„Tylko
żebyś czasem,
czekając
na księcia, nie przegapiła żebraka
bardziej
wartego Twego serca.”
•••
Vanessa spoglądała na kompletnie
nieznanego jej, młodego chłopaka, o brązowych oczach i blond włosach oraz
przyjaznym wyrazie twarzy. Takim miłym, ciepłym, przyjacielskim. Zupełnie tak,
jakby znał ją od zawsze a przecież prawda była całkowicie inna. Pierwszy raz
widział ją na oczy. Nieśmiało uśmiechał się do dziewczyny oraz Andreasa, który
stał u boku dziewczyny. Andi miał wątpliwości czy robi dobrze, że podrzuca
Vanessę do kumpla, ale co innego mógł zrobić? Nie za wiele… Tutaj przynajmniej
miał pewność, że będzie bezpieczna.
-Wejdźcie.-
powiedział i odsunął się z przejścia do drzwi. Vanessa nieśmiało weszła do
mieszkania chłopaka, zdezorientowanie rozglądając się wokół siebie.
-Wiesz co robić…-
rzucił Andreas do swego kolegi i wyszedł, gdyż już niedługo wrócić mieli rodzie
chłopaka. Stali przez chwilę w jasnym przedpokoju mieszkania Karla. Karla Geigera. Pomieszczenie
było wprost przepełnione światłem a jasnoniebieskie ściany dodawały mu uroku. Vanessa nie miała pojęcia jak się zachować; co
powiedzieć. Nie wiedziała nawet co tutaj robi. Miała jedynie ochotę udusić
Andreasa za to, w jakiej sytuacji ją postawił, lecz wiedziała, iż chłopak
chciał tylko jej dobra. Gdzie miała by się podziać, gdyby nie jej kuzyn? Hotel
od razu wychodził z rachuby, gdyż nie miała na to wcale pieniędzy a dom wujka i
ciotki? Zamieszkanie tam, wiązałoby się ze spotkaniem wujostwa, a jeszcze nie
przestała się wstydzić za to, co ostatnio zrobiła podczas swego pobytu w
Niemczech. Co czuł Karl? Z jednej strony, zdawał sobie sprawę, że to
lekkomyślne przyjmować pod swój dach kompletnie obcą mu osobę, ale wydawało mu
się, że ze strony Vanessy nic mu nie grozi a i może dziewczyna okaże się lekiem
na samotność, która mu ostatnio doskwierała.
-Karl, jestem.-
postanowił pierwszy przełamać lody. Posłał jej uśmiech od ucha do ucha.
-A ja Vanessa…-
mówiła, nie patrząc mu w oczy. Mimo, że to wewnętrzne ciepło biło od Karla
niewyobrażalnie silnie, wstydziła się. Czuła się tak strasznie niezręcznie… -
Przepraszam za kłopot. Obiecuję, że nie będę długo siedzieć ci na głowię.
Obiecuję…- powtórzyła się, tym razem łamiącym głosem.
A potem ich
rozmowa rozwinęła się sama. Karl był naprawdę pod wrażeniem kuzynki swego
kumpla, a Vanessa? Ona odczuwała dokładnie to samo w stosunku do Karla, jednak
nie potrafiła na razie tego wyrazić czynami. Ciągle i nieprzerwanie, próbowała
poukładać swoje myśli w jedną, składną całość. Kolejny raz dała plamę. Po
prostu jak tchórz uciekła od problemów, którym powinna stawić czoła. Włączyła
telefon, który przez ostatnie dni leżał wyłączony na dnie jej torby. Multum
nieodebranych połączeń od rodziców, Ann, Jakoba, Gregora, nawet Thomasa, co
zdziwiło ją najbardziej. Największy problem tkwił w tym, że nie potrafiła
pogodzić się z faktem kim tak naprawdę jest jej biologiczna matka oraz tym, że
rodzice to przed nią tyle lat ukrywali. Nie znała prawdy o samej sobie przez
tyle lat… Nie wiedziała kim jest… Karl natomiast, nie miał już serca patrzeć na
to, jak męczy się dziewczyna. Ciągle była smutna, przybita, nie uśmiechała się,
mimo, że tak często robił specjalnie z siebie kompletnego debila, by mógł
chociaż raz ujrzeć uśmiech na jej twarzy. Serce krajało mu się na drobne
kawałeczki, chociaż… Po co tak bardzo przejmował się Van? To była przecież
kompletnie obca osoba, której i tak już niedługo u niego nie będzie.
I tak minął im tydzień wspólnego
mieszkania. Zarówno on, jak i ona, nie narzekali. Można by było rzec, że trochę
przez ten czas się zaprzyjaźnili. W pewien sposób dopełniali się nawzajem… Zupełnie
tak, jakby ktoś połączył ich w jedną składną całość. Tego nie dało się opisać.
To było. Działo się tu i teraz. Było dziwne i niepojętne dla ich dwójki.
-Van,
ubieraj się.- rozkazał pewnego wieczoru Karl, kiedy skończyli spożywać kolację.
Zdecydował się wziąć sprawy we własne ręce i pomóc Vanessie. Pomóc za wszelką cenę.
Ktoś musiał… Andreas ostatnio o niej zapomniał. Przynajmniej tak wydawało się
Karlowi, ale nie taka była prawda. On po prostu nie potrafił pogodzić z
uczuciem, którym obdarzał Van. Chorym uczuciem… Tak naprawdę chciał być przy
niej, ale nie potrafił. Bardziej niż swojego szczęścia, chciał aby problemy
dziewczyny zniknęły. Dla niej był w stanie poświęcić wszystko. Absolutnie
wszystko. Vanessa nie powiedziała nic a jedyne co zrobiła to spojrzała na
chłopaka swymi niebieskimi, smutnymi i zmęczonymi oczyma, po czym ubrała na
siebie płaszcz i była gotowa do wyjścia. Jechali w ciszy, samochodem Karla.
Przyznała się przed sobą, że uwielbia patrzeć na chłopaka, kiedy ten skupia się
nad czymś, bądź nawet lekko się uśmiecha. Był taki… inny? Delikatny, wyrozumiały,
cierpliwy. Nie naciskał ani nigdy nawet nie śmiał zapytać, co się stało
Vanessie, że przewróciła do góry nogami swoje życie. Chłopak całkowicie się
przed nią otwarł a ona miała sobie za złe, że nie potrafi zrobić tego samego.
Jednakże kochała go słuchać. Zawsze mówił w taki piękny sposób… Zupełnie jakby
rozmawiała z jakimś poetą… Może jakby był z jakiejś innej epoki? Znaleźli się
na miejscu. Bez słowa wysiedli samochodu. Oczy dziewczyny zobaczyły obiekt
skoczni narciarskiej. Chłopak zatrzymał się przed bramką, która chroniła
skocznię przed niechcianymi gośćmi. Wziął głęboki wdech i wydech.
-Widzisz?- zaczął
trochę onieśmielony tym, co zamierza zrobić a raczej powiedzieć. Trzymał to
zawsze dla siebie, lecz czuł, że Vanessie może powiedzieć co myśli, co czuje.
Ufał jej i chciał udowodnić, że ona również może mu zaufać.
-Skocznia…-
odrzekła ponuro.
-Tak.- westchnął.-
Dla ciebie to tylko skocznia, lecz dla mnie to całe życie. Tysiące wyrzeczeń,
poświęceń, treningów, wspomnień… Tych dobrych, jak i tych złych… A efektów
mojej pracy i tak nie widać. Zawsze musi pojawić się ktoś lepszy, który ma po
prostu to „coś” i po wszystkim dochodzi jak po sznurku. Jeszcze nigdy nie
odniosłem większego sukcesu na skoczni… Nigdy, chociaż tak bardzo o tym marzę…
Ale ja czekam. Cierpliwie czekam i trenuję jeszcze ciężej, by stać się jeszcze
mocniejszym. Trzeba próbować przełamać samego siebie.
Wiedziała co ma na
myśli chłopak. Po każdym upadku, należy podnieść się i wstać jeszcze
silniejszym. Spojrzała na niego z wdzięcznością. Zaczął padać deszcz. Nadal
patrzyła w jego urocze, brązowe oczy. Słowa wypowiedziane przez chłopaka coś w
niej obudziły… Zupełnie tak jakby nagle dojrzała do tego wszystkiego. To było
nieprawdopodobne. Nieprawdopodobne jak kilkoma słowami, Karl potrafił ją zmienić.
-Dowiedziałam się,
że jestem adoptowana…- te słowa wypłynęły z niej same.- Rodzice taili to przede
mną całe życie, a moją biologiczną matką okazała się… okazała…- jąkała się.
Myślenie sprawiało ból, a co dopiero mówienie o tym. Chłopak, widząc reakcję
Vanessy, wtulił ją czule do siebie, gładząc jej włosy.
-Ciii, nie mów
teraz, skoro sprawia ci to ból…- szepnął. Oderwała się od niego. Ponownie
patrzyli sobie w oczy. Położyła dłoń na jego policzku. Jeszcze nigdy nie spotkała takiego chłopaka
jak on…
-Dziękuję…-
szepnęła, zbliżając się do chłopaka, lecz ten odczytawszy zamiar Vanessy,
odsunął się szybko. Speszyła się i już więcej nie próbowała, nawet w
myślach, pocałować Karla, chociaż czuła,
że chłopak byłby w stanie dać jej to ciepło, które ona tak bardzo potrzebowała…
Karl otworzył jej oczy. Dotarło do
niej, że nie tylko ona miała na tym świecie problemy. „Trzeba próbować
przełamać samego siebie”- te słowa ciągle siedziały jej w głowie. Stały się jej
mottem życiowym. Zdecydowała się na powrót do Austrii, chociaż na jakiś czas,
aby wyjaśnić niektóre sprawy. Po smutnym pożegnaniu z Karlem, pojechała –tym
razem autobusem- do swojego rodzinnego miasta. Towarzyszył jej ciągły strach,
dopadały chwile zwątpienia, ale musiała przecież „próbować przełamać samą
siebie”. Czuła w pewien sposób, że jak tego nie zrobi, to zawiedzie Karla.
***
-Gregor!- Ann wpadła rozgorączkowana
do domu. Wróciła właśnie z wizyty u lekarza. Promiennie uśmiechała się do
szatyna, który przerażony patrzył na blondynkę, nie wiedząc czy dziać może się
coś złego. Ann, nie czekając na nic, wpadła w ramiona swojego partnera, po czym
złożyła na jego ustach pocałunek.
-Ann, co się stało?-
wysapał zdezorientowany. Naprawdę się przestraszył. Teraz traktował Ann jak
księżniczkę z porcelany, którą musi uchronić przed wszelakim złem na świecie.
Widział w niej boginię. W jego oczach z dnia na dzień stawała się coraz
piękniejsza. A najważniejsze- każdego dnia kochał ją coraz bardziej. Ann, ujęła
w swe dłonie dłoń Gregora, po czym położyła ją na, coraz bardziej
zaokrąglającym się, brzuchu.
-Będziesz miał
syna.- uśmiechnęła się jeszcze szerzej, chociaż wydawałoby się wcześniej, że to
już niemożliwe. Na twarzy Gregora pojawił się szeroki uśmiech. Wziął na swoje
kolana drobną blondynkę, złożył na jej ustach pocałunek, pogładził delikatnie
jej złociste włosy, po czym wyszeptał cichutko:
-Kocham Cię…
***
Weszła do swego rodzinnego domu.
Zobaczyła rodziców w salonie. Stanęła na środku korytarza, patrząc na rodziców
z żalem. Wiedzieli czemu uciekła. Oni- również zaskoczeni obecnością córki-
stali jak sparaliżowani. Bali się wykonać jakikolwiek gwałtowny ruch, by nie
spłoszyć córki. Nie wytrzymała. Wybiegła
z domu, w którym się wychowywała. Nadal miała urazę i nie potrafiła patrzyć
rodzicom z czystym sercem prosto w twarz. Biegła po ulicy miasta. Wiedziała,
gdzie zmierza. Do domu, który znała na pamięć. Ciągle towarzyszyły jej łzy,
których nawet nie nadążała wycierać. Zdecydowanie zapukała do drzwi, nie
wiedząc nawet co chce powiedzieć. Wiedziała tylko, że musi z Nią porozmawiać.
Niemiarowo łapała powietrze do zmęczonych i zadyszanych płuc. Zapukała
ponownie, tym razem jeszcze głośniej i śmielej, niż przed momentem. Po chwili,
drzwi przed nią otworzyły się. Stała twarzą w twarz z kobietą wieku średniego,
która patrzyła na nią swoimi niebieskimi oczami.
-Tak bardzo mnie
nienawidzisz, że dopuściłabyś do takiego czegoś?- wysapała z zawiścią w głosie.
_____________________
Rozdział napisany dzięki
Pannie Boop. ;*
Dziękuję za zastrzyk
motywacji. ;**
Sceny z Gregiem i Ann, miało
tutaj co prawda nie być,
ale powstała specjalnie dla
czytelniczki Ann. :D
Czytasz? Komentuj! :D
Buziaki. ;**
Powiedz mi jak ja mam cenić ten odcinek ... Mam tak mieszane uczucia w stosunku do Niego:D
OdpowiedzUsuńDziękuje za dwa ważne aspekty... pojawienie się Ann i Grega - chociaż dobrze wiesz , że nie podzielam tej sielanki między Nimi , ale i tak dziękuje :*!
Drugi dość ważny... Van!
Nareszcie zachowuje się jak na dorosłą osobę przystało. Bierze życie w swoje ręce!Taak!
Mało tu Thomasa, i bardzo dobrze! Nadal mam awers co do tego bałwana z Austrii!
Aaa i najważniejsze!
Wiesz , że ja tu padam na twarz w oczekiwaniu na kolejne odcinki , więc błagam nie skazuj mnie na to.
Odświeżam stronę milion razy dziennie w oczekiwaniu kochana!
Dziękuje !♥
Ann!
Och i ach :D Dziękuję bardzo i polecam się na przyszłość ;)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze Karl... taki słodziak z Niego ale nie swataj ich. Proszę :*
Welli... Welluś... Andi kochany blondynek mój... Jak On niesamowicie musi się męczyć z tym uczuciem... Całe życie myśleć że kuzynka jest kuzynką aż tu nagle przychodzi uczucie. To na prawdę może się wydać chore. I nawet kiedy się dowiedział że kuzynka nie jest jego kuzynką to i tak jakiś uraz tam musi w Nim być. I to jest takie smutne :(
Ann i Gregor... hmn... szczerze mówiąc... tutaj zgadzam się z Ann(:*) i również nie podzielam tej sielanki. Coś mi tam nie pasuje lekko mówiąc.
Co do Thomasa... Ten Koczkodan to mnie denerwuje od samego początku. Zachowuje się jak nagrzany 15-latek, który po raz pierwszy zobaczył kawałek cycka. Przepraszam za to ale serio... Poleciał na jakąś wypicowaną lalunię właściwie nie wiadomo dlaczego. Tzn. podejrzewam, że największy "wkład" w te zmiany "uczuć" miał jego penis ale będąc w szczęśliwym związku powinien okiełznać tego pasożyta. :P
No i ten znajomy dom... Mam tylko nadzieję, że nie okaże się, że Jej biologicznymi rodzicami są rodzice Thomasa, bo przysięgam jak tutaj się rozpisuję, że skończę komentować! :P
No. To Tyle.
Buziaki:*
Karl świetny chłopak. Szkoda mi trochę Andreasa, ale cóż ;)
OdpowiedzUsuńCiekawe kim jest jej biologiczna matka.
Strasznie mnie zaciekawiłaś, już nie mogę się doczekać kolejnego cuda <3 :D
Buziaki ;*
Karl , Karl , Karl Geiger !! Bardzo się cieszę, że go tu wprowadziłaś ! I Van wróciła do rodziców, a dokładnie pokazała się im na oczy i zwiała tylko , kim jest jej biologiczna matka ? Cudny rozdział, buziaki :)
OdpowiedzUsuńOj, coś mi się wydaje, że zaczynam bardzo mocno kochać to opowiadanie i oczywiście Twój nieziemski talent. Cudowny rozdział! Czekam na kolejne.:)
OdpowiedzUsuńBuziaki x
phoebe z http://dangerousfeelings-fanfiction.blogspot.com/
Gregor i Ann to cudowne:) Karl jest świetny͵ postawa Van zaskakuje mnie pozytywnie. Adi jak ja go cholernie lubię <3 nie potrafię opisać jak jest mi smutno, nie lubie gdy ktoś cierpi :( biedny Wellinger :( a Thomas nie ukrywam już że go nie lubię wręcz nie znosze! buziaki:* czekam na następny jak na razie jest świetnie:)
OdpowiedzUsuńHmm.. nowa postać - Karl, tego bym się nie spodziewała... Ciekawe czy coś jeszcze "namiesza" w życiu Van. Gregor będzie miał synka - no cudownie :) Współczuje Van sytuacji w jakiej się znalazła. Mam nadzieję, że jakoś to wszystko się ułoży...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Kto by przypuszczał, że to właśnie Karl otworzy oczy dziewczynie i pokaże jej, że nie tylko ona ma takie problemy i musi się wziąć za siebie, aby dać sobie radę. Zaskoczyło mnie to, że nie dopuścił do tego pocałunku...Ciekawe dlaczego. Gregor i Ann to taka fajna, szczęśliwa, kochająca się para. Aż miło jest, jak się o nich czyta ;)
OdpowiedzUsuńBardzo interesuje mnie, kto jest matką biologiczną Van, a więc czekam! :*
http://luck-of-fate.blogspot.com