piątek, 11 kwietnia 2014

Jedenaście.



„Tyl­ko żebyś cza­sem,
cze­kając na księcia, nie prze­gapiła żeb­ra­ka
bar­dziej war­te­go Twe­go serca.”

•••
            Vanessa spoglądała na kompletnie nieznanego jej, młodego chłopaka, o brązowych oczach i blond włosach oraz przyjaznym wyrazie twarzy. Takim miłym, ciepłym, przyjacielskim. Zupełnie tak, jakby znał ją od zawsze a przecież prawda była całkowicie inna. Pierwszy raz widział ją na oczy. Nieśmiało uśmiechał się do dziewczyny oraz Andreasa, który stał u boku dziewczyny. Andi miał wątpliwości czy robi dobrze, że podrzuca Vanessę do kumpla, ale co innego mógł zrobić? Nie za wiele… Tutaj przynajmniej miał pewność, że będzie bezpieczna.
-Wejdźcie.- powiedział i odsunął się z przejścia do drzwi. Vanessa nieśmiało weszła do mieszkania chłopaka, zdezorientowanie rozglądając się wokół siebie.
-Wiesz co robić…- rzucił Andreas do swego kolegi i wyszedł, gdyż już niedługo wrócić mieli rodzie chłopaka. Stali przez chwilę w jasnym przedpokoju mieszkania Karla. Karla Geigera. Pomieszczenie było wprost przepełnione światłem a jasnoniebieskie ściany dodawały mu uroku.  Vanessa nie miała pojęcia jak się zachować; co powiedzieć. Nie wiedziała nawet co tutaj robi. Miała jedynie ochotę udusić Andreasa za to, w jakiej sytuacji ją postawił, lecz wiedziała, iż chłopak chciał tylko jej dobra. Gdzie miała by się podziać, gdyby nie jej kuzyn? Hotel od razu wychodził z rachuby, gdyż nie miała na to wcale pieniędzy a dom wujka i ciotki? Zamieszkanie tam, wiązałoby się ze spotkaniem wujostwa, a jeszcze nie przestała się wstydzić za to, co ostatnio zrobiła podczas swego pobytu w Niemczech. Co czuł Karl? Z jednej strony, zdawał sobie sprawę, że to lekkomyślne przyjmować pod swój dach kompletnie obcą mu osobę, ale wydawało mu się, że ze strony Vanessy nic mu nie grozi a i może dziewczyna okaże się lekiem na samotność, która mu ostatnio doskwierała.
-Karl, jestem.- postanowił pierwszy przełamać lody. Posłał jej uśmiech od ucha do ucha.
-A ja Vanessa…- mówiła, nie patrząc mu w oczy. Mimo, że to wewnętrzne ciepło biło od Karla niewyobrażalnie silnie, wstydziła się. Czuła się tak strasznie niezręcznie… - Przepraszam za kłopot. Obiecuję, że nie będę długo siedzieć ci na głowię. Obiecuję…- powtórzyła się, tym razem łamiącym głosem.
A potem ich rozmowa rozwinęła się sama. Karl był naprawdę pod wrażeniem kuzynki swego kumpla, a Vanessa? Ona odczuwała dokładnie to samo w stosunku do Karla, jednak nie potrafiła na razie tego wyrazić czynami. Ciągle i nieprzerwanie, próbowała poukładać swoje myśli w jedną, składną całość. Kolejny raz dała plamę. Po prostu jak tchórz uciekła od problemów, którym powinna stawić czoła. Włączyła telefon, który przez ostatnie dni leżał wyłączony na dnie jej torby. Multum nieodebranych połączeń od rodziców, Ann, Jakoba, Gregora, nawet Thomasa, co zdziwiło ją najbardziej. Największy problem tkwił w tym, że nie potrafiła pogodzić się z faktem kim tak naprawdę jest jej biologiczna matka oraz tym, że rodzice to przed nią tyle lat ukrywali. Nie znała prawdy o samej sobie przez tyle lat… Nie wiedziała kim jest… Karl natomiast, nie miał już serca patrzeć na to, jak męczy się dziewczyna. Ciągle była smutna, przybita, nie uśmiechała się, mimo, że tak często robił specjalnie z siebie kompletnego debila, by mógł chociaż raz ujrzeć uśmiech na jej twarzy. Serce krajało mu się na drobne kawałeczki, chociaż… Po co tak bardzo przejmował się Van? To była przecież kompletnie obca osoba, której i tak już niedługo u niego nie będzie.
            I tak minął im tydzień wspólnego mieszkania. Zarówno on, jak i ona, nie narzekali. Można by było rzec, że trochę przez ten czas się zaprzyjaźnili. W pewien sposób dopełniali się nawzajem… Zupełnie tak, jakby ktoś połączył ich w jedną składną całość. Tego nie dało się opisać. To było. Działo się tu i teraz. Było dziwne i niepojętne dla ich dwójki.
-Van, ubieraj się.- rozkazał pewnego wieczoru Karl, kiedy skończyli spożywać kolację. Zdecydował się wziąć sprawy we własne ręce i pomóc Vanessie. Pomóc za wszelką cenę. Ktoś musiał… Andreas ostatnio o niej zapomniał. Przynajmniej tak wydawało się Karlowi, ale nie taka była prawda. On po prostu nie potrafił pogodzić z uczuciem, którym obdarzał Van. Chorym uczuciem… Tak naprawdę chciał być przy niej, ale nie potrafił. Bardziej niż swojego szczęścia, chciał aby problemy dziewczyny zniknęły. Dla niej był w stanie poświęcić wszystko. Absolutnie wszystko. Vanessa nie powiedziała nic a jedyne co zrobiła to spojrzała na chłopaka swymi niebieskimi, smutnymi i zmęczonymi oczyma, po czym ubrała na siebie płaszcz i była gotowa do wyjścia. Jechali w ciszy, samochodem Karla. Przyznała się przed sobą, że uwielbia patrzeć na chłopaka, kiedy ten skupia się nad czymś, bądź nawet lekko się uśmiecha. Był taki… inny? Delikatny, wyrozumiały, cierpliwy. Nie naciskał ani nigdy nawet nie śmiał zapytać, co się stało Vanessie, że przewróciła do góry nogami swoje życie. Chłopak całkowicie się przed nią otwarł a ona miała sobie za złe, że nie potrafi zrobić tego samego. Jednakże kochała go słuchać. Zawsze mówił w taki piękny sposób… Zupełnie jakby rozmawiała z jakimś poetą… Może jakby był z jakiejś innej epoki? Znaleźli się na miejscu. Bez słowa wysiedli samochodu. Oczy dziewczyny zobaczyły obiekt skoczni narciarskiej. Chłopak zatrzymał się przed bramką, która chroniła skocznię przed niechcianymi gośćmi. Wziął głęboki wdech i wydech.
-Widzisz?- zaczął trochę onieśmielony tym, co zamierza zrobić a raczej powiedzieć. Trzymał to zawsze dla siebie, lecz czuł, że Vanessie może powiedzieć co myśli, co czuje. Ufał jej i chciał udowodnić, że ona również może mu zaufać.
-Skocznia…- odrzekła ponuro.
-Tak.- westchnął.- Dla ciebie to tylko skocznia, lecz dla mnie to całe życie. Tysiące wyrzeczeń, poświęceń, treningów, wspomnień… Tych dobrych, jak i tych złych… A efektów mojej pracy i tak nie widać. Zawsze musi pojawić się ktoś lepszy, który ma po prostu to „coś” i po wszystkim dochodzi jak po sznurku. Jeszcze nigdy nie odniosłem większego sukcesu na skoczni… Nigdy, chociaż tak bardzo o tym marzę… Ale ja czekam. Cierpliwie czekam i trenuję jeszcze ciężej, by stać się jeszcze mocniejszym. Trzeba próbować przełamać samego siebie.
Wiedziała co ma na myśli chłopak. Po każdym upadku, należy podnieść się i wstać jeszcze silniejszym. Spojrzała na niego z wdzięcznością. Zaczął padać deszcz. Nadal patrzyła w jego urocze, brązowe oczy. Słowa wypowiedziane przez chłopaka coś w niej obudziły… Zupełnie tak jakby nagle dojrzała do tego wszystkiego. To było nieprawdopodobne. Nieprawdopodobne jak kilkoma słowami, Karl potrafił ją zmienić.
-Dowiedziałam się, że jestem adoptowana…- te słowa wypłynęły z niej same.- Rodzice taili to przede mną całe życie, a moją biologiczną matką okazała się… okazała…- jąkała się. Myślenie sprawiało ból, a co dopiero mówienie o tym. Chłopak, widząc reakcję Vanessy, wtulił ją czule do siebie, gładząc jej włosy.
-Ciii, nie mów teraz, skoro sprawia ci to ból…- szepnął. Oderwała się od niego. Ponownie patrzyli sobie w oczy. Położyła dłoń na jego policzku.  Jeszcze nigdy nie spotkała takiego chłopaka jak on…
-Dziękuję…- szepnęła, zbliżając się do chłopaka, lecz ten odczytawszy zamiar Vanessy, odsunął się szybko. Speszyła się i już więcej nie próbowała, nawet w myślach,  pocałować Karla, chociaż czuła, że chłopak byłby w stanie dać jej to ciepło, które ona tak bardzo potrzebowała…
            Karl otworzył jej oczy. Dotarło do niej, że nie tylko ona miała na tym świecie problemy. „Trzeba próbować przełamać samego siebie”- te słowa ciągle siedziały jej w głowie. Stały się jej mottem życiowym. Zdecydowała się na powrót do Austrii, chociaż na jakiś czas, aby wyjaśnić niektóre sprawy. Po smutnym pożegnaniu z Karlem, pojechała –tym razem autobusem- do swojego rodzinnego miasta. Towarzyszył jej ciągły strach, dopadały chwile zwątpienia, ale musiała przecież „próbować przełamać samą siebie”. Czuła w pewien sposób, że jak tego nie zrobi, to zawiedzie Karla.
***
            -Gregor!- Ann wpadła rozgorączkowana do domu. Wróciła właśnie z wizyty u lekarza. Promiennie uśmiechała się do szatyna, który przerażony patrzył na blondynkę, nie wiedząc czy dziać może się coś złego. Ann, nie czekając na nic, wpadła w ramiona swojego partnera, po czym złożyła na jego ustach pocałunek.
-Ann, co się stało?- wysapał zdezorientowany. Naprawdę się przestraszył. Teraz traktował Ann jak księżniczkę z porcelany, którą musi uchronić przed wszelakim złem na świecie. Widział w niej boginię. W jego oczach z dnia na dzień stawała się coraz piękniejsza. A najważniejsze- każdego dnia kochał ją coraz bardziej. Ann, ujęła w swe dłonie dłoń Gregora, po czym położyła ją na, coraz bardziej zaokrąglającym się, brzuchu.
-Będziesz miał syna.- uśmiechnęła się jeszcze szerzej, chociaż wydawałoby się wcześniej, że to już niemożliwe. Na twarzy Gregora pojawił się szeroki uśmiech. Wziął na swoje kolana drobną blondynkę, złożył na jej ustach pocałunek, pogładził delikatnie jej złociste włosy, po czym wyszeptał cichutko:
-Kocham Cię…
***

            Weszła do swego rodzinnego domu. Zobaczyła rodziców w salonie. Stanęła na środku korytarza, patrząc na rodziców z żalem. Wiedzieli czemu uciekła. Oni- również zaskoczeni obecnością córki- stali jak sparaliżowani. Bali się wykonać jakikolwiek gwałtowny ruch, by nie spłoszyć córki.  Nie wytrzymała. Wybiegła z domu, w którym się wychowywała. Nadal miała urazę i nie potrafiła patrzyć rodzicom z czystym sercem prosto w twarz. Biegła po ulicy miasta. Wiedziała, gdzie zmierza. Do domu, który znała na pamięć. Ciągle towarzyszyły jej łzy, których nawet nie nadążała wycierać. Zdecydowanie zapukała do drzwi, nie wiedząc nawet co chce powiedzieć. Wiedziała tylko, że musi z Nią porozmawiać. Niemiarowo łapała powietrze do zmęczonych i zadyszanych płuc. Zapukała ponownie, tym razem jeszcze głośniej i śmielej, niż przed momentem. Po chwili, drzwi przed nią otworzyły się. Stała twarzą w twarz z kobietą wieku średniego, która patrzyła na nią swoimi niebieskimi oczami.
-Tak bardzo mnie nienawidzisz, że dopuściłabyś do takiego czegoś?- wysapała z zawiścią w głosie.
_____________________
Rozdział napisany dzięki Pannie Boop. ;*
Dziękuję za zastrzyk motywacji. ;**
Sceny z Gregiem i Ann, miało tutaj co prawda nie być,
ale powstała specjalnie dla czytelniczki Ann. :D
Czytasz? Komentuj! :D
Buziaki. ;**

8 komentarzy :

  1. Powiedz mi jak ja mam cenić ten odcinek ... Mam tak mieszane uczucia w stosunku do Niego:D
    Dziękuje za dwa ważne aspekty... pojawienie się Ann i Grega - chociaż dobrze wiesz , że nie podzielam tej sielanki między Nimi , ale i tak dziękuje :*!
    Drugi dość ważny... Van!
    Nareszcie zachowuje się jak na dorosłą osobę przystało. Bierze życie w swoje ręce!Taak!
    Mało tu Thomasa, i bardzo dobrze! Nadal mam awers co do tego bałwana z Austrii!
    Aaa i najważniejsze!
    Wiesz , że ja tu padam na twarz w oczekiwaniu na kolejne odcinki , więc błagam nie skazuj mnie na to.
    Odświeżam stronę milion razy dziennie w oczekiwaniu kochana!

    Dziękuje !♥
    Ann!

    OdpowiedzUsuń
  2. Och i ach :D Dziękuję bardzo i polecam się na przyszłość ;)
    Po pierwsze Karl... taki słodziak z Niego ale nie swataj ich. Proszę :*
    Welli... Welluś... Andi kochany blondynek mój... Jak On niesamowicie musi się męczyć z tym uczuciem... Całe życie myśleć że kuzynka jest kuzynką aż tu nagle przychodzi uczucie. To na prawdę może się wydać chore. I nawet kiedy się dowiedział że kuzynka nie jest jego kuzynką to i tak jakiś uraz tam musi w Nim być. I to jest takie smutne :(
    Ann i Gregor... hmn... szczerze mówiąc... tutaj zgadzam się z Ann(:*) i również nie podzielam tej sielanki. Coś mi tam nie pasuje lekko mówiąc.
    Co do Thomasa... Ten Koczkodan to mnie denerwuje od samego początku. Zachowuje się jak nagrzany 15-latek, który po raz pierwszy zobaczył kawałek cycka. Przepraszam za to ale serio... Poleciał na jakąś wypicowaną lalunię właściwie nie wiadomo dlaczego. Tzn. podejrzewam, że największy "wkład" w te zmiany "uczuć" miał jego penis ale będąc w szczęśliwym związku powinien okiełznać tego pasożyta. :P
    No i ten znajomy dom... Mam tylko nadzieję, że nie okaże się, że Jej biologicznymi rodzicami są rodzice Thomasa, bo przysięgam jak tutaj się rozpisuję, że skończę komentować! :P
    No. To Tyle.
    Buziaki:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Karl świetny chłopak. Szkoda mi trochę Andreasa, ale cóż ;)
    Ciekawe kim jest jej biologiczna matka.
    Strasznie mnie zaciekawiłaś, już nie mogę się doczekać kolejnego cuda <3 :D
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Karl , Karl , Karl Geiger !! Bardzo się cieszę, że go tu wprowadziłaś ! I Van wróciła do rodziców, a dokładnie pokazała się im na oczy i zwiała tylko , kim jest jej biologiczna matka ? Cudny rozdział, buziaki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj, coś mi się wydaje, że zaczynam bardzo mocno kochać to opowiadanie i oczywiście Twój nieziemski talent. Cudowny rozdział! Czekam na kolejne.:)
    Buziaki x
    phoebe z http://dangerousfeelings-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Gregor i Ann to cudowne:) Karl jest świetny͵ postawa Van zaskakuje mnie pozytywnie. Adi jak ja go cholernie lubię <3 nie potrafię opisać jak jest mi smutno, nie lubie gdy ktoś cierpi :( biedny Wellinger :( a Thomas nie ukrywam już że go nie lubię wręcz nie znosze! buziaki:* czekam na następny jak na razie jest świetnie:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hmm.. nowa postać - Karl, tego bym się nie spodziewała... Ciekawe czy coś jeszcze "namiesza" w życiu Van. Gregor będzie miał synka - no cudownie :) Współczuje Van sytuacji w jakiej się znalazła. Mam nadzieję, że jakoś to wszystko się ułoży...
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Kto by przypuszczał, że to właśnie Karl otworzy oczy dziewczynie i pokaże jej, że nie tylko ona ma takie problemy i musi się wziąć za siebie, aby dać sobie radę. Zaskoczyło mnie to, że nie dopuścił do tego pocałunku...Ciekawe dlaczego. Gregor i Ann to taka fajna, szczęśliwa, kochająca się para. Aż miło jest, jak się o nich czyta ;)
    Bardzo interesuje mnie, kto jest matką biologiczną Van, a więc czekam! :*
    http://luck-of-fate.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń