piątek, 18 kwietnia 2014

Szesnaście.



„W erze plas­ti­ku naj­bar­dziej w oczy rzu­cają się
drew­niane lal­ki i szma­ciane misie...”


•••


            Sam fakt, że zaczęła się w ogóle zastanawiać czy dać jej i Morgiemu drugą szansę, wywołał u niej zdziwienie i obrzydzenie. To był jej brat… Jak mogła w ogóle o czymś takim myśleć? Szybko otrząsnęła się. Nadal ona i Thomas znajdowali się bardzo blisko siebie. Za blisko. Ich twarze dzieliły milimetry. Głęboko patrzyli sobie w oczy. On na nią zupełnie tak jak dawniej, czyli jak na cały swój świat, a a ona z mieszanymi uczuciami, wywołanymi tym, że nadal może wgłębi siebie kochała chłopaka, ale również brzydziła się całym tym uczuciem, które było, jest i chyba będzie już na zawsze. Nagle chłopak wyrwał się i namiętnie pocałował Van. Myślał, że jest jeszcze dla nich  szansa. Żałował tego, co zrobił; że zostawił Vanessę samą; że przez niego i Caroline ukazał się ten artykuł w gazecie, który na pewno uraził Vanessę. Miał nadzieję, że ona to wie. Nie potrafił ubrać tego w słowa tego, co tak naprawdę czuje. Miał nadzieję w głębi siebie, że ona to wszystko widzi po sposobie w jakim na nią patrzy. I widziała. To jeszcze bardziej komplikowało sprawę. Było jej tak cholernie ciężko…
-Ciekawe co powiesz teraz, kiedy dowiesz się, że całowałeś własną siostrę?- ujęła jego twarz w dłonie i wyszeptała delikatnie te słowa z niezwykłą finezją, chłopakowi do ucha. Jej serce biło niemiarowo szybko. Tak samo było z oddechem. Nie sądziła, że kiedykolwiek powie o tym Thomasowi, a teraz to wszystko wypłynęło z niej samo. Chłopak oniemiał. Stał bezruchu. Vanessie, trudno było nawet wyczuć jego oddech. Oddaliła się od niego. On też wyrwał się z transu. Spojrzał jej ostatni raz w oczy, po czym zaczął śmiać się prosto w twarz dziewczynie. Chwilę po tym ruszył w stronę drzwi wyjściowych.
-Zapytaj swojej najukochańszej mamusi, co zrobiła z jednym ze swoich dzieci!- krzyknęła mu na pożegnanie, po czym nerwowo obróciła się  na pięcie i udała do recepcji. Pragnęła jak najszybciej zniknąć z oczu Thomasowi. Ten, na słowa dziewczyny zatrzymał się w miejscu. Potem jeszcze długo błąkał się po mieście. Nie mógł uwierzyć, że Vanessa była jego siostrą. Może ona kłamie? Ale po co miałaby kłamać? Ona nie kłamała, poznałby od razu. To wszystko było za bardzo skomplikowane na ludzki rozum.
            Kiedy wróciła do Austrii, w jej głowie panował jeden, wielki, nie do ogarnięcia mętlik. Już nawet nie przejmowała się tym, że ktoś tylko czeka by ją dopaść i zabić. To zepchnęła na drugi plan. Przypominali jej o tym jedynie ochroniarze, stacjonujący u niej w domu. Teraz najbardziej przejmowała się Thomasem. Wiedziała jak ona to przyjęła i teraz, mimo że trochę się z tym oswoiła, nadal przysparza to sporo bólu, a on? Dopiero go to czekało. Martwiła się o niego, chociaż nienawidziła go głęboko, głęboko, wewnątrz siebie. Jeszcze on ją nadal kochał… I to miłością, którą nie obdarowuje się siostry. Ona mogła w pewnym sensie powiedzieć to samo. Płacili za to zbyt dużą cenę… Za błędy rodziców, muszą płacić dzieci. Dlaczego tak jest na tym świecie? Na dodatek na co dzień musiała znosić w swoim domu całkowicie obcych jej facetów, którzy zabraniali jej właściwie wszystkiego. Miała dosyć takiego życia. Po miesiącu złożyła prośbę o zniesienie ochrony i wyjechała po nowe życie, zostawiając wszystko co dotychczas miała. Nikogo nie zdziwi, że jej celem stał się Oberstdorf. Z poczuciem porażki postanowiła skorzystać z propozycji Karla. Musiała spojrzeć mu w oczy i powiedzieć: „Przegrałam”. Nie wytrzymała. Po raz kolejny uciekła od problemów. Jej życie wyglądało jak nieustanna karuzela. Z Niemiec do Austrii, z Austrii do Niemiec. Miała ochotę przestać żyć. Nie chciała być tchórzem, ale już nie potrafiła inaczej. Z tyłu głowy miała poczucie, że ten psychopata, który na nią poluje, może zrobić coś Karlowi, ale po głębszych przemyśleniach, jemu chodziło tylko o nią i jej rodzinę. Karl przyjął ją oczywiście z otwartymi rękami. Był spokojniejszy, kiedy wiedział, że ma blisko siebie Vanessę. Był także dumny z siebie, że dał Vanessie powody do tego, że może jeszcze wrócić; że traktowała go jak kogoś bliższego. To było wspaniałe uczucie i wiedział, że nie każdego czymś takim się darzy.
-Łap!-  pewnego dnia, zaraz po przyjściu do domu z treningu, rzucił dziewczynie dzisiejszą gazetę. Na pierwszą chwilę przeraziła się, że nastąpiła reaktywacja Jakoba. Sparaliżowana, spoglądała na uśmiechniętego chłopaka. Ten, widząc jej reakcję, wiedział czego może obawiać się dziewczyna. Znał dokładnie tę całą historię z Morgim i pismakiem, który bezczelnie opublikował w gazecie artykuł o ich życiu prywatnym, a potem, z racji, że chłopak jest sławny na skalę światową, wiadomość szybko rozeszła się.
-Spokojnie!- uspokoił szybko.- Spójrz.- otworzył na stronie, gdzie znajdowało się duże ogłoszenie, które mówiło o tym, że jedna z kapel szuka wokalistki do swojego zespołu, który grał w pobliskich restauracjach.- Sama mówiłaś, że kochasz muzykę, lubisz śpiewać i takie tam, więc kiedy to zobaczyłem, od razu pomyślałem o tobie! Musisz spróbować!- mówił z entuzjazmem, pewny, że i również Vanessa się ucieszy z jego pomysłu, ale swoim wyrazem twarzy szybko zgasiła radość chłopaka. Wiedziała, że to beznadziejny pomysł. Wiele lat próbowała pogodzić się, że nigdy nie będzie żyła na co dzień z muzyką, którą szczerze kochała a teraz co? Nagle miała to wszystko zaprzepaścić? Miała dać sobie nadzieję? Znowu? A co jak zawiedzie się po raz kolejny? Nie potrafiła już śpiewać jak dawniej… A przynajmniej tak jej się wydawało.
-Karl, dziękuję ci bardzo za troskę, ale chodzi o to, że ja już nie potrafię śpiewać… Minęło tyle lat…- mówiła, nie mogąc pogodzić się z losem, a zarazem nie chcąc robić chłopakowi przykrości. Chciał przecież dobrze.
-Tego się nie zapomina!- mówił żelaznym tonem.- Musisz może co najwyżej trochę poćwiczyć. Słyszę jak śpiewasz czasem przy sprzątaniu albo gotowaniu.
-Śpiewam?- zdziwiła się. Chłopak pokiwał twierdząco głową. Zapominała się i mimo, że nawet sama nie zdawała sobie z tego sprawy. Muzyka była nieodłączną częścią jej życia, czy tego chciała czy nie.- Nie, Karl. To szaleństwo. Przesłuchanie jest już jutro.
Powiedziała, wstała i poszła do swojego pokoju. Cały czas o tym myślała i ciągle patrzyła na ogłoszenie w gazecie, które pokazał jej Karl. Długo nie mogła zasnąć, a gdy już udała jej się ta sztuka, we śnie przyszedł do niej jej tata. Siedzieli razem na brzegu jednego z jezior, na które jeździli, gdy Van była jeszcze małą dziewczynką. Jej tata grał na gitarze a ona ciągle patrzyła na niego z podziwem. Odczuwała wówczas dumę, że ma takiego tatę. Zaraz po otworzeniu powiek, zerwała się z łóżka. To był znak. Wiedziała co ma zamiar zrobić. Tak. Idzie spróbować walczyć o marzenia, które zaprzepaściła dawno temu ze względu na Morgiego i ich związek.
-Nie zawiodę cię, tato…- szepnęła sama do siebie, kiedy przyszła pora na nią. Była ostatnia w kolejce. Strasznie się denerwowała. Czuła się jakby ktoś ją kopnął w brzuch. Drżała. Raz było jej zimno, a zaraz potem gorąco. Weszła przez szerokie, pomarańczowe drzwi do środka, gdzie czekał na nią zespół, któremu to miała się zaprezentować. Zaczęła śpiewać. Dała się porwać muzyce. Kiedy skończyła, usłyszała brawa. Gromkie brawa. Była pewna, że zaraz usłyszy coś w stylu: „ Zadzwonimy do ciebie”, co będzie równoznaczne z tym, że nie dostała tej pracy i miejsca w zespole. Uważała, że jej występ nie był doskonały, ale nie był też taki zły. Jednak na pewno trafił się ktoś lepszy niż ona. W tłumie dziewczyn, które tutaj widziała, to było raczej pewne.
-Witamy z zespole!- usłyszała chóralny głos czterech chłopaków z zespołu. Każdy z nich był zachwycony Van. Nie była tak sztuczna i plastikowa jak dziewczyny, które tutaj były. A jej głos… Uważali, że był anielski. Potrzebowali jej w swoim zespole. Van, tylko uśmiechnęła się nieśmiało i nadal niedowierzała w otaczającą ją rzeczywistość. Spoglądała raz na chłopaków, raz na przestrzeń, która ją otaczała. To było niemożliwe…
-Dziś wieczorem pierwszy występ.- powiedział najstarszy z chłopaków, Fritz.
-Dziś?- zdziwiła się.- Przecież ja nie znam Waszych piosenek… Ja nie zdążę…- mówiła nerwowo bawiąc się włosami.
-Zdążysz!- zabrał ponownie głos Fritz. Był dosyć niskim brunetem o czarnych i żarzących się niczym węgielki oczach.- Możesz zaśpiewać to co śpiewałaś teraz. Znamy ten utwór, a zależy nam na dzisiejszym występie.
I wszystko jasne. Została rzucona na głęboką wodę. Ale lubiła wyzwania. Dzięki temu sukcesowi była pewniejsza siebie. Mocniejsza. Podbudowała się i znowu zawdzięczała to Karlowi. To było wręcz niepojęte, jak ten chłopak na nią działał. Tego dnia coś sobie jeszcze uświadomiła. Chyba nie chciała być z chłopakiem tylko w przyjacielskich  relacjach. Znaczył dla niej coś więcej. Czyli jednak życie bez Thomasa istniało, Van?
-Halo?- powiedziała, odbierając telefon, który ciągle dzwonił. Przygotowywała się właśnie do pierwszego występu. Buzowała wręcz radością, którą dostrzegł nawet jej rozmówca.
-Co taka w skowronkach? Czyżbyś znalazła więcej swoich braci?- to był Thomas. Momentalnie jej radość upłynęła z niej. Ręce zaczęły się trząść, że ledwo zdołała utrzymać w nich telefon. Jego głos. Taki twardy, żelazny… Nieprzyjemny.- Nie mogę uwierzyć, że cały czas to przede mną ukrywałaś. Tyle lat. O mało co nie ożeniłbym się z tobą. Z WŁASNĄ siostrą. Czy zdajesz sobie z tego w ogóle sprawę?! Nie jesteś człowiekiem. Jesteś potworem.
I rozłączył się. Był pewien, że Vanessa taiła to przed nim te wszystkie lata, a przecież prawda była całkiem inna. Nie dał jej nawet się wytłumaczyć. Dla niego wszystko już było jasne. Zaczęła płakać. Jego ostatnie słowa… „Jesteś potworem”…
-Vanessa, na scenę!- usłyszała zza kulis. Wezbrała się w niej jeszcze większa fala płaczu. Z uginającymi się nogami, weszła na scenę, ledwo powstrzymując łzy, których już nie potrafiła dłużej wstrzymywać. Raziły ją jasne reflektory. Czuła, że coraz niepewnej stoi na scenie. Chłopaki zaczęli grać, a ona nie wiedziała czy z jej gardła wydobędzie się choć jeden przyzwoity dźwięk. Bała się reakcji ludzi na jej żałosny i zrozpaczony szloch…
_________________________

Takie nic ode mnie tym razem. ; )

Następny rozdział postaram się dodać już jutro. ^^

Dziękuję za komentarze pod poprzednim postem. ;*

Jesteście nieocenione. <3 Moje, najlepsze! <3

9 komentarzy :

  1. :o
    ujsdhsdhjasiohdioasdioasidasoudioasuiodoasidopaikopai
    chcę więcej! Matko Boska!
    cu-do-wny rozdział!
    buziaki,
    phoebe z http://dangerousfeelings-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. A matko , co ta matka mu powiedziała ? Przecież Van ,dopiero co się o tym dowiedziała. I układała sobie życie a tu nagle Bu Thomas dzwoni i co teraz z tym wystąpieniem? Karl nasza dobra wróżka <3 I gdzie Andi ,bo.ja czekam.na niego ! Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Matko ale z tego Morgiego tutaj Kaczan. Niechże sobie to wszystko z matką wyjaśni a nie męczy durnymi telefonami. Wrrr
    Van niech zrobi karierę i się na Niego wypnie:P
    Karl - super wsparcie ale niech ona nie myli wdzięczności z uczuciem, proszę, ja czuję że dla Niej jest pisany ktoś inny :P
    A co z Ann i Gregorem??
    Brakowało mi ich tutaj.
    Rozdział świetny jak zawsze:)
    Buziole:*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakie to cudowne, przepiękne no ♥
    Jeeezu Morgi ;/ grr
    Karl jednak może ich coś połączy ;)
    czekam z niecierpliwością na kolejny ;)
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Brak mi słów .... o tym że uwielbiam Twoją twórczość doskonale wiesz , ale będę to powtarzać do znudzenia:D
    Morgi palant dosłowny! Do mamusi niech dzwoni i robi jej wyrzuty , a ze wszelkimi żalami może niech się zwróci do Caroline , w końcu to ona była do niedawna najważniejsza!;D
    Nie ma Ann i Grega , co mnie cieszy , nawet bardzo ... wolę ich brak niż tą całą sielankę:D

    Najlepsze!
    Ann.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ha. Kolejne potwierdzenie mojej teorii, która brzmi: "Thomas Morgenstern to nadęty bufon, dupek i kretyn". Nie noszę go. Przepraszam, ale tak mam. Teraz znowu nakombinował i przekombinował.
    Za błędy rodziców muszą płacić dzieci. No nie zawsze, ale w tym akurat przypadku tak jest.
    Karl to taki kochany... słodziak ? Dziwnie się czuję z tym słowem, ale tak wyszło.
    Nie wiem, czy to mówiłam (pisałam), ale świetnie piszesz.
    Czekam na kolejny.
    Pozdrawiam, buziak ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudowny jak zwykle. <3
    Mogę czytać godzinami ;**
    Czekam na kolejny. ;DD
    Nominuję Cię do Liebster Award <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudny rozdział <3
    I Karl taki kochany. Dobrze, że jej pomaga.
    A Thomas? Powinien dać Van wszystko wyjaśnić, a nie...
    Czekam na kolejny i zapraszam na dwójkę:
    http://oplaca-sie-walczyc.blogspot.com/
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń