wtorek, 1 kwietnia 2014

Sześć.



Jut­ro...ale cały czas jest dzisiaj.”

•••

            Gwałtownie zahamowała i odbiła na pobocze. Nie mogła złapać oddechu. Coś ścisnęło ją od środka tak, że nie mogła nawet otworzyć przymrużonych oczu. Tak bardzo bała się tego, co zobaczy.  Życie po raz kolejny ją przytłoczyło… Siedziała w samochodzie, opierając głowę o kierownicę i gorzko płacząc. Czy zdołała wyhamować w porę? Co z tym chłopcem, który wpadł jej niespodzianie pod samochód? To przecież było dziecko… Usłyszała po chwili, że ktoś puka w okno jej samochodu. Podniosła martwo wzrok. Zobaczyła chłopca oraz jego matkę. Tego samego chłopca, którego niedawno widziała pod kołami swojego samochodu. Był cały i zdrowy. Jakże ogromna była jej ulga. To co poczuła było niewiarygodne.
-Nic Pani jest?- zapytała troskliwie kobieta w średnim wieku, którą za rękę trzymał chłopczyk, może w wieku sześciu lat. Nie mogła napatrzeć się na widok zdrowego, chociaż może trochę przerażonego, chłopca.
- Tak, wszystko ok…- powiedziała roztargniona. Nadal nie mogła uwierzyć, że udało jej się w porę zatrzymać samochód. Cała się trzęsła. Nie powinna była wsiadać w takim stanie za kółko. Zrozumiawszy swój błąd, odstawiła samochód na parking i w drodze uświadomiła sobie, że nie warto się tak zataczać. Thomas widocznie jej nigdy nie kochał. A jak kochał, to słabo. Nie tak jak ona kochała jego, co do tego była pewna. Niebieskooki blondyn był tylko jej błędem życiowym, który popełniała przez tak wiele lat… Ale… Trzeba było przyznać, że był to najlepszy błąd jej życia. Teraz zależało jej na tym, aby pokazać mu ile stracił… Że żadna Caroline nie jest lepsza od niej. Nigdy… Przyrzekła sobie, że już nigdy nie uroni żadnej łzy przez niego, nigdy nie popełni żadnego głupstwa, przez którego będzie cierpieć druga osoba. Zacznie żyć swoim własnym życiem. Nowym życiem. Ucieszyła się. Śmiała się sama do siebie. Nie trzeba było tak od razu? Bez zastanowienia, poszła do Thomasa. Chciała powiedzieć mu parę słów. Dać poczucie, że ona też sobie daje radę bez niego. Nie dać mu tej satysfakcji… Co prawda nie miała partnera, jak on, ale jeszcze rana była zdecydowanie za świeża na budowanie nowego związku. Nieśmiało zapukała do drzwi domu chłopaka, niegdyś jej domu. Teraz to miejsce było takie obce… Zimne, ponure, kojarzące się Van z cierpieniem, mimo że przeżyła  tutaj tyle wspaniałych chwil. Thomas otworzył już po chwili. Zapewne znajdował się tuż obok drzwi. Gdy zobaczył Vanessę u swojego progu, uśmiechnął się. Cieszył się, że nic jej nie jest; że teraz ją widzi. Zawsze była, jest i będzie bliska jego sercu, chociaż jakoś szczególnie tego nie ukazywał.
-Van, jak miło cię widzieć!- powiedział na wstępie, jak gdyby nigdy nic.- Wejdź do środka.
-Nie.- rzuciła krótko i zdecydowanie. Nie chciała wchodzić do środka z dwóch powodów. Pierwszym, było to, że nie miała mu za wiele do powiedzenia, a po drugie, mogła zobaczyć tam Caroline a to było ostatnie czego chciała. Między nimi zapanowało głuche milczenie. On- stał w zakłopotaniu. Nie miał odwagi spojrzeć jej bez zarzutu w oczy, a ona- zdecydowanie, bez skrępowania i twardo patrzyła na niego. Był całkowicie zdziwiony. Nie spodziewał się, że Van tak twardo stąpa po ziemi. Lepiej niż on. Nie oszczędzała mu zakłopotania. Patrzyła na niego z triumfem, który jej towarzyszył. Z dumą obserwowała, jak Thomas nerwowo patrzy po kątach, nie mając odwagi by spojrzeć jej w oczy. Chciał jak najszybciej przerwać ten stan, ale najzwyczajniej nie umiał. W końcu Van, wymierzyła mu cios w policzek. Mocny cios. Włożyła w to całą swoją siłę i sfrustrowanie. Thomas spojrzał na nią niedowierzając w czyn dziewczyny. Stała nadal patrząc na przerażonego chłopaka. Założyła ręce. Uśmiechnęła się krzywo, odgarnęła włosy ze swego czoła i zaczęła swój krótki monolog:
-To za wszystko. Należało ci się, jak nikomu innemu!- i rzuciła w chłopaka pierścionkiem zaręczynowym, który cały czas z niewiadomych powodów nosiła na palcu. Czyżby nie potrafiła go wcześniej ściągnąć? Sama chciała by to wiedzieć... Spojrzała jeszcze raz, tym razem z politowaniem na Thomasa i odeszła. Chłopak czuł się tak strasznie upokorzony, aczkolwiek zdawał sobie sprawę, że naprawdę zasłużył.  Powinien chociaż trochę dłużej zaczekać na ujawnienie związku z Caroline. Zaraz… Nie powinien tak szybko pakować się w nowy związek.
            W przeciągu dziesięciu minut była już w połowie drogi do domu. Szła szybko, mocno wciągając zimne powietrze przez usta. Teraz dopadły ją wyrzuty sumienia. Może za ostro potraktowała Thomasa? Zatrzymała się. Zawróciła. Teraz miała zamiar iść do Thomasa i przeprosić go. Właściwie sama nie wiedziała za co, ale wyrzuty sumienia nie dawały jej spokoju. Znów się zatrzymała i zawróciła. Teraz szła w stronę domu. Co miałaby właściwie powiedzieć Thomasowi, jak stanie z nim twarzą w twarz? Nie znosiła samej siebie za wyrzuty sumienia, które gnębiły ją za każdym razem. Szła jeszcze szybciej niż przedtem, ledwo wstrzymując łzy, które siłą cisnęły jej się do oczu. Pragnęła poczuć to zapomnienie, które towarzyszyło jej kiedy wypiła coś alkoholowego. Jeszcze bardziej podkręciła swoje tempo tak, że prawie biegła. Bała się, że gdy zobaczy w sklepie jakikolwiek alkohol okaże się na tyle słaba, że znów pójdzie i upije się. A przecież obiecała sobie, że z tym już koniec. Wpadła do domu z ulgą. Odetchnęła i zsunęła się po drzwiach, chowając twarz w dłoniach. Musiała opanować jakoś łzy, które kapały z jej niebieskich oczu. Nie uniknęłaby tłumaczeń, gdyby rodzice, a zwłaszcza mama, zobaczyłaby ją w takim stanie.
-Vanesso…- usłyszała głos matki z jadalni.- to ty?
-Tak.- wysiliła się na niełamiący się i pewny ton głosu.
-Masz gościa…- dodała kobieta. Vanessa była pewna, że przyszła Ann. Nikt inny nie mógł jej tutaj odwiedzić. Pędem udała się do jadalni, omal nie wpadając w ramiona kobiecie, którą nie była Ann. Mama Thomasa, to ona była gościem Van. Czego ona mogła chcieć od dziewczyny? Właściwie sama nie wiedziała. Musiała się dowiedzieć co zaszło pomiędzy Vanessą a jej synem, że się rozstali. Thomas nie chciał jej powiedzieć. Ukrywał to przed nią na każde możliwe sposoby. Wiedział, a może nawet trochę bał się, jej reakcji. Jego matka była zwolenniczką poukładanego życia. Niezrozumiała by  tego, co w owym czasie czuł jej syn. Dlatego też, pofatygowała się do samej zainteresowanej, czyli Van. Ta z kolei, sama nie wiedziała co ma o tym myśleć. Nie wiedziała, co powiedzieć, a co zatrzymać dla siebie. Koszmarna sytuacja, zważając na to, że wyrzuty sumienia zżerały ją od środka a łzy same cisnęły się do oczu.
-Nie będę owijać w bawełnę, więc zapytam wprost…- zaczęła pewnie.- Dlaczego rozstałaś się z Thomasem?
Spodziewała się, że właśnie to pytanie padnie z ust kobiety. Błądziła nerwowo wzrokiem po kątach jadalni. Nie miała pojęcia, co ma odpowiedzieć. Nie potrafiła opowiedzieć prosto o tym swojej przyjaciółce a teraz miała się o tym chwalić obcej kobiecie?
-Vanesso!- niecierpliwiła się, kiedy dziewczyna zwlekała z odpowiedzią
-Thomas znalazł sobie inną. Widocznie zakochał się i teraz są razem, wiodąc szczęśliwe życie!- powiedziała jednym tchem a potem opadła na krzesło, stojące obok niej, podparła rękami głowę i zrezygnowana, zaczęła płakać. Złamała swoje postanowienie… Płakała z powodu Thomasa… Po raz kolejny już… Nie dało się nie płakać, myśląc o tym wszystkim. Prawda bolała najbardziej. Do dziewczyny podeszła jej matka. Przytuliła córkę, jak za dawnych czasów, kiedy była jeszcze małą dziewczyną i zaczęła delikatnie gładzić jej włosy. Nie wiedziała, że to dlatego rozstała się z Thomasem. Rodzicom powiedziała, że ich drogi rozeszły się, a nie że Thomas znalazł sobie inną. Ale kobieta w pełni to rozumiała. Nie była ze swoją córką w takim dobrym kontakcie, jakby chciała. Ich relacje były raczej chłodne. Nie potrafiły nigdy znaleźć wspólnego języka, kłóciły się o nic nadzwyczajnego. Jedynie ojciec Van, miał z nią znakomity kontakt. Kobieta wielokrotnie zastanawiała się jak robi to jej mąż i nie doszła do żadnego wniosku.
-Nie wierzę!- zabrała głos ponownie matka Thomasa.- Mój syn nie mógłby się tak zachować.
Vanessa martwo podniosła wzrok i zmierzyła nim kobietę. Wiedziała, że kobieta nie wierzy jej; że uważa, iż to z jej winy, związek jej i Thomasa się rozpadł. Patrzyła na nią nieprzerwanie, przez łzy, próbując uświadomić jej, że to prawda.
-Nie wierzę ci, Vanesso!- wstała na równie nogi.- To ty zawsze byłaś tą roztrzepaną dziewczyną, a Thomas musiał tylko tolerować twoje wybryki i widzimisie!- i bez słowa opuściła dom rodziców Vanessy. Nie chciała tego powiedzieć… To stało się samo. Thomas dotąd nigdy jej nie zawiódł, a dziś zrobił to po raz  pierwszy. Emocje z tym wszystkim związane wypłynęły z niej same. Które… Chyba jednak nie były do końca prawdą…

-Spokojnie, córeczko…- mówiła łagodnie matka dziewczyny, ale ta jednak nie mogła uwierzyć, jak to wszystko obróciło się przeciw niej. Zerwała się z krzesła, chwyciła po drodze swoją kurtkę i wybiegła z domu. Za nią, ruszyła jej matka, ale Van biegła za szybko, a nawet tak szybko, że po chwili kobietę opuściły siły i była zmuszona wrócić do domu. Vanessa natomiast błąkała się jeszcze bezcelowo po mieście. Padał deszcz. Patrzyła, jak moknie w oczach; jak włosy kręcą jej się od deszczu. W końcu wymyśliła co może zrobić w tej sytuacji. Zerwała się gwałtownie i udała się do najbliższego baru, który napatoczył się po drodze.
_________________

Heeej. ;**
Sama nie wiem jak ocenić ten rozdział. :)
Dlatego też ocenę pozostawiam Wam. ;*
Pozdrawiam cieplutko. ;**

10 komentarzy :

  1. To takie przygnębiające...:( Żal mi jej. Cholernie. A Thomas to już w ogóle bez komentarza. Dla mnie jest przegranym nr 1. Tchórzliwym dzieciakiem, który nie wiadomo czego chce. Współczuję dziewczynie ale mam nadzieję, że spotka kogoś przy kim na nowo odkryje swoją wartość i pozna prawdziwą dojrzałą miłość. :) Jestem optymistką (w brew pozorom:P) dlatego z Van na pewno wszystko będzie dobrze. Mam nadzieję, że już niedługo mnie zaskoczysz jakimś pozytywnym przystojniakiem :D Buziole :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj Panie Morgenstern , pozostało mi znaleźć tylko odpowiedni staw , by Cię w Nim utopić! I nie martw się kochany nie zapomnę o Niej! Działa na mnie jak płachta na byka. Krowa!
    Zostało coraz mniej czasu. Oj zostało!
    Zło mamy za sobą , więc przejdę dalej kochana.
    ---------------------------------------------------------------------------------
    A więc.... Vann jest nieźle rozbita , z powodu czego mi przykro... ale będzie lepiej , wiem to!
    Mama Thomasa ... cały synek , widać po kim odziedziczył swoją niezdarność....
    Ale za to mama Vanessy ... tu jestem zaskoczona pozytywnie!
    No i na koniec ...
    Moja wizja prysła!
    Mały chłopczyk! No wiesz! ... Ja tu już wizja jak się patrzy , a Ty co?:D
    Najlepszy!♥

    Ann.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uff nic nie zrobiła , ale w sumie zrobiła poszła do baru ! Znów przez Thomasa ! I jeszcze ta jego matka jak mogła tak ją potraktować, przez takich ludzi ona coraz bardziej się załamuje! Cudny rozdział, pozdrawiam .

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję, że znowu nie wpadnie w te bagno, to straszne.Morgi, Morgi, Morgi, no pięknie. Czekam na nastepny i pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku ulżyło mi, że ten chłopiec żyje...
    Rozdział przecudowny! ♥
    Należało się Thomasowi i to bardzo.
    A matka Morgiego eh...
    Czekam z niecierpliwością na kolejny
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. nie spodziewałam się takiej reakcji mamy Thomasa.
    i niech ona w końcu wyjdzie na prostą już było dobrze. poszła do Thomasa, dała mu w twarz i bardzo dobrze zrobiła tylko po co te wyrzuty ? no nic. zobaczymy zobaczymy.
    P.S. sorki że długo mnie tu nie było ale ciężkie chwile przeżywałam w szkole i wgl. :/
    Pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrze, że ten wypadek nie okazał się tragiczny w skutkach...
    No i oczywiście, że należało się Thomasowi za to wszystko co zrobił Van. Ta matka Thomasa, ja rozumiem, że emocje, że zawiodła się na nim, ale żeby jeszcze osądzać Van ?! Poza tym widziała w jakim jest stanie...
    Cóż, czekam na kolejny i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Gdzie Ty znajdujesz te wszystkie gify,hmmm?
    Rekacja mamy Thomasa bardzo mnie zaskoczyła,BARDZO.
    Kamień spadł mi z serca jak dowiedziałam sie ,że ten chłopak żyje.
    To zabawne,że tak wszystko przeżywam :D

    Zapraszam serdecznie na 11 rozdział z życia Sary.
    Pozdrawiam gorąco,Wigi <3
    http://themoordeath.blogspot.com/

    PS:Przepraszam za swoją nieobecność ,ale byłam ostatnio bardzo zajęta.Postaram sie wszystko nadrobić.

    OdpowiedzUsuń
  9. Po pierwsze , przepraszam , za moją długą nieobecność , ale szkołą i nauka mi to nie umożliwiła <3
    Jestem dumna z Van , że przywaliła Morgenstern'owi. Ja bym jeszcze go zadusiła. Mama Venessy powoli zaczyna naprawiać kontakty z córką.
    Mam nadzieję , że Van nie zapędzi się do alkoholizmu ...
    Bardzo fajnie , że dajesz gify <3
    Czekam na następny i mam nadzieję , że znajdę czas na przeczytanie go :D
    Buziaki kochana :***

    OdpowiedzUsuń