężarem bez żadnej zgody. Płuca zablokowały się do tego stopnia, że nie mogła nabrać powietrza. Z zaciśniętą pięścią szła przez ulice, jeszcze uśpionego miasta. W końcu znalazła się przed bramą cmentarza. To miejsce zdawało się jej jeszcze bardziej mroczne i przerażające. Miała uczulenie na takie miejsca a teraz musiała tam sama wejść. Zatrzymała się przed bramą, po czym oparła się o murek i zaraz bezwładnie zsunęła się z niego, przykucając. Co teraz miała robić? Przyszła na umówione miejsce, no ok. Ale co dalej? I w tym samym momencie jej telefon zadzwonił. Spojrzała na wyświetlacz. Prawdopodobnie ten sam numer. Odebrała z duszą na ramieniu, bojąc się co teraz może usłyszeć.
-Idź pod stare dęby.- usłyszała na wstępie.- Tam znajdziesz coś dla siebie…- chciała zapytać o coś, ale mężczyzna rozłączył się natychmiastowo. Wstała i chwiejnym krokiem, udała się pod stare dęby, które znajdowały na końcu wąskiej, cmentarnej uliczki. Na miejscu, okazało się, że czeka już na nią średniej wielkości, szare pudełko. Niepewnie wzięła je w swoje sztywne ręce, rozglądając się nerwowo wokół siebie, po czym prawie biegiem opuściła teren cmentarza z tajemniczym pudłem w ręce. Zdecydowała się złapać taksówkę. Strach sprawił, że nie była w stanie wrócić do domu samodzielnie. Weszła do domu najdelikatniej jak się dało, by nie obudzić rodziców, ale jej matka już nie spała, tylko czekała na córkę w salonie a w swych drżących rękach trzymała liścik, który zostawiła jej Vanessa. Jej przerażenie było chore…
-Van, to ty?- usłyszała drżący i przerażony głos matki. Dziewczyna szybko położyła pudełko na komodzie, przykrywając je swoją kurtką. Jak miałaby się wytłumaczyć matce z tego wszystkiego, jeśli ona sama tego nie pojmowała?
-Tak, mamo…- rzuciła, kiedy upewniła się, że starannie okryła pudło od nieznajomego swą kurtką i weszła do salonu, gdzie znajdowała się obecnie jej matka.- Nie mogłam spać, więc poszłam się przejść…- skłamała.
-Córeczko, wiesz, że kocham cię najmocniej na świecie, tak?- zaczęła niespodziewanie.
-Tak…- powiedziała niepewnie Vanessa, zaskoczona słowami matki.- Coś się stało?- zmartwiła się. Takie wyznania nie pasowały do jej matki. Coś musiało być nie tak…
-To już nie jest twoje zmartwienie, córeczko…- matka pogłaskała kasztanowe włosy Van, ze świecącymi w jej oczach łzami.- Są tacy ludzie, których uczciwy człowiek, nie potrafi zrozumieć. Obiecaj mi jedno…
-Co takiego?- zapytała, nic z tego wszystkiego nie rozumiejąc.
-Uważaj na siebie, proszę…- ciągnęła, nadal głaskając swą córkę po głowie.
-Dobrze, dobrze…- wykrztusiła, kiedy znajdowała się już w mocnym uścisku swej matki. Zaraz po tym kobieta odeszła od Van i nieco speszona udała się do kuchni. Zawsze tak kończyły się ich wspólne, bliższe kontakty. Jej matka się peszyła, wstydziła, czego nie potrafiła zrozumieć sama Vanessa. Otrząsając się trochę, biorąc pudełko ze sobą, udała się do swojego pokoju. Usiadła na łóżku, a przed sobą postawiła tajemnicze pudło. Wpatrując się w nie, poczuła ulgę. Ma to już za sobą, jednak nie znalazła na razie w sobie tyle odwagi, by je otworzyć. Ciekawość była ogromna, lecz strach co może zobaczyć, jeszcze większy. Położyła się na łóżku i nawet nie zauważyła kiedy zasnęła. Obudził ją dopiero telefon od Jakoba.
-Wychodź z domu i idziemy do kina!- usłyszała od razu. Zdziwiła się. Nie sądziła, że Jakob będzie chciał utrzymywać z nią aż tak bliskie kontakty.
- Dobrze…- powiedziała, lekko zaspana.- To za godzinę spotkamy się przed kinem.
-Jaką godzinę?- usłyszała oburzenie chłopaka.- Masz pięć minut na ogarnięcie się. Czekam już pod twoim domem.- i nie miała już czasu na protesty, gdyż chłopak rozłączył się. Kompletnie nie poznawała Jakoba z tej strony. Wczoraj wydawał się być taki nieśmiały. Przypominał jej wręcz takiego malutkiego pisklaczka, który przed momentem wykluł się z jajka, a teraz? Zdecydowany i stanowczy. Wstała niechętnie z łóżka, spojrzała jeszcze raz na pudełko, które nadal leżało na jej łóżku i mimo ciekawości, musiała przełożyć na później poznanie jego zawartości. Szybko uczesała się, przebrała w świeże ubrania i zeszła pośpiesznie na dół.
-Wychodzę! Nie wiem kiedy będę!- rzuciła głośno na cały dom, nawlekając na siebie kurtkę. Przed domem, czekał już na nią Jakob w swoim srebrnym aucie. Zobaczywszy ją, chłopak wyszedł z samochodu i chciał otworzyć jej drzwi do środka, lecz dziewczyna była szybsza i sama je sobie otwarła. Nie lubiła takich sytuacji. Nie była typem księżniczki, co jeszcze bardziej zaimponowało Jakobowi. Kiedy ją ujrzał, poczuł ulgę. Jego wewnętrzna potrzeba zobaczenia dziewczyny została zaspokojona. Vanessę dziwiła natomiast nagła metamorfoza chłopaka. Ciągle rozmawiał, pytał ją o wiele rzeczy, sam opowiadał o sobie. Był swoim zupełnym przeciwieństwem, w porównaniu do dnia wczorajszego. Odpowiadała mu trochę z grzeczności, gdyż myślami była już w swoim pokoju, odkrywając zawartość pudełka, które czekało już na nią. Na miejscu, Jakob zostawił na chwilę Vanessę samą, a on sam- poszedł kupić bilety na film. Van stała w kącie, rozglądając się wokół siebie. Ostatni raz była w kinie właśnie z Thomasem. To miejsce kojarzyło się tylko i wyłącznie z nim. To właśnie tutaj jako nastolatki po raz pierwszy wyznali sobie na poważnie co do siebie czują. Uśmiechnęła się mimowolnie.
To nadal w jej wspomnieniach było takie urocze i słodkie. Podniosła wzrok. Zobaczyła Thomasa, który wchodzi właśnie do tego samego budynku, w którym znajdowała się ona. Przetarła oczy ze zdziwienia, myśląc, że to jej wyobraźnia płata jej figle. Po chwili przy boku blondyna, jakby znikąd, wyrosła Caroline. Teraz była już pewna, że jej wyobraźnia na pewno nie robiła sobie z niej żartów. Ich wspólny widok, już nie zranił jej boleśnie, jak kiedyś. Czyżby pogodziła się z tym? Thomas natychmiastowo zauważył w kinie Vanessę, chociaż ona próbowała ukryć się przed nim kącie, jak najbardziej tylko się dało. Ucieszył się na jej widok. Wszystko było z nią dobrze. Uśmiechnął się, chociaż właściwie sam nie wiedział dlaczego.
-Caroline, może pójdziesz kupić bilety, a ja kupię nam jakąś przekąskę, co?- zaproponował swojej dziewczynie, wpatrując się bacznie w Van, która nadal stała w kącie. Miał w tym swój chytry plan. Podczas kiedy Carolinie poszłaby po bilety, on bez przeszkód mógłby podejść do swojej byłej i spróbować z nią porozmawiać. Co właściwie chciał jej powiedzieć? Sam zadawał sobie to samo pytanie. Coś wewnątrz niego, odczuwało jednak taką potrzebę, której on nie umiał się przeciwstawić. Gdy usłyszał z ust Caroline zgodę, nawet nie spojrzał czy dziewczyna odeszła dostatecznie daleko, tylko ruszył szybko w stronę Vanessy. Uśmiech nie schodził z jego ust. Nie wiedział dlaczego ciągle uśmiech gości na jego ustach. Po prostu nie mógł powstrzymać się, by się nie uśmiechnąć. Van, spostrzegła się, że Thomas zmierza w jej stronę. Nerwowo błądziła wzrokiem po wszystkim, lecz nie spojrzała ani razu blondynowi w oczy. Znajdował się już w połowie drogi. Był tak blisko niej. Uśmiech z sekundy na sekundę, stawał się coraz szerszy na jego twarzy, kiedy… Kiedy zauważył, że do Vanessy podchodzi pewien mężczyzna, który po chwili łapie ją za rękę i ciągnie w stronę sali kinowej. Zatrzymał się. Nie mógł znieść widoku Van z innym facetem. Teraz zdał sobie sprawę, jak okropnie czuła się Vanessa, kiedy zobaczyła jego i Caroline w Klingenthal. Coś w jego środku pękło i sprawiało straszny ból, którego nigdy w życiu jeszcze nie czuł. Na domiar złego, okazało się, że Caroline i Thomas oraz Vanessa z Jakobem, byli razem w jednej sali kinowej, oglądając ten sam film a na dodatek siedzieli tuż obok siebie. Thomas i Vanessa, nie mogli skupić się na oglądaniu filmu. Ciągle myśleli o tym, co wydarzyło się na korytarzu. Vanessa, nie rozumiała co chciał zrobić chłopak, a Thomasa ciągle bolało, że jakiś inny facet ma coś, czego nie ma on… Tak, Vanessę. Natomiast Jakob od razu poznał parę, która siedziała obok niego i Van. Od czasu do czasu, widząc, że blondyn spogląda dyskretnie na nich, obejmował Van ramieniem, czy chwytał ją za rękę. Za każdym razem, gdy to robił dziewczyna denerwowała się. Wiedziała, że Jakob robi to z premedytacją, by Thomas był zazdrosny, ale ona tego nie chciała. Tylko co miała powiedzieć chłopakowi, przy pełnej ludzi sali kinowej? A jak to wszystko przyjęła Caroline? Dla niej to nie była żadna niezręczna sytuacja. Kalkulacja była dla niej prosta. Ona ma Thomasa, Vanessa innego gościa i pozamiatane. Pobyt w kinie i towarzystwie Jakoba, dobrze zrobiło Vanessie. Czuła się odprężona i na chwilę zapomniała o wszystkim. Nawet ciekawość, znacznie zmalała. Potem Jakob chciał wziąć ją na obiad do restauracji, lecz ta nie chciała, tłumacząc się zmęczeniem. Mimo, że bardzo jej się podobało, już nie miała na dziś nic ochoty. Wróciła do domu bardzo wesoła, śpiewając pod nosem. W drzwiach przywitała ją matka.
-Gdzie byłaś?!- zapytała nerwowo naskakując na Vanessę.
-W kinie z przyjacielem.- odpowiedziała spokojnie, wieszając swą kurtkę na wieszaku.
-Jakim przyjacielem? Ann?- drążyła, a oko Vanessy dostrzegło, że kobieta drży.
-Nie. Jakobem…- mówiła.- Co się stało?
-Kto to? Nie znam żadnego Jakoba!
-Mamo, mam ponad dwadzieścia lat. Nie musisz znać wszystkich moich znajomych!- odgryzła się.
-Przepraszam… To dobry człowiek?
-No tak…- mówiła niepewnie, po czym opuściła swą matkę i udała się do swego pokoju. O co chodzi jej matce? Czy ta sprawa z pudełkiem i dzisiejsze zachowanie jej matki, ma coś ze sobą wspólnego? Jej instynkt podpowiadał, że chyba tak. To nie był przypadek. Usiadła na łóżku i jeszcze raz spojrzała na pudełko, leżące przed nią. Dotknęła delikatnie jego wieko, po czym drżącą ręką otworzyła je. Zobaczywszy, co jest w środku wyprostowała się. Nie mogła uwierzyć w to, co widzą jej oczy. Pragnęła jak najszybciej obudzić się z tego okropnego koszmaru. Bo cóż to innego mogło być niż sen? Nic… To nie działo się naprawdę… Nie mogło… Nie miało prawa… Łzy natychmiastowo popłynęły z jej oczu. Nawet nie pojedyncze łzy, a istny ocean łez. Nie ma się co dziwić... Teraz nawet sama nie wiedziała kim jest...
____________________
Następny rozdział pozostawiam do Waszej dyspozycji. ;))
Komentujcie! Bo ostatnio mam taki zastój, że zaczynam się
zastanawiać czy czasem nie dać sobie z tym spokój i zacząć 
robić na drutach. Może więcej byłoby z tego pożytku...
Chyba to przez brak motywacji...  
Buziaki. ;**

10 komentarzy :

  1. Robienie na drutach zostaw sobie na inny czas... najlepiej za jakieś 50 lat :P
    Rozdział świetny. Jestem cholernie zaintrygowana tym co Van znalazła w pudełku i jak to zmieni jej życie :)
    Jacob? Jakiś dziwny ten gość, nie podoba mi się.
    Thomas? Spadaj na bambus banany prostować! Kurdę jak On mnie wkurza... Być może dlatego, że sama kreuje Jego postać w ten gorszy ze sposobów :P
    Mam nadzieję, że szybko ukaże się kolejny rozdział i miej motywację i nie przestawaj bo jestes w tym dobra! Uwierz w to i pisz dalej! Ja zawszę tu będę ;)
    Buziole:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. '...Sama Kreujesz jego postać w ten gorszy sposób...? '
      Ja się pytam gdzie kochana?!
      Bo chyba nie mówisz o heute-morgen?... tam Morgenstern to chodzący Samarytanin!
      Ale i tak uwielbiam !:D♥
      ------------------
      A tekst ' spadaj na bambus banany prostować...' Padam na twarz! ♥

      Usuń
  2. I czekam , I czekam , i czekam i sprawdzam ...i nareszcie jest!;D
    Przyzwyczaiłaś mnie do codziennych odcinków ! A teraz co!
    Wybacz te krzyki , ale ja tu z niecierpliwości korzenie zapuszczam ♥
    Jest pięknie , ciekawie, wzruszająco ...
    Ale jedno 'ale' , no może dwa , to drugie miej istotne....
    Pierwsze " Zachowanie Vann! w kinie , powinna brać przykład z Jackoba , a nie itować się nad Thomas'em.
    Drugie: Za mało Ann i Grega , a Grega to już w ogóle brak;p
    Mam nadzieję , że moje dwa aspekty wejdą w życie:D
    A tak nawiasem ?!

    Cierp Morgenstern! Cierp! ;D
    Aaaaa i jeszcze pudełeczko! Mi się coś widzi jakaś adopcja Vanessy bądź coś w tym kontekście!:D
    Pisz i nie trzymaj Nas dalej w niecierpliwości kochana!♥

    Ann.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pogubiłam się w toku myślenia Thomasa , na prawdę nie wiem co on ma za myśli w tej swojej głowie , ale wiem jedno Cierp Morgi tak jak cierpiała Van ! I co ona zobaczyła w tym pudełku ? To pewnie ma związek z tym dziwnym zachowaniem jej matki . Ta dziewczyna to ma pecha , serio Thomas a teraz ci "ludzie" , którzy ją straszą. Ej ty się nie załamuj, bo ja czekam na nexta ! I zapraszam na mojego drugiego bloga
    w-locie-jestem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Okrutna kobieto! Tak długo trzymasz nas w niepewności... i na dodatek kończysz w takim momencie! :D
    Absolutnie wykluczone abyś dała sobie spokój z tym opowiadaniem... na druty masz jeszcze czas;)
    Jeśli ja zmotywowałam się do pozostawienia tutaj komentarza (a nie lubię tego robić), to Ty zmotywuj się do napisania kolejnych rozdziałów (wtedy będę wiedziała, że nie nacierpiałam się na darmo pisząc ten komentarz) :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Co!? ale jak?! Klaudia dlaczego w takim momencie! ;C
    Ciekawość mnie zżera od środka ;/
    Thomas oj Thomas ... ja już nie rozumiem twojego toku myślenia chłopie :D
    Rozdział cudny
    Czekam na kolejny
    Buuuuuuziole :D ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. W takim momencie?! No proszę Cię! Wiesz jak się roześmiałam, kiedy Jacob chwycił ją za rękę tuż przed Thomasem, DOBRZE MU TAK! Jestem pewna, że coś wie jej matka, coś strasznego, a nie mam zielonego pojęcia, co znajduje się w tym pudełeczku, błagam nie trzymaj mnie długo w niepewności! To straszne! Pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
  7. O Maryjo! Jak możesz trzymać w takiej niepewności?! Nie wytrzymam!
    Hmmm.. może to ma jakiś związek z ojcem? Albo jej rodzice nie są wcale jej rodzicami?
    Dobra kończę swoje podejrzenia i czekam na rozwiązanie tej zagadki :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. zapraszam na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Boże wciągnęłam się. Muszę jeszcze nadrobić pozostałe rozdziały, ale zostaję tutaj. A co do rozdziału to świetny. Świetnie piszesz i w ogóle. Ale to pudełko. Matko co tam może być. Nie trzymaj nas tak długo w niepewności. Jej matka też się tak dziwnie zachowuje. Może to ma coś z tym wspólnego. Pozdrawiam i czekam ma nexta xx

    OdpowiedzUsuń