środa, 9 kwietnia 2014

Dziesięć.



„Kochać to także umieć się roz­stać. Umieć poz­wo­lić ko­muś odejść,
 na­wet jeśli darzy się go wiel­kim uczu­ciem. 
Miłość jest zap­rzecze­niem egoiz­mu, za­bor­czości, 
jest skiero­waniem się ku dru­giej oso­bie, 
jest prag­nieniem prze­de wszys­tkim jej szczęścia, 
cza­sem wbrew własnemu.”

•••

            Skąd nieznajomy miał tyle jej zdjęć z okresu niemowlęcego? Po co chciał jej to dać? Co to wszystko miało znaczyć? Dokładnie. To znajdowało się w owym pudełku. Kompletnie nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Drżącą dłonią, wyciągnęła fotografie, które zaścielały coś jeszcze z zawartości pudła. To były jakieś dokumenty. Wzięła delikatnie w dłonie trochę zżółknięty już papier. Zaczęła czytać. Po raz kolejny dziś nie wierzyła w to co widzi. Co to było? Dokumenty adopcyjne. Tak. Była adoptowana, a przynajmniej tak wynikało z tych dokumentów. Kiedy zobaczyła kto jest jej biologiczną matką, niedowierzała, że to wszystko dzieje się naprawdę. To musiała być jakaś pomyłka…
-Znam ten dom na pamięć…- powiedziała do siebie, zasłaniając usta dłonią, powstrzymując się od szlochu.
Rzuciła wszystkimi zdjęciami i dokumentami o łóżko, po czym wzięła torbę i zaczęła rozpaczliwie pakować swoje rzeczy. Nie miała żadnego planu ani nawet pomysłu, gdzie chce pojechać. Wiedziała jedno- musi wyjechać. Przynajmniej na jakiś czas. Urwać się od tego wszystkiego. Inaczej nie potrafiła. To ją przerosło. Tego było za wiele. Potem zbiegła szybko ze schodów i wyszła, trzaskając za sobą drzwiami i nic nikomu nie mówiąc. W jej oczach pojawiły się łzy. Szła, na pierwszy rzut oka niezdarnie, wycierając swe łzy o rękaw swojego płaszcza. Nie chciała iść i znowu użalać się Ann. Teraz, kiedy spodziewała się dziecka, Vanessa nie chciała zawracać jej głowy niczym. Nie było potrzeby, żeby ciężarna kobieta się o nią martwiła. Stała chwilę przy drodze głównej, która prowadziła na autostradę. Zabrał ją pewien kierowca ciężarówki, który jechał akurat do Sonthofen, czyli miejscowości, która była oddalona od Oberstdorfu o około 20 kilometrów. Wiedziała, że ryzykuje taką wyprawą, ale teraz miała to wszystko w nosie. Nie miała nawet siły się tym przejmować. Do Oberstdorfu doszła piechotą. Ponad dwie godziny marszu, dobrze jej zrobiły. Ochłonęła. Trochę, bo trochę, ale zawsze to było coś. Na ulicy przypadkiem spotkała Andreasa, który wracał z treningu do domu. I to się właśnie nazywa szczęście…
-Andreas!- krzyknęła, po czym podbiegła do zdziwionego chłopaka, który zatrzymał się na środku chodnika i nie wierzył, że widzi swoją kuzynkę. Stęsknił się za nią a i widać było, że ogarnęła się po tej akcji z policją i kradzieżą. Uśmiechnął się szeroko i obaj wpadli sobie w mocny i zwarty uścisk.
-Co ty tutaj robisz?- mówił, nadal mocno ściskając dziewczynę.- Nie uprzedzałaś o swoim przyjeździe.
-Sama nie wiedziałam, że przyjadę…- oderwała się od chłopaka, po czym z jej oczu, mimo wewnętrznych protestów, które grzmiały w dziewczynie, popłynęły.
-Chodź do domu… Tam wszystko na spokojnie mi opowiesz, bo widzę, że coś nie jest w porządku…- stwierdził przerażony. Nie mógł patrzeć, jak Vanessa cierpi. Coś ją od wewnątrz wręcz pożerało, a on nie znał tego przyczyny. Od razu zaczął podejrzewać, że to Thomas znów coś jej zrobił.
-Nie chcę…- wyjąkała.- Nie chcę spotkać się z ciocią i wujkiem…- mówiła szczerze.
-Nie ma ich.- powiedział szybko chłopak.- Wyjechali na tydzień do Szwajcarii, więc możesz u mnie pomieszkać z dwa dni spokojnie.- zaproponował, obejmując swoją kuzynkę ramieniem w geście pocieszenia. Van nie była w dobrej kondycji i on to doskonale widział oraz zdawał sobie sprawę, że musi jej pomóc. W dziwny sposób zależało mu na niej. Nie w taki sposób jak rodzinie zależy na jednej z jej członków, lecz w inny sposób, za który on sam często się karcił. Kiedy zobaczył ją wtedy na lotnisku, wszystkie uczucia wróciły ze zdwojoną siłą i od tamtego czasu traktował Van nie jak kuzynkę, lecz obiekt swych westchnień, mimo że wiedział, iż nigdy nie będą razem, a jego uczucia były wręcz niezdrowe…
-Zrobię ci coś ciepłego do picia…- powiedział, kiedy znajdowali się już w domu chłopaka.
-Nie!- wyrwała się Vanessa, chwytając Andreasa za rękę,  przyciągając go do siebie.- Bądź przy mnie…- przymknęła powieki i oparła swą głowę o ramię swego kuzyna. Brakowało jej wsparcia, ciepła ze strony drugiej osoby. Każdy, zwłaszcza w takich chwilach, potrzebuje trochę ciepła. Stali w takim stanie parę minut. Vanessa nie chciała wyrywać się z transu, natomiast Andreas będąc tak blisko dziewczyny, miał ochotę ją pocałować. Dać w końcu upust swoim chorym uczuciom. Delikatnie uniósł jej podbródek i patrząc sobie głęboko w oczy zbliżyli się jeszcze bardziej. Van była kompletnie pod panowaniem Andreasa. Uległa. Był już tak blisko jej ust, kiedy uświadomił sobie, że to co robi było absurdalne i cała ta chwila skończyć musiała się na tym, że oboje tylko stykali się czołami do siebie. Z trudem udało mu się opanować i przywrócić swoje zdrowe zmysły.
            Minęły już dwa dni kiedy Vanessa przebywała w Niemczech. Nie odbierała żadnych telefonów, najprościej mówiąc nie dawała żadnych znaków życia; przepadła jak kamień w wodę. Ann straszliwie martwiła się o przyjaciółkę. Szukała jej w każdych możliwych miejscach a nie tylko ona, gdyż Gregor również dołączył się do poszukiwań dziewczyny. Sam nie wiedział dlaczego tak się tym przejął. Czy szukał jej dlatego, że jego ukochana tak się martwiła? Może i z jednej strony tak, ale z drugiej nie. Vanessa była częścią układanki życia Ann i Gregora, a co się dzieje kiedy jednej części układanki brakuje? Cały obrazek niszczy się i tak było z nimi. Ann ciągle mówiła o Vanessie, płakała z powodu jej zniknięcia, nie mogła spać w nocy. Gregor musiał jakoś przerwać męki dziewczyny i posunął się nawet do tego stopnia, że poszedł do Thomasa, pełen nadziei, iż dziewczyna znajduje się właśnie u niego. A co się działo z Morgim od czasu kiedy spotkał w kinie Vanessę i Jakoba? Dobre pytanie.  Dotarło do niego, że popełnił życiowy błąd zostawiając Vanessę. Wstydził się, że był na tyle słaby, że nie zdołał przetrwać próby czasu i chwilowego kryzysu w ich związku, który dotyka każde pary, lecz prędzej czy później mija, gdyż po każdej burzy, wychodzi słońce i świeci jeszcze jaśniej niż przed burzą. Vanessa śniła mu się każdej nocy, wielokrotnie zwracał się do Caroline imieniem Vanessy, co też straszliwie denerwowało jego obecną dziewczynę. Nie panował nad tym…
-Thomas, to koniec.- powiedziała pewnego dnia bez ogródek, kiedy wychodzili z terenu skoczni.- Ty ją nadal kochasz a nas nie traktujesz poważnie.
-Caroline!- zatrzymał się w miejscu. Nie był na tyle zdziwiony słowami, które wypowiadała Caroline, jak faktem, że mówi o tym z taką łatwością… Za łatwo. Zdecydowanie za łatwo. Tak jakby jej nigdy na nim nie zależało…- Co ty mówisz?
-Każdej nocy wypowiadasz jej imię, do mnie zwracasz się „Vanessa”. To wkurzające, uwierz mi.- mówiła poważnie.- Poza tym ja jestem typem lekkoducha i gna mnie gdzie indziej. Chyba nie myślałeś, że na zawsze będziemy razem? Że połączyła nas nieprzerwana miłość na dobre i na złe.- mówiła, marszcząc brwi i patrząc na zdziwioną i zdębiałą minę blondyna.- Powodzenia Morgi!- rzuciła na pożegnanie i odeszła od chłopaka, który nadal stał w bramie wyjściowej i nie mógł uwierzyć z jaką łatwością Caroline go rzuciła oraz że zrezygnował z kogoś takiego jak Vanessa, z którą miał szansę stworzyć prawdziwy związek, założyć rodzinę. Ten błąd wiele go kosztuje…
            -Kiedy wracają twoi rodzice?- zapytała, pewnego leniwego popołudnia Andreasa.
-No już jutro…- przyznał smutno.- Słodka wolność się skończy…- mówił zawiedziony, jednak nie tym, że jego rodzice przyjeżdżają, lecz tym, że nie wiedział co dalej z Vanessą a tak bardzo się o nią martwił… Doskonale wiedział, że nie będzie chciała mieszkać u niego jak będą w domu jego rodzice… Nie mógł zostawić jej teraz samej… Ona nie miała prawa być teraz sama…
-Muszę ci coś powiedzieć…- usiadła przed chłopakiem po turecku.- To wszystko co sprawiło, że tutaj przyjechałam.
-Nie musisz skoro sprawia ci to ból.- mówił troskliwie i nawet nie zauważył kiedy jego ręka wyrwała się na przód i znalazła miejsce na włosach Vanessy. To był odruch, za który potem się wstydził. Zakłopotana Vanessa, odsunęła się od Andreasa. Nawet ona zdołała dostrzec to „Coś”, co siedziało między nią, a Andreasem.
-Ale ja chcę.- powiedziała przekonywująco.- Bo ja… Nie jestem biologicznym dzieckiem moich rodziców…- wydukała, a Andreas patrzył na nią tak, jakby patrzył na wariatkę.
-Co?- wykrztusił nadal zaskoczony.
-No tak… Jestem adoptowana…- mówiła, już właściwie z tym wszystkim pogodzona, lecz łzy nie przestawały kapać z jej oczu. Tego nie dało się okiełznać.
 Pobyt w Niemczech sprawił, że poukładała sobie wiele rzeczy w głowie, choć wcześniej zdawało się to niemożliwe…
-Czyli nie jesteśmy żadną rodziną?- mówił niby ponuro, lecz w głębi duszy, jakaś cząstka niego ucieszyła się za co wstydził się sam przed sobą.
-No nie…- przyznała.- Ale ja zawsze będę traktować cię jak mojego ukochanego kuzyna.- powiedziała, siląc się na uśmiech. W oczach chłopaka pewna iskierka zgasła, zanim zdążyła się jeszcze zapalić. Zawiesił głowę w dół. Niby wiedział o tym od zawsze, ale to co poczuł, nie zależało już od niego. Nie potrafił panować sam nad sobą. To było zbyt trudne.- Ale mam nadzieję, że to nic między nami nie zmieni.- powiedziała szybko Van, kładąc swoją dłoń na dłoni chłopaka, widząc wcześniejszą reakcję Andreasa.
-Nie…- powiedział szybko, znów patrząc jej w oczy, po czym ujął jej twarz w dłonie i z każdym ułamkiem sekundy zbliżał się do ust dziewczyny coraz bliżej. Vanessa w porę oderwała się od chłopaka.
-Muszę iść się spakować.- zmieniła diametralnie temat, nie patrząc Andiemu w oczy.
-Gdzie będziesz teraz mieszkać?- mówił z zaciśniętą pięścią, czując się nieco upokorzony. Znowu… Po raz kolejny nie wytrzymał.
-Nie wiem…- wzruszyła bezradnie ramionami.- Nie wrócę do Austrii. Nie umiem spojrzeć na razie rodzicom w oczy…- przyznała się.- Nie to, że teraz przestanę ich traktować jak moich rodziców, ale mam im za złe, że tyle to przede mną taili. Powinni dużo wcześniej powiedzieć mi prawdę.
-No tak…- mówił roztargniony. Nie mógł dopuścić by Vanessie cokolwiek zagrażało. Czuł się za nią odpowiedzialny. W jego głowie pojawił się pewien plan, dający nadzieję, zatrzymać dziewczynę blisko siebie, jednocześnie zapewniając jej towarzystwo.- Pakuj się i idziemy. Mam pewien pomysł!- wstał ucieszony tym, że znalazł chociaż tymczasowe rozwiązanie do tej sytuacji. Van bez protestów spełniła rozkaz chłopaka i po parudziestu minutach byli już w drodze. Andreas dokładnie wiedział co robi, natomiast Van musiała bezgranicznie zaufać chłopakowi, skoro szła za nim w ciemno. I tak nie miała już nic do stracenia.  Po 15 minutach, znajdowali się przed aleją wysokich bloków mieszkalnych. Potem szybko wdrapali się na piąte piętro. Nie rozmawiali pomiędzy sobą. Żadne z nich nie miało ochoty na żadną rozmowę. Vanessa bała się nieznanego, więc nie było w tym nic dziwnego, ale Andreas nadal był nieco speszony i przygaszony sytuacją, kiedy stracił nad sobą panowanie i omal nie pocałował Van. Znowu… Straszliwie bał się, że kiedy znów się tak stanie, zada bolesny cios Van, czego nie chciał. Nigdy w życiu nie chciał dopuścić, aby ona płakała z jego powodu. Z czyjegokolwiek powodu. By kiedykolwiek płakała…
-Właśnie czekałem na Was!- usłyszeli.
_____________________

Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was…
Wstyd się przyznać do tej katastrofy. xD
No i jedna z Was miała rację co do zawartości pudełka. ;)
Ale to może mieć też drugie dno...
 Wy oczywiście, kochane, komentujcie! :D
Pozdrawiam cieplutko. ;**

7 komentarzy :

  1. "Chyba nie myślałeś, że na zawsze będziemy razem?" - O tak! Dobrze Ci tak żigolaku od siedmiu boleści! :P
    Cieszy mnie to, że Thomas sobie pocierpi. Niech cierpi! A co!
    A Van? Jak mi Jej szkoda to sobie nawet nie wyobrażasz tyle rzeczy się na Nią zwaliło. Tyle cierpienia. Mam nadzieję, że powoli z czasem jakoś się Jej to wszystko poukłada.
    Andreas? Och on zawsze dla mnie będzie takim słodziakiem ale jak dla mnie nadaje się tylko i wyłącznie na przyjaciela. Taki przytulaś na gorsze dni :) I towarzysz imprez w te lepsze oczywiście.
    Jestem ciekawa u kogo Van będzie sobie teraz mieszkać :D Wyczuwam jakiegoś przystojnego Niamca :D Mrrr hehe
    A! No i proszę Cię niechże ona zadzwoni do Ann bo ta biedna się martwi a nie powinna w tym stanie!
    Całość jak zwykle świetna:D Mówiłam, żebyś odłożyła robienie na drutach i miałam rację :)
    Weny kochana!
    Buziole! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam tyle aspektów do rozważenia , że szok:D!
    Doczekałam się odcinka , nareszcie , doczekałam się nawet Ann i Grega!:D♥
    Oj jeszcze biedna poroni...
    Thomas?! - Mówiłam pawianie głupi , że będziesz jeszcze płakał! Teraz niech tylko Vann nie wpakuje się w związek z tym durniem !
    Andi♥ Czuję tu coś niesamowitego. Już nie Jackob , a Andreas będzie tym 'nowym' ... chociaż wchodzi w grę również inny Niemiec.
    Aa teraz najważniejsze.... Sądzę , że jej biologiczni rodzice , mają jakieś powiązanie z Morgensternem , Andreasem bądź Ann....' zna ten dom na pamięć' ...
    Czekam !♥

    Ann.

    OdpowiedzUsuń
  3. Van adoptowana ? Tego to bym nie wymyśliła. Ucieczka od problemów do "kuzyna", który się w niej zakochał ,ale w sumie dobrze ,że nie ukrywa tego przed sobą tak jak Thomas , który dopiero teraz zaczął zdawać sobie sprawę z tego ,że kocha tylko Van. Szkoda tylko , że tak późno , a teraz niech sobie pocierpi trochę casanowa.I jaki ona zna dom na pamięć Ann ? Thomasa ? Nie wiem ale wiem jedno , że jeśli Ann będzie się tak denerwować to może stracić dziecko , a tego bym ie chciała , więc niech Van odezwie się do niej . Przynajmniej do niej , no chyba , że przez ten "dom" nie chce się do niej odzywać. Dobra koniec ;) Cudowny rozdział , czekam na kolejny! Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  4. no i trafiłam... kurde, to musi być straszne. Traktujesz ich jako rodziców, a po tylu latach dowiadujesz się, ze tak naprawdę nie są oni wcale Twoimi rodzicami...
    A zachowanie Andreasa? Hmmm... nie umiem nic na ten temat napisać. Niby teraz już nie są rodziną, ale jednak, albo raczej na pewno dalej łączy ich taka więź czysto kuzynowska, przynajmniej ze strony Van...
    Czekam na nexta i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Andreas i takie uczucia w stosunku do Van? Szok. Ciekawe, czy Van się domyśliła, co może czuć do niej jej "kuzyn". Mam nadzieję, że jednak się chłopak opamięta i nie zniszczy tej więzi między nimi.
    Van zachowała się niedojrzale, wyjeżdżając i nie mówiąc nikomu ani słowa. Zostawiła swoją przyjaciółkę w ciąży, która nie powinna się denerwować. Natomiast jej zdenerwowanie na rodziców jestem w stanie zrozumieć.
    A co do Thomasa...Trochę późno zorientował się, że jednak kocha Vanessę. Ciekawe co zrobi teraz,gdy Caroline go zostawiła.
    Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko czekać na kolejny rozdział :)
    Zapraszam do siebie na jedynkę: http://luck-of-fate.blogspot.com/
    :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaskoczyłaś mnie bardzo kochana :)
    Van adoptowana, w ogóle bym o tym nie pomyślała ;D
    Może przez to, że ja nie mam czym myśleć ale cii xdd
    Andreas jest taki kochany. Szczerze mówiąc kibicuje mu bardzo może to i głupie może nie ale co mi tam :D
    A Morgi, ehh Morgi.. Coś trochę późno nie sądzisz chłopie? :D
    Czekam na kolejne cudeńko <3
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne. I umiesz zaskoczy człowieka :)
    Pozytywnie oczywiście.
    Uwielbiam czytać twojego bloga.
    Czekam niecierpliwie nie kolejny.
    I dziękuje <3
    Pozdrawiam :****

    Zapraszam do siebie. :) <3

    OdpowiedzUsuń