„W erze plastiku najbardziej
w oczy rzucają się
drewniane lalki i szmaciane
misie...”
•••
Sam fakt, że zaczęła się w ogóle
zastanawiać czy dać jej i Morgiemu drugą szansę, wywołał u niej zdziwienie i
obrzydzenie. To był jej brat… Jak mogła w ogóle o czymś takim myśleć? Szybko
otrząsnęła się. Nadal ona i Thomas znajdowali się bardzo blisko siebie. Za
blisko. Ich twarze dzieliły milimetry. Głęboko patrzyli sobie w oczy. On na nią
zupełnie tak jak dawniej, czyli jak na cały swój świat, a a ona z mieszanymi
uczuciami, wywołanymi tym, że nadal może wgłębi siebie kochała chłopaka, ale
również brzydziła się całym tym uczuciem, które było, jest i chyba będzie już
na zawsze. Nagle chłopak wyrwał się i namiętnie pocałował Van. Myślał, że jest
jeszcze dla nich szansa. Żałował tego,
co zrobił; że zostawił Vanessę samą; że przez niego i Caroline ukazał się ten
artykuł w gazecie, który na pewno uraził Vanessę. Miał nadzieję, że ona to wie.
Nie potrafił ubrać tego w słowa tego, co tak naprawdę czuje. Miał nadzieję w
głębi siebie, że ona to wszystko widzi po sposobie w jakim na nią patrzy. I
widziała. To jeszcze bardziej komplikowało sprawę. Było jej tak cholernie
ciężko…
-Ciekawe co
powiesz teraz, kiedy dowiesz się, że całowałeś własną siostrę?- ujęła jego
twarz w dłonie i wyszeptała delikatnie te słowa z niezwykłą finezją, chłopakowi
do ucha. Jej serce biło niemiarowo szybko. Tak samo było z oddechem. Nie
sądziła, że kiedykolwiek powie o tym Thomasowi, a teraz to wszystko wypłynęło z
niej samo. Chłopak oniemiał. Stał bezruchu. Vanessie, trudno było nawet wyczuć
jego oddech. Oddaliła się od niego. On też wyrwał się z transu. Spojrzał jej
ostatni raz w oczy, po czym zaczął śmiać się prosto w twarz dziewczynie. Chwilę
po tym ruszył w stronę drzwi wyjściowych.
-Zapytaj swojej
najukochańszej mamusi, co zrobiła z jednym ze swoich dzieci!- krzyknęła mu na
pożegnanie, po czym nerwowo obróciła się
na pięcie i udała do recepcji. Pragnęła jak najszybciej zniknąć z oczu
Thomasowi. Ten, na słowa dziewczyny zatrzymał się w miejscu. Potem jeszcze
długo błąkał się po mieście. Nie mógł uwierzyć, że Vanessa była jego siostrą. Może
ona kłamie? Ale po co miałaby kłamać? Ona nie kłamała, poznałby od razu. To
wszystko było za bardzo skomplikowane na ludzki rozum.
Kiedy wróciła do Austrii, w jej
głowie panował jeden, wielki, nie do ogarnięcia mętlik. Już nawet nie
przejmowała się tym, że ktoś tylko czeka by ją dopaść i zabić. To zepchnęła na
drugi plan. Przypominali jej o tym jedynie ochroniarze, stacjonujący u niej w
domu. Teraz najbardziej przejmowała się Thomasem. Wiedziała jak ona to przyjęła
i teraz, mimo że trochę się z tym oswoiła, nadal przysparza to sporo bólu, a
on? Dopiero go to czekało. Martwiła się o niego, chociaż nienawidziła go
głęboko, głęboko, wewnątrz siebie. Jeszcze on ją nadal kochał… I to miłością,
którą nie obdarowuje się siostry. Ona mogła w pewnym sensie powiedzieć to samo.
Płacili za to zbyt dużą cenę… Za błędy rodziców, muszą płacić dzieci. Dlaczego
tak jest na tym świecie? Na dodatek na co dzień musiała znosić w swoim domu
całkowicie obcych jej facetów, którzy zabraniali jej właściwie wszystkiego.
Miała dosyć takiego życia. Po miesiącu złożyła prośbę o zniesienie ochrony i
wyjechała po nowe życie, zostawiając wszystko co dotychczas miała. Nikogo nie
zdziwi, że jej celem stał się Oberstdorf. Z poczuciem porażki postanowiła
skorzystać z propozycji Karla. Musiała spojrzeć mu w oczy i powiedzieć:
„Przegrałam”. Nie wytrzymała. Po raz kolejny uciekła od problemów. Jej życie
wyglądało jak nieustanna karuzela. Z Niemiec do Austrii, z Austrii do Niemiec.
Miała ochotę przestać żyć. Nie chciała być tchórzem, ale już nie potrafiła
inaczej. Z tyłu głowy miała poczucie, że ten psychopata, który na nią poluje,
może zrobić coś Karlowi, ale po głębszych przemyśleniach, jemu chodziło tylko o
nią i jej rodzinę. Karl przyjął ją oczywiście z otwartymi rękami. Był
spokojniejszy, kiedy wiedział, że ma blisko siebie Vanessę. Był także dumny z
siebie, że dał Vanessie powody do tego, że może jeszcze wrócić; że traktowała
go jak kogoś bliższego. To było wspaniałe uczucie i wiedział, że nie każdego
czymś takim się darzy.
-Łap!-
pewnego dnia, zaraz po przyjściu do domu
z treningu, rzucił dziewczynie dzisiejszą gazetę. Na pierwszą chwilę przeraziła
się, że nastąpiła reaktywacja Jakoba. Sparaliżowana, spoglądała na
uśmiechniętego chłopaka. Ten, widząc jej reakcję, wiedział czego może obawiać
się dziewczyna. Znał dokładnie tę całą historię z Morgim i pismakiem, który
bezczelnie opublikował w gazecie artykuł o ich życiu prywatnym, a potem, z
racji, że chłopak jest sławny na skalę światową, wiadomość szybko rozeszła się.
-Spokojnie!-
uspokoił szybko.- Spójrz.- otworzył na stronie, gdzie znajdowało się duże
ogłoszenie, które mówiło o tym, że jedna z kapel szuka wokalistki do swojego
zespołu, który grał w pobliskich restauracjach.- Sama mówiłaś, że kochasz
muzykę, lubisz śpiewać i takie tam, więc kiedy to zobaczyłem, od razu
pomyślałem o tobie! Musisz spróbować!- mówił z entuzjazmem, pewny, że i również
Vanessa się ucieszy z jego pomysłu, ale swoim wyrazem twarzy szybko zgasiła
radość chłopaka. Wiedziała, że to beznadziejny pomysł. Wiele lat próbowała
pogodzić się, że nigdy nie będzie żyła na co dzień z muzyką, którą szczerze
kochała a teraz co? Nagle miała to wszystko zaprzepaścić? Miała dać sobie
nadzieję? Znowu? A co jak zawiedzie się po raz kolejny? Nie potrafiła już
śpiewać jak dawniej… A przynajmniej tak jej się wydawało.
-Karl, dziękuję ci
bardzo za troskę, ale chodzi o to, że ja już nie potrafię śpiewać… Minęło tyle
lat…- mówiła, nie mogąc pogodzić się z losem, a zarazem nie chcąc robić
chłopakowi przykrości. Chciał przecież dobrze.
-Tego się nie
zapomina!- mówił żelaznym tonem.- Musisz może co najwyżej trochę poćwiczyć.
Słyszę jak śpiewasz czasem przy sprzątaniu albo gotowaniu.
-Śpiewam?-
zdziwiła się. Chłopak pokiwał twierdząco głową. Zapominała się i mimo, że nawet
sama nie zdawała sobie z tego sprawy. Muzyka była nieodłączną częścią jej życia,
czy tego chciała czy nie.- Nie, Karl. To szaleństwo. Przesłuchanie jest już
jutro.
Powiedziała,
wstała i poszła do swojego pokoju. Cały czas o tym myślała i ciągle patrzyła na
ogłoszenie w gazecie, które pokazał jej Karl. Długo nie mogła zasnąć, a gdy już
udała jej się ta sztuka, we śnie przyszedł do niej jej tata. Siedzieli razem na
brzegu jednego z jezior, na które jeździli, gdy Van była jeszcze małą
dziewczynką. Jej tata grał na gitarze a ona ciągle patrzyła na niego z
podziwem. Odczuwała wówczas dumę, że ma takiego tatę. Zaraz po otworzeniu
powiek, zerwała się z łóżka. To był znak. Wiedziała co ma zamiar zrobić. Tak.
Idzie spróbować walczyć o marzenia, które zaprzepaściła dawno temu ze względu
na Morgiego i ich związek.
-Nie
zawiodę cię, tato…- szepnęła sama do siebie, kiedy przyszła pora na nią. Była
ostatnia w kolejce. Strasznie się denerwowała. Czuła się jakby ktoś ją kopnął w
brzuch. Drżała. Raz było jej zimno, a zaraz potem gorąco. Weszła przez
szerokie, pomarańczowe drzwi do środka, gdzie czekał na nią zespół, któremu to
miała się zaprezentować. Zaczęła śpiewać. Dała się porwać muzyce. Kiedy
skończyła, usłyszała brawa. Gromkie brawa. Była pewna, że zaraz usłyszy coś w
stylu: „ Zadzwonimy do ciebie”, co będzie równoznaczne z tym, że nie dostała
tej pracy i miejsca w zespole. Uważała, że jej występ nie był doskonały, ale
nie był też taki zły. Jednak na pewno trafił się ktoś lepszy niż ona. W tłumie
dziewczyn, które tutaj widziała, to było raczej pewne.
-Witamy z
zespole!- usłyszała chóralny głos czterech chłopaków z zespołu. Każdy z nich
był zachwycony Van. Nie była tak sztuczna i plastikowa jak dziewczyny, które
tutaj były. A jej głos… Uważali, że był anielski. Potrzebowali jej w swoim
zespole. Van, tylko uśmiechnęła się nieśmiało i nadal niedowierzała w
otaczającą ją rzeczywistość. Spoglądała raz na chłopaków, raz na przestrzeń,
która ją otaczała. To było niemożliwe…
-Dziś wieczorem
pierwszy występ.- powiedział najstarszy z chłopaków, Fritz.
-Dziś?- zdziwiła
się.- Przecież ja nie znam Waszych piosenek… Ja nie zdążę…- mówiła nerwowo
bawiąc się włosami.
-Zdążysz!- zabrał
ponownie głos Fritz. Był dosyć niskim brunetem o czarnych i żarzących się
niczym węgielki oczach.- Możesz zaśpiewać to co śpiewałaś teraz. Znamy ten
utwór, a zależy nam na dzisiejszym występie.
I wszystko jasne.
Została rzucona na głęboką wodę. Ale lubiła wyzwania. Dzięki temu sukcesowi
była pewniejsza siebie. Mocniejsza. Podbudowała się i znowu zawdzięczała to
Karlowi. To było wręcz niepojęte, jak ten chłopak na nią działał. Tego dnia coś
sobie jeszcze uświadomiła. Chyba nie chciała być z chłopakiem tylko w
przyjacielskich relacjach. Znaczył dla
niej coś więcej. Czyli jednak życie bez Thomasa istniało, Van?
-Halo?-
powiedziała, odbierając telefon, który ciągle dzwonił. Przygotowywała się
właśnie do pierwszego występu. Buzowała wręcz radością, którą dostrzegł nawet
jej rozmówca.
-Co taka w
skowronkach? Czyżbyś znalazła więcej swoich braci?- to był Thomas. Momentalnie
jej radość upłynęła z niej. Ręce zaczęły się trząść, że ledwo zdołała utrzymać
w nich telefon. Jego głos. Taki twardy, żelazny… Nieprzyjemny.- Nie mogę
uwierzyć, że cały czas to przede mną ukrywałaś. Tyle lat. O mało co nie
ożeniłbym się z tobą. Z WŁASNĄ siostrą. Czy zdajesz sobie z tego w ogóle
sprawę?! Nie jesteś człowiekiem. Jesteś potworem.
I rozłączył się.
Był pewien, że Vanessa taiła to przed nim te wszystkie lata, a przecież prawda
była całkiem inna. Nie dał jej nawet się wytłumaczyć. Dla niego wszystko już
było jasne. Zaczęła płakać. Jego ostatnie słowa… „Jesteś potworem”…
-Vanessa, na
scenę!- usłyszała zza kulis. Wezbrała się w niej jeszcze większa fala płaczu. Z
uginającymi się nogami, weszła na scenę, ledwo powstrzymując łzy, których już
nie potrafiła dłużej wstrzymywać. Raziły ją jasne reflektory. Czuła, że coraz
niepewnej stoi na scenie. Chłopaki zaczęli grać, a ona nie wiedziała czy z jej
gardła wydobędzie się choć jeden przyzwoity dźwięk. Bała się reakcji ludzi na
jej żałosny i zrozpaczony szloch…
_________________________
Takie nic ode mnie tym razem. ; )
Następny rozdział postaram się dodać już
jutro. ^^
Dziękuję za komentarze pod poprzednim postem. ;*
Jesteście nieocenione. <3 Moje, najlepsze! <3
Dziękuję za komentarze pod poprzednim postem. ;*
Jesteście nieocenione. <3 Moje, najlepsze! <3
:o
OdpowiedzUsuńujsdhsdhjasiohdioasdioasidasoudioasuiodoasidopaikopai
chcę więcej! Matko Boska!
cu-do-wny rozdział!
buziaki,
phoebe z http://dangerousfeelings-fanfiction.blogspot.com/
A matko , co ta matka mu powiedziała ? Przecież Van ,dopiero co się o tym dowiedziała. I układała sobie życie a tu nagle Bu Thomas dzwoni i co teraz z tym wystąpieniem? Karl nasza dobra wróżka <3 I gdzie Andi ,bo.ja czekam.na niego ! Buziaki :*
OdpowiedzUsuńMatko ale z tego Morgiego tutaj Kaczan. Niechże sobie to wszystko z matką wyjaśni a nie męczy durnymi telefonami. Wrrr
OdpowiedzUsuńVan niech zrobi karierę i się na Niego wypnie:P
Karl - super wsparcie ale niech ona nie myli wdzięczności z uczuciem, proszę, ja czuję że dla Niej jest pisany ktoś inny :P
A co z Ann i Gregorem??
Brakowało mi ich tutaj.
Rozdział świetny jak zawsze:)
Buziole:*
Jakie to cudowne, przepiękne no ♥
OdpowiedzUsuńJeeezu Morgi ;/ grr
Karl jednak może ich coś połączy ;)
czekam z niecierpliwością na kolejny ;)
Buziaki ;*
Brak mi słów .... o tym że uwielbiam Twoją twórczość doskonale wiesz , ale będę to powtarzać do znudzenia:D
OdpowiedzUsuńMorgi palant dosłowny! Do mamusi niech dzwoni i robi jej wyrzuty , a ze wszelkimi żalami może niech się zwróci do Caroline , w końcu to ona była do niedawna najważniejsza!;D
Nie ma Ann i Grega , co mnie cieszy , nawet bardzo ... wolę ich brak niż tą całą sielankę:D
Najlepsze!
Ann.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHa. Kolejne potwierdzenie mojej teorii, która brzmi: "Thomas Morgenstern to nadęty bufon, dupek i kretyn". Nie noszę go. Przepraszam, ale tak mam. Teraz znowu nakombinował i przekombinował.
OdpowiedzUsuńZa błędy rodziców muszą płacić dzieci. No nie zawsze, ale w tym akurat przypadku tak jest.
Karl to taki kochany... słodziak ? Dziwnie się czuję z tym słowem, ale tak wyszło.
Nie wiem, czy to mówiłam (pisałam), ale świetnie piszesz.
Czekam na kolejny.
Pozdrawiam, buziak ;*
Cudowny jak zwykle. <3
OdpowiedzUsuńMogę czytać godzinami ;**
Czekam na kolejny. ;DD
Nominuję Cię do Liebster Award <3
Cudny rozdział <3
OdpowiedzUsuńI Karl taki kochany. Dobrze, że jej pomaga.
A Thomas? Powinien dać Van wszystko wyjaśnić, a nie...
Czekam na kolejny i zapraszam na dwójkę:
http://oplaca-sie-walczyc.blogspot.com/
Pozdrawiam :*